Crowd-birthing – poród w gronie najbliższych

Do niedawna poród rodzinny wydawał się kontrowersyjny. Dziś jest standardem. Ale czy możemy zaprosić na porodówkę większą liczbę osób?

Kobieta w ciąży w szpitalu


Podziel się na


Dziś jest już standardem, bo w obliczu nowych pomysłów na to, jak urozmaicić sobie czas na porodówce, towarzystwo partnera to naprawdę przysłowiowy „pikuś”.

Poród rodzinny

Mianem tym zwykliśmy określać sytuację, w której rodzącej towarzyszy na sali porodowej bliska osoba. Najczęściej jest to ojciec dziecka – partner lub mąż kobiety, znacznie rzadziej zdarzają się przypadki, by rodzące życzyły sobie zamiast niego towarzystwa mamy, siostry czy przyjaciółki (choć i takie przypadki mają miejsce). Utarło się jednak, że poród rodzinny zakłada obecność przy porodzie jednej dodatkowej osoby, co i tak dla wielu szpitali jeszcze do niedawna było problemem. Na szczęście dzisiaj to już standard i rodząca, życząca sobie wsparcia bliskiej osoby, raczej nie napotka na opór. A nawet jeśli – ma prawo żądać wyegzekwowania swojego prawa.

Co więcej, statystyki pokazują, że z prawa tego z roku na rok korzysta coraz więcej osób. Jedyne, o czym należy pamiętać, to wcześniejsze poinformowanie placówki o planach uczestniczenia w porodzie dodatkowej osoby – część szpitali wymaga bowiem odbycia wizyty kwalifikującej do porodu rodzinnego, w czasie której personel medyczny rozmawia z przyszłymi rodzicami, przedstawia im przebieg porodu, wyjaśnia zasady panujące na sali porodowej (czasami wymagane są także zaświadczenia o zaliczeniu kursu w szkole rodzenia oraz aktualne badania).

Kobieta rodzi w szpitalu

Crowd-birthing, czyli poród w rozszerzonym gronie

Skąd pomysł, by wpuścić na salę porodową kogoś więcej, niż tylko partnera? Z telewizji. A dokładniej z popularnego programu o nazwie „Keeping Up With the Kardashians”. Jedna z przedstawicielek tego znanego rodu – Kourtney, urodziła bowiem w towarzystwie aż ośmiu członków rodziny! (ojca dziecka, własnej matki, sióstr i przyrodnich sióstr, brata oraz syna).

Z badania przeprowadzonego przez serwis ChannelMum.com wynika, że ten rodzaj porodu cieszy się coraz większym zainteresowaniem.

Ankieta, w której udział wzięło 2 tys. kobiet pokazuje, że podczas porodu rodzącym coraz częściej towarzyszy nawet osiem bliskich osób! Zjawisko potwierdzają także amerykańskie położne, porównując współczesny poród do – rodzinnego przyjęcia. Jak kobiety, decydujące się na tego rodzaju poród, uzasadniają swoją decyzję? Jedne twierdzą, że chodzi o wsparcie najbliższych, inne, że o dodanie sobie odwagi (w obecności tylu osób nie można przecież wyjść na tchórza..), jeszcze inne, że nie robią tego dla siebie, ale właśnie dla towarzyszy (bo przyjaciółka miała dwie cesarki i nie widziała naturalnego porodu…).

Mama i noworodek

Co za dużo…

W naszym kraju jak na razie poród w rozszerzonym gronie nie jest możliwy, ale kto wie czy i w tej kwestii nie pójdziemy śladami Zachodu? Karierze crowd-birthingu może jednak zaszkodzić jego poprzednik, czyli wspomniany już poród rodzinny. A dokładniej fakt, że wykorzystuje on nazwę, która z pewnością lepiej oddawałaby charakter obecności na sali porodowej kilku osób niż tylko partnera. Gdyby dotychczas nam znany poród rodzinny nosił przykładowo nazwę „porodu partnerskiego”, wówczas nowe zjawisko, które opisujemy, mogłoby wykorzystać dla siebie właśnie miano „porodu rodzinnego”.

O ile bowiem nazwa „poród rodzinny” kojarzy się dobrze – sugeruje obecność na sali porodowej osób bliskich, o tyle „crowd-birthing” z oczywistych względów nasuwa skojarzenia z tłumem i tłokiem, a więc słowami o wyraźnie pejoratywnym wydźwięku. Poród to przecież wydarzenie niezwykle intymne, osobiste – takie, do którego dostępu nie powinno mieć zbyt wiele osób. Tymczasem słowa tłum i tłok same w sobie zawierają nadmiar – coś zbędnego, niepotrzebnego, przeszkadzającego… Tym bardziej, że obecność innych osób budzi presję, by zachować się w określony sposób, by dobrze „wypaść”, by nikogo nie zawieść.

Czy takie dodatkowe obawy są potrzebne w czasie tego – i tak budzącego mnóstwo obaw i wątpliwości wydarzenia…? Jak myślicie? Czekamy na komentarze!