Są słodkie, kochane i pocieszne, a w dodatku takie malutkie… Nic dziwnego, że język sam się plącze i zaczyna używać słów, którego nie ma w standardowym, „dorosłym” słowniku.
Zdrabnianie i przeinaczanie słów, zmiękczanie głosek i używanie słodkiej, nienaturalnej tonacji – to najczęstsze sposoby mówienia do małych dzieci. Czy to korzystne dla ich rozwoju?
Dziecięcy świat mowy
Rozwój mowy u dziecka rozpoczyna się już w chwili narodzin. Choć płacz i krzyk nie są szczytowym osiągnięciem w zakresie kompetencji językowych, już w okresie niemowlęcym są mniej lub bardziej skutecznym środkiem komunikowania się dziecka z rodzicami. Następny etap – tzw. głużenie – trwa do ok. 3 miesiąca życia – maluch gaworzy, wydając z siebie całą gamę nic nie znaczących dźwięków, a wszystko to ma mu pomóc wyćwiczyć aparat mowy i odkryć własne możliwości głosowe.
Na upragnione pierwsze słowa dziecka rodzice muszą poczekać do ok. 10-12. miesiąca życia. Wówczas przychodzi czas na echolalia, czyli powtarzanie pojedynczych sylab i ich ciągów, a także prostych, zasłyszanych wyrazów. Po ukończeniu 1. roku życia rozwój mowy u dziecka nabiera zawrotnego tempa – dziecięcy słownik każdego dnia wypełnia się nowymi „nabytkami”, a rodzice nie mogą odgonić się od małego gaduły.

„A tejas, cukiejećku, sobie pojoźmawiamy”
„Spieszczanie” słów podczas mówienia do dziecka nie jest niczym złym, jeśli stosowane jest sporadycznie i maluch ma stały kontakt z poprawnymi konstrukcjami wyrazowymi.
Choć niemowlę przez pierwsze miesiące życia nie rozumie, co się do niego mówi, doskonale wyczuwa wszystko, co wiąże się z emisją głosu: intonację, melodyjność głosu, rytm wypowiedzi, akcent itd. Z czasem świadomość dziecka rośnie, ale to, jak do niego mówimy, jest wciąż niezwykle ważne. To dlatego logopedzi, pedagodzy i lekarze nawołują, by – mówiąc do dzieci – konstruować wypowiedzi swobodnie, ale mądrze, używając poprawnej polszczyzny.
Nie chodzi, naturalnie, o bycie purystą językowym, ale o unikanie „spieszczania” mowy, przesadnego zdrabniania i przeinaczania wyrazów oraz stosowania „dziecięcych” odpowiedników wyrazów („lulu”, „am am” itp.,) częściej niż tych prawidłowych. Nie oznacza to, by w ogóle z przyjmowania językowej perspektywy dziecka rezygnować. Nie ma nic złego w sporadycznym kontakcie dziecka z tego typu wypowiedziami – np. podczas wizyty u cioci czy babci (bo to one najczęściej są autorkami pieszczotliwych wyrażeń) – to przecież wyraz czułości i miłości najbliższych. Ważne, by tego typu konstrukcje językowe nie były podstawową formą komunikacji rodziców i bliskich z dzieckiem. Jeżeli zaś się pojawiają, dobrze by obok nich występowały słowa poprawne, aby maluch znał zarówno prawidłowe konstrukcje wyrazowe, jak i alternatywne, którymi może posługiwać się, gdy chce szybko przekazać swoją myśl.
Jak mówić do małego dziecka?
Jak więc należy mówić do małego dziecka, by wspomóc rozwój jego mowy? Przede wszystkim powoli, wyraźnie i utrzymując kontakt wzrokowy. Dobrze jest dostosowywać treść i formę do wieku dziecka i konkretnej sytuacji komunikacyjnej. Używanie krótkich, pojedynczych zdań i prostych, łatwych do powtórzenia słów, pomoże dziecku zrozumieć to, co chcemy mu przekazać.
Dobrym pomysłem będzie także interesujące dla dziecka intonowanie wypowiedzi: melodyjny ton, rozciąganie głosek, a przede wszystkim radość w głosie są doskonale wyczuwalne przez dziecko i kojarzone przez nie z czymś dobrym, pozytywnym i bliskim. Powtarzanie tych samych wyrazów jest świetnym sposobem na utrwalenie dziecku nowych słów, a imitowanie różnych dźwięków (poprzez stosowanie wyrazów dźwiękonaśladowczych) naprowadzi malucha na zupełnie nową grupę wyrażeń, które wkrótce na stałe wejdą do jego słownika. Środkiem przekazu, który świetnie wpływa na rozwój mowy dziecka, jest także mimika – siorbanie, cmokanie, mlaskanie, oblizywanie ust, gwizdanie i robienie śmiesznych min podczas mówienia to świetny trening dla mięśni twarzy mówcy i naśladującego adresata dziecka.