Cicha noc, święta noc…

Święta z małymi dziećmi to prawdziwa mieszanka chaosu, radości i małych katastrof, które mimo wszystko sprawiają, że ten czas jest niezapomniany.

Rodzinne święta


Podziel się na


Spis treści
1. 
Tato, nie pal dziś w kominku, bo Mikołaj się poparzy...
2. 
Ho Ho Ho

– Inka, inka! – woła Julka, która pierwsze sylaby uważa za zbędne. Próbuje założyć buty (oczywiście prawy na lewą nogę) i jednocześnie podskakiwać ciesząc się na wieść, że jedziemy wybrać choinkę.

Tato, nie pal dziś w kominku, bo Mikołaj się poparzy…

Największą! Kupimy największą! – uśmiech Ali rozciąga się przez całą jej twarz – od ucha do ucha…

Pieczemy pierniczki. Dziewczynki uwielbiają ugniatanie ciasta i robienie różnych kształtów z niego. Stoję tyłem do córek, ugniatając ciasto na blacie kuchennym. One lepią na stole w jadalni. Z zamyślenia wyrywa mnie pytanie Ali:

Mamo, czy będziemy to jeść?

Oczywiście, kochanie – odpowiadam.

Po chwili odwracam kontrolnie głowę w stronę stołu i widzę Julkę z pełną buzią surowego ciasta. Nel zdążyła już zjeść swoja porcję.

Co wy robicie???

No przecież powiedziałaś, że będziemy to jeść.

Zdecydowanie muszę bardziej uważać na to, co mówię przy dzieciach…

Tato, nie pal dziś w kominku, bo Mikołaj się poparzy – prosi Nel w dniu Wigilii …

Cicha noc, święta noc…

Ho Ho Ho

dzieci czekają na pierwszą gwiazdkę

W naszym domu raczej gwarna noc, święta noc. Noc wypełniona chichotem małych dziewczynek oczekujących w napięciu na grubego pana z białą brodą. Zapach grzybów miesza się z zapachem piernika i współgra z wonią żywej, stojącej w rogu pokoju choinki – oczywiście największej, jaka była.

Dziewczynki nie są w stanie spokojnie usiedzieć przy stole, co chwilę podbiegają do okna sprawdzić, czy już jest pierwsza gwiazdka. Babcia woła je do kuchni i częstuje pierniczkami. W czasie, kiedy małe buźki zajęte są pochłanianiem pierniczków, ja otwieram drzwi balkonowe w salonie, a mój mąż – Mikołaj szybko wchodzi do domu i staje przy kominku udając, że dopiero co z niego wyszedł.

Ho, ho, ho! – woła nienaturalnie grubym głosem.

Rozlega się pisk radości, z którego z trudem można wydobyć słowa:

Jest, już jest!!!

Szybkość, z jaką moje córki pokonują odległość z kuchni do salonu można by z pewnością zapisać w księdze rekordów Guinnessa. Wysokość dźwięków, które się z nich wydobywają – pewnie też. Ich radość miesza się z lękiem przed obcym. Cieszą się i trochę boją. Spoglądają po sobie, aż w końcu nie wytrzymują napięcia i wtulają się w wyczekiwanego przez cały rok gościa. Dla takich chwil warto żyć.

Cicha noc, święta noc… Kolejna już za rok.

Dowiedz się więcej: