Będą zmiany w opłatach za pobyt z dzieckiem w szpitalu? Sprawdź, co się zmieni!

Być może opłaty za pobyt rodzica w szpitalu wraz z dzieckiem zostaną zniesione. Czy to coś zmieni, skoro – oficjalnie – takie opłaty nie istnieją…

mama i dziecko


Podziel się na


Na początek powiedzmy sobie jasno: obecność rodzica przy łóżku dziecka w czasie jego pobytu w szpitalu to nie żaden luksus – to konieczność. Oczywistość nie podlegająca dyskusji. Niestety, do tej pory polskie przepisy właśnie tak traktowały pobyt rodzica przy łóżku chorego dziecka – jako udogodnienie czy wręcz fanaberię, za którą opiekun musiał zapłacić. I nie chodzi tu wcale o opłatę za posiłek czy inne „dodatki”, które z oczywistych przyczyn są płatne. Chodzi o sam nocleg, który często spędzany jest w pozycji siedzącej na krześle/fotelu i który to mebel rodzic musi sobie „zafundować” z własnej kieszeni.

Oczywiście nie można generalizować – takie opłaty nie są pobierane w każdej placówce i w każdych okolicznościach, ale prawda jest taka, że nie powinny być pobierane nigdzie. W przypadku, kiedy do szpitala trafia dziecko, rodzic powinien mieć możliwość bezpłatnego towarzyszenia mu przez cały ten trudny dla obydwu stron czas. I – co równie ważne – możliwość chociażby teoretycznego odpoczynku. Choroba dziecka – zwłaszcza taka, która wymaga hospitalizacji malca – to wystarczający powód do stresu i nerwów rodziców. Wiele osób cierpi w tym czasie na bezsenność lub świadomie czuwa całe noce przy łóżku dziecka, dlatego o spokoju psychicznym nie może być mowy. Szpital powinien więc zrobić wszystko, by ułatwić rodzicowi przynajmniej ten fizyczny odpoczynek. Siła i energia są bowiem niezbędne do przetrwania tego trudnego czasu, do efektywnego wspierania dziecka.

Jak potwierdzają liczne doświadczenia i obserwacje – obecność rodzica przy chorym dziecku poprawia wydatnie jego stan zdrowia.

mama całująca jedzące dziecko

Co ma się zmienić?

Koszty pobytu dziecka w szpitalu pokrywa Narodowy Fundusz Zdrowia. Nie przewiduje on jednak obecności przy dziecku osób towarzyszących. A ten także kosztuje – rodzic zużywa przecież wodę (do przygotowywania herbaty, kawy, wieczornej czy porannej toalety), korzysta z prądu (światło w łazience, ładowarka do telefonu, ewentualne korzystanie z urządzeń elektronicznych). I choć z reguły nie są to duże kwoty (opłaty wahają się między kilka a dwadzieścia kilka złotych za dobę), w przypadku dłuższego pobytu mogą okazać się dla rodziców uciążliwe. W sprawie nie chodzi jednak o obciążenie dla rodzinnego budżetu, ale o sam fakt – rodzic nie przebywa tam przecież z kaprysu, ale z konieczności. O zmiany w opisanej kwestii walczą już od dawna Rzecznik Praw Obywatelskich, Rzecznik Praw Pacjenta oraz Rzecznik Praw Dziecka – Marek Michalak w połowie marca zwrócił się w tej sprawie do prezydenta Andrzeja Dudy.

W ostatnim czasie głos w tej niezwykle ważnej, a ciągle bagatelizowanej, sprawie zabrał Minister Zdrowia Łukasz Szumowski – powiedział jasno, że opłata za sam pobyt rodzica przy dziecku w szpitalu nie może być pobierana. Jak na razie jest to temat „w trakcie realizacji w ministerstwie” – wymaga nowelizacji ustawy o prawach pacjenta, ale jak zapewnia minister, taka nowelizacja jest już w trakcie przygotowywania. Celem jej ma być „ucywilizowanie” warunków przebywania rodzica z dzieckiem w szpitalu. Oczywiście takie udogodnienia jak dodatkowy pokój czy posiłek mogą pozostać płatne – chodzi jedynie o to, by opiekun dziecka nie musiał płacić za tzw. krzesło.

Czy pobyt rodzica w szpitalu naprawdę aż tyle kosztuje?

Jak jednak prognozują niektóre media, nowelizacja mająca być rewolucją, może nie przynieść żadnych zmian. Dlaczego? Dlatego, że „oficjalnie” opłaty za sam pobyt rodzica przy dziecku nie są pobierane – nie mówią o nich żadne ogólnie obowiązujące ustawy czy przepisy. O tym, czy w danej placówce obowiązuje jakiś cennik, decydują jedynie jej władze, a posiadanie wewnętrznych regulaminów jest przecież dozwolone. Tymczasem warto zwrócić uwagę na pewien paradoks. Naszym zdaniem, pobyt rodzica przy łóżku dziecka nie generuje dodatkowych kosztów, a wręcz je redukuje. Wyobraźmy sobie sytuację, w której rodzice nie mogą czuwać przy dzieciach nocą. Mali pacjenci – zwłaszcza ci najmłodsi – często źle znoszą nocowanie w nowym miejscu. Dokładając do tego fakt rozstania z rodzicami oraz chorobę, przespanie całej nocy to raczej wizja nierealna.

Czy jedna, dwie pielęgniarki dedykowane na dany dyżur będą w stanie poradzić sobie z kilkoma – kilkunastoma salami pełnymi wymagających opieki maluchów?

Chore dziecko trzeba w nocy nie tylko uspokoić – czasem trzeba podać wodę, zmienić pieluszkę, zaprowadzić do toalety. Nie mówiąc już o tym, że dziecko jest chore: biegunka, wymioty, kaszel czy katar – wszystkie te dolegliwości wymagają przecież określonych interwencji ze strony rodzica/pielęgniarki. O strachu chorego dziecka nawet nie wspominamy – bo to chyba najgorsza konsekwencja opisywanej wizji. Czy naprawdę ten czajnik włączony raz na kilka godzin, telefon podładowany wtedy, kiedy naprawdę przestaje działać, woda spuszczona w toalecie czy szybki prysznic generują aż takie koszty? Z własnego doświadczenia możemy powiedzieć, że rodzic czuwający przy dziecku w szpitalu opuszcza jego łóżko tylko w razie najwyższej konieczności – robi wszystko, by mieć malca na oku niemalże przez cały czas.

Za dwadzieścia parę złotych jesteśmy w stanie znaleźć sobie nocleg w Zakopanem – sprawdzone. O jego jakości nie będziemy dyskutować, bo jakość szpitalnych krzeseł na pewno nie jest lepsza. Resztę zostawiamy bez komentarza.