Oficjalnie w polskim prawie nie istnieją. Rodzą jednak cudze dzieci za pieniądze. Kim są surygatki?
Przez dziewięć miesięcy noszą pod sercem dziecko, poczęte drogą in vitro, a po porodzie oddają je rodzicom. Inkasują za to od 30 do nawet 100 tysięcy złotych. Przez jednych postrzegane jako ostatnia deska ratunku dla bezdzietnych par. Przez innych – jako wyrachowane materialistki handlujące ludźmi. Surogatki.
Zacznijmy od początku
Surogatka (spolszczona wersja angielskiego określenia surogat mother) to kobieta, która w zamian za określone wynagrodzenie przyjmuje zapłodnioną drogą in vitro komórkę jajową innej kobiety, która sama nie może zajść w ciążę. Po porodzie surogatka zrzeka się wszystkich praw do dziecka na rzecz rodziców, którzy wynajęli jej macicę. Rola matki zastępczej sprowadza się więc do donoszenia ciąży, urodzenia dziecka i oddania go biologicznym rodzicom.
Tak wygląda sucha, słownikowa definicja. Żeby przekonać się jednak, co się za nią kryje, wystarczy wejść na fora internetowe: „handel ludźmi”, „ostatnia deska ratunku dla par nie mogących mieć dzieci”, „wszystko dla pieniędzy”, „prostytucja macierzyństwa” – takie skrajne emocje wzbudza pojęcie surogatki w polskim społeczeństwie. Głównie za sprawą ostatniej, precedensowej sytuacji, kiedy to matka zastępcza z Łodzi postanowiła walczyć o prawo do opieki nad chłopcem, którego urodziła dla bezpłodnej pary z Warszawy.
Kajtek
O Beacie Grzybowskiej zrobiło się głośno, kiedy wniosła do sądu rodzinnego pozew z żądaniem przyznania jej opieki nad dzieckiem. Wcześniej zgodziła się urodzić nie swoje genetycznie dziecko bezdzietnemu małżeństwu z Warszawy. Podpisała z nimi umowę, otrzymała 30 tysięcy złotych i wiele prezentów dla dwóch córek, które samotnie wychowuje. Nie kryje, że wynajęła brzuch z powodu trudnej sytuacji materialnej. Chłopca – który urodził się dzięki metodzie in vitro – po porodzie przekazała ojcu. Nie zrzekła się jednak praw do niego i teraz walczy o dziecko twierdząc, że już w czasie ciąży przywiązała się do niego i nie może bez niego żyć.
Sprawą od kliku miesięcy żyje cała Polska. Pojawia się wiele głosów, że Kajtuś powinien wrócić do Beaty Grzybowskiej. Przeważają jednak opinie, że to małżeństwo z Warszawy powinno zatrzymać malca. Dramatu sprawie dodaje fakt, że Grzybowska żyje w trudnych warunkach, nie pracuje, a wcześniej zostawiła w szpitalu swoją trzecią córkę, która urodziła się z wadą genetyczną. Dziewczynka znalazła już rodzinę adopcyjną.
Luki w prawie
Jak skończy się historia Kajtka? Tego nie wiemy. Polskie prawo jest bowiem przestarzałe i nie przewidziało istnienia surogatki. W jego rozumieniu rodzicem jest ta kobieta, która urodziła dziecko. Propozycje rozwiązań prawnych w Polsce regulujących zjawisko surogatek przygotowuje dopiero Zespół do spraw Konwencji Bioetycznej.
Umowy między matkami zastępczymi a bezpłodnymi rodzicami odbywają się więc w ramach umów cywilnych, a te nie mają oparcia w prawie rodzinnym. Co jednak nie jest zakazane, nie jest zabronione. Dlatego w naszym kraju pojawiają się już prywatne biura pośredniczące w wynajmie macicy. Takie biuro pobiera prowizję w wysokości ok. 10%. Dodatkowo – aby zabezpieczyć się przed ewentualną chęcią zatrzymania dziecka po porodzie – często podpisuje z matką zastępczą weksel na sporą kwotę pieniędzy.
Macica w leasingu
Na Zachodzie temat matek zastępczych nie jest nowy. Wynajęcie surogatki to od dawna stosowana praktyka w wielu krajach. W USA, Grecji, Wielkiej Brytanii, Rosji, Indiach czy na Ukrainie wynajem matek zastępczych został już ściśle uregulowany prawnie. W Austrii, Niemczech, Norwegii, Szwecji czy Francji uznaje się go za nielegalny proceder.
We Francji na przykład za wynajęcie surogatki grożą nawet trzy lata więzienia i grzywna w wysokości 45 tysięcy euro. Dlatego wiele par decyduje się na szukanie pomocy za granicą. Ostatnio wielką popularnością cieszy się Ukraina i Rosja. Ale trzeba też podkreślić, że w państwach, w których wynajem brzucha jest od dawna prawnie uregulowany, na usługi surogatek decydują się również kobiety, które pragną mieć dziecko – ale bez niedogodności związanych z byciem w ciąży.
Po dwóch stronach barykady
-Jestem 36 letnią samotną kobieta i mam juz 2 dzieci. Nie palę, nie piję alkoholu i dbam o siebie. Chciałabym zostać surogatką – pomóc jakiejś parze i nie ukrywam, że aspekt finansowy też gra u mnie rolę. Okres ciąży wspominam miło i bardzo lubiłam ten stan – pisze na forum poświęconym matkom zastępczym jedna z kobiet, przedstawiając swoją ofertę. Takich ogłoszeń znajdziemy w polskim internecie tysiące. I oczywiste jest to, że kobiety, które decydują się pomóc bezpłodnym małżeństwom robią to głównie z pobudek finansowych. Ubogie studentki, samotne matki, kobiety w trudnej sytuacji materialnej – to one najczęściej decydują się na wynajęcie macicy. Ponieważ nie mamy ścisłych uregulowań prawnych, nie są one – jak na przykład w USA – poddawane wielu badaniom i – co ważne – testom psychologicznym.
Wynająć brzuch to nic trudnego?
Sporej części kobiet wydaje się, że wynająć brzuch to nic trudnego. Wystarczy dziewięć miesięcy dbania o siebie, ale przecież wynagradza to spora suma pieniędzy – surogatka może zarobić od 30 do nawet 100 tysięcy złotych. Sprawa nie jest jednak taka prosta. Dobrze wiemy, że dla późniejszego życia dziecka bardzo ważne są miesiące życia płodowego. Dzieci kochane rozwijają się lepiej od tych niechcianych. A surogatka z samej definicji nie powinna tworzyć więzi z dzieckiem. Bo to jest tylko kontrakt, układ, umowa. Z drugiej strony, w czasie ciąży między kobietą a dzieckiem mimo wszystko powstaje uczucie – pomaga przecież temu natura, moc hormonów. Surogtace rzeczywiście może więc być trudno rozstać się z malcem, którego nosiła pod sercem dziewięć miesięcy. Na całym świecie znane są przypadki, kiedy po porodzie matki zastępcze walczą o prawo do opieki nad dzieckiem. Pamiętajmy jednak – jeśli surogatka świadomie i za pieniądze decyduje się urodzić dziecko innej parze, powinna ponieść wszelkie konsekwencje takiej decyzji. W przypadku historii łodzianki cierpią przecież dwie rodziny.
-Jesteśmy bezpłodnym małżeństwem, szukamy kobiety, która urodzi dla nas Stasia lub Julię. Czekamy na maile (koniecznie z określeniem warunków finansowych) od kobiet, które są gotowe oddać także swoją komórkę jajową – takich ogłoszeń również znajdziemy w internecie setki. Dramat par, które nie mogą mieć dzieci dotyka bowiem coraz więcej polskich rodzin. W przypadku osób, które zawiodły wszystkie metody leczenia, a upływający czas zmniejsza szansę na potomstwo, wynajęcie czyjegoś brzucha staje się ostatnią deską ratunku. Zdarza się więc, że surogatki szantażują rodziców, żądając na przykład większej kwoty pieniędzy. To prawdziwa tragedia dla rodziny, która przecież czeka na dziecko, jest w pełni gotowa na jego przyjęcie i pragnie zapewnić mu wszystko, co najlepsze. Dla wielu zdesperowanych małżeństw cena często jednak nie gra roli.
Salomonowy wyrok?
W kwestii matek zastępczych nawet środowisko lekarzy jest podzielone. Negatywna ocena moralna może dotykać bowiem obu stron – i rodziców, którzy za wszelką cenę pragną mieć dziecko; i kobiet, które za pieniądze wynajmują swój brzuch. Niezależnie od tego, jakie rozwiązania prawne zostaną przyjęte – temat surogatek na pewno nadal będzie budzić skrajne emocje. Dla jednych bowiem jest to handel ludźmi, dla innych – jedyna szansa na dziecko.
Matki zastępcze to wielkie wyzwanie dla polskiego społeczeństwa. Jedno jest pewne – wszelkie kwestie prawne muszą jak najszybciej zostać uregulowane. Bo chociażby historia Kajtka pokazuje, jak wysoka może być cena rodzicielstwa.