10 „bezsensownych” rzeczy, które robiłam przy pierwszym dziecku

Jeśli jesteś mamą dwójki dzieci z pewnością zgodzisz się, że za drugim razem wiele rzeczy robiłaś inaczej, niż po urodzeniu pierworodnego.

dzieci z ojcem


Podziel się na


Spis treści
1. 
Sprawdzałam, kiedy powinno zdobywać nowe umiejętności
2. 
Czekałam, kiedy zacznie chodzić...
3. 
Karmiłam w sztywnych odstępach czasu
4. 
Brałam na spacer w porze drzemki
5. 
Prasowałam ubranka. I pieluchy!
6. 
Wyparzałam - ciągle!
7. 
Zapisywałam - wszystko!
8. 
Kąpałam w saunie
9. 
Sadzałam na nocnik przed ukończeniem 2. roku życia
10. 
Byłam na każde jęknięcie

Trening czyni mistrza. Dzisiaj już wiem, że wiele rzeczy, które kiedyś wydawały mi się naturalne i nawet się nad nimi nie zastanawiałam, niepotrzebnie zabierały mi czas lub nerwy. A przy dziecku obydwa są na wagę złota. Szczególnie te ostatnie warto trzymać na wodzy, bo spokój i zdrowy rozsądek potrafią naprawdę ułatwić trudną codzienność. Co więc robiłam przy pierwszym dziecku, a czego dzisiaj nie robię?

Sprawdzałam, kiedy powinno zdobywać nowe umiejętności

– Dlaczego ona jeszcze nie siada? Chyba już powinna, sprawdzę. Synek sąsiadki już raczkuje? Może powinnam jej pokazać, jak się to robi? Przecież skończyła już 5 miesięcy – dlaczego ona nie ma ani jednego zęba? Sprawdzę, kiedy zacząć się martwić…

Przykłady można by mnożyć. Przy drugim dziecku nie sprawdzam dosłownie nic, w efekcie czego mała sama zaskakuje mnie nowymi umiejętnościami. A co ty już siadasz? Świetnie! Zostaw siostrze ten bidon z rurką, i tak nie umiesz się napić. Ooo, skąd wiesz jak to się robi? Cóż, choć z pewnością narażę się teraz większości mam jedynaków, nadmiar czasu przy pierwszym maluchu niekoniecznie służy nam samym. Co najwyżej naraża nas na niepotrzebny stres. Przy kolejnych pociechach czasu brakuje, ale dzięki temu można zaoszczędzić sporo nerwów.

Czekałam, kiedy zacznie chodzić…

Nie wiem, po co… Żeby powiedzieć innym – słuchajcie, już chodzi? Żeby prześcignąć dziecko sąsiadki? Żeby zdążyć przed rokiem? (to chyba najgłupsze).

Biorąc pod uwagę, że poprzednim razem nie doczekałam się do 14. miesiąca, teraz nie czekam w ogóle. Po pierwsze dlatego, że nie spodziewam się przełomu. Po drugie dlatego, że raczkowanie jest ważniejsze (chyba faktycznie jej pokażę, jak to robić). Po trzecie dlatego, że po pierwszym kroku, oklaskach i zdjęciu na instagramie to ja będę musiała za nią biegać, a póki co nie wiem, czy zmieści mi się to w codziennym grafiku.

niemowlę

Karmiłam w sztywnych odstępach czasu

Dlaczego ona jeszcze śpi? Minęło już ponad trzy godziny od ostatniego posiłku. Jeszcze 10 minut i budzę….

Też nie wierzę, że tak można. Ale można. Dzisiaj już rozumiem, że skoro śpi, to głodna na pewno nie jest. A nawet jeśli, to zje po przebudzeniu. Boże, jakie to proste.

Brałam na spacer w porze drzemki

Zaczyna trzeć oczy? Dobra, to jedziemy. Powód? Oczywisty dla wielu debiutujących mam – biorąc na śpiocha, minimalizuję ryzyko niespodziewanego ataku płaczu w czasie spaceru. I wracania do domu w podskokach, z uśmiechem mającym mówić mniej więcej: naprawdę mam to gdzieś, że wszyscy na nas patrzą.

Dzisiaj już wiem, że pora drzemki jest zbyt cenna, by przejeździć ją bez celu. Przecież można wtedy zrobić tyle innych rzeczy!

Prasowałam ubranka. I pieluchy!

Ja chyba naprawdę miałam za dużo czasu… Prasowałam wszystko. Od bodów poczynając, na pieluchach tetrowych kończąc (?!) Wiem, sama nie mogę uwierzyć w to, co piszę.

Z ręką na sercu – teraz nie prasuję niczego. No chyba, że mała ma w tym przywitać gości. Ale to raczej takich, którzy będą ją widzieć po raz pierwszy – między swoimi odpuszczamy. Powodów jest wiele. Po pierwsze i tak się pomnie w szafie między resztą dość obszernej dziecięcej garderoby. Po drugie będzie to nosiła jakieś dwie godziny – potem pobrudzi i trzeba będzie zmienić. Po trzecie prasowanie zajmuje cenny czas. Czy ja naprawdę nie wiedziałam tego wcześniej?!

Wyparzałam – ciągle!

Butelki, ustniki, gryzaki, smoczki. Te smoczki były najgorsze, bo przecież lądowały na podłodze kilkadziesiąt razy dziennie. Tak, wiem, że istnieją łańcuszki, dzięki którym można przypiąć smoczek do ubrania, ale moje dziecko około 4. miesiąca życia też pojęło ten mechanizm.

Czy teraz nie wyparzam? No butelkę raz dziennie mi się zdarzy. Ale smoczek ląduje co najwyżej pod bieżącą wodą (która na spacerze bieży wprost z plastikowej butelki). Życie w sterylnych warunkach jest szkodliwe.

rodzeństwo

Zapisywałam – wszystko!

Pierwszy uśmiech, dostrzeżenie własnej dłoni, złapanie po raz pierwszy grzechotki, pierwsze złapanie się za stopę (o mamo!) Wiem wszystko! Co do dnia i godziny.

A po co mi ta wiedza? No właśnie tego tylko nie wiem. Bo nie zajrzałam do tych cennych notatek od jakichś czterech lat. Dlatego teraz nie zapisuję niczego. Dosłownie. Pierwszy obrót na plecy? Nie wiem. Pierwszy samodzielny siad? Nie wiem. Oczywiście orientacyjne ramy czasowe podam, ale zostawię sobie dość duże granice błędu.

Kąpałam w saunie

Okna i drzwi zamknięte? Grzejnik włączony? Możemy zaczynać. Co takiego, nie wzięłam z łazienki płynu? To jak ja teraz po niego wyjdę? Zimnego powietrza do pokoju najdzie… Bo ta kąpiel to oczywiście w sypialni – obowiązkowo tam, gdzie dziecko będzie spało, żeby przypadkiem go już nie przenosić, narażając w ten sposób na… No właśnie, na co? Nie wiem.

Dzisiaj już nie kąpię w saunie. Ani w pokoju. Zdarza mi się nawet kąpać przy otwartym oknie (no ok, może przy uchylonym, ale to i tak spory postęp).

Sadzałam na nocnik przed ukończeniem 2. roku życia

Pierwszą próbę odpieluchowania podjęłam w okolicach roku (tak, teraz też wiem, że to śmieszne). Potem było jeszcze kilka prób. I metod. Wszystkie spaliły, pozostawiając po sobie niezbyt eleganckie plamy na sofie, materacu i dywanie (ta na sofie do dziś nie zeszła).

Teraz już wiem, że do drugiego roku życia dam spokój. Oczywiście wierzę i gratuluję mamom, których dzieciaki opanowały trening czystości w okolicach 12 miesiąca, ale zwyczajnie szkoda mi na to nerwów. I sofy.

Byłam na każde jęknięcie

Pamiętam to nasłuchiwanie. Z kuchni, z łazienki, z korytarza. Kilka sekund puszczania wody z kranu – stop. Na pewno nie płacze? Sprawdzę. Nie słychać, ale może płakała jak się lało, a teraz nakryła się pieluszką? Idę.

Dzisiaj robię trochę inaczej Zamykam drzwi, włączam odkurzacz i nie wyłączam aż skończę. Czemu? Bo mogłabym usłyszeć, że się przebudziła, a wtedy pewnie nie skończyłabym sprzątania. Nie, absolutnie nie stosuję metody: niech się wypłacze, ale wiem już, że chwila płaczu maluchowi nie zaszkodzi, a pieluszka odłożona w bezpieczne miejsce sama na niego nie spadnie.