Święta z małymi dziećmi to prawdziwa mieszanka chaosu, radości i małych katastrof, które mimo wszystko sprawiają, że ten czas jest niezapomniany.
– Inka, inka! – woła Julka, która pierwsze sylaby uważa za zbędne. Próbuje założyć buty (oczywiście prawy na lewą nogę) i jednocześnie podskakiwać ciesząc się na wieść, że jedziemy wybrać choinkę.
Tato, nie pal dziś w kominku, bo Mikołaj się poparzy…
– Największą! Kupimy największą! – uśmiech Ali rozciąga się przez całą jej twarz – od ucha do ucha…
Pieczemy pierniczki. Dziewczynki uwielbiają ugniatanie ciasta i robienie różnych kształtów z niego. Stoję tyłem do córek, ugniatając ciasto na blacie kuchennym. One lepią na stole w jadalni. Z zamyślenia wyrywa mnie pytanie Ali:
– Mamo, czy będziemy to jeść?
– Oczywiście, kochanie – odpowiadam.
Po chwili odwracam kontrolnie głowę w stronę stołu i widzę Julkę z pełną buzią surowego ciasta. Nel zdążyła już zjeść swoja porcję.
– Co wy robicie???
– No przecież powiedziałaś, że będziemy to jeść.
Zdecydowanie muszę bardziej uważać na to, co mówię przy dzieciach…
– Tato, nie pal dziś w kominku, bo Mikołaj się poparzy – prosi Nel w dniu Wigilii …
Cicha noc, święta noc…
Ho Ho Ho
W naszym domu raczej gwarna noc, święta noc. Noc wypełniona chichotem małych dziewczynek oczekujących w napięciu na grubego pana z białą brodą. Zapach grzybów miesza się z zapachem piernika i współgra z wonią żywej, stojącej w rogu pokoju choinki – oczywiście największej, jaka była.
Dziewczynki nie są w stanie spokojnie usiedzieć przy stole, co chwilę podbiegają do okna sprawdzić, czy już jest pierwsza gwiazdka. Babcia woła je do kuchni i częstuje pierniczkami. W czasie, kiedy małe buźki zajęte są pochłanianiem pierniczków, ja otwieram drzwi balkonowe w salonie, a mój mąż – Mikołaj szybko wchodzi do domu i staje przy kominku udając, że dopiero co z niego wyszedł.
– Ho, ho, ho! – woła nienaturalnie grubym głosem.
Rozlega się pisk radości, z którego z trudem można wydobyć słowa:
– Jest, już jest!!!
Szybkość, z jaką moje córki pokonują odległość z kuchni do salonu można by z pewnością zapisać w księdze rekordów Guinnessa. Wysokość dźwięków, które się z nich wydobywają – pewnie też. Ich radość miesza się z lękiem przed obcym. Cieszą się i trochę boją. Spoglądają po sobie, aż w końcu nie wytrzymują napięcia i wtulają się w wyczekiwanego przez cały rok gościa. Dla takich chwil warto żyć.
Cicha noc, święta noc… Kolejna już za rok.
Dowiedz się więcej: