Mimo przewidywanego terminu, nie wiemy kiedy nasze dziecko przyjdzie na świat. Czy owa pora ma jakiekolwiek znaczenie dla rodzącej i jej maleństwa?
O ile cesarskie cięcie można zaplanować co do minuty, poród naturalny to wydarzenie spontaniczne w każdym calu. Czy pora narodzin ma wpływ na zdrowie i samopoczucie matki i dziecka? Sprawdzamy!
Czy pora narodzin ma wpływ na zdrowie i samopoczucie?
Generalnie nie. Nie ma ona znaczenia ani dla zdrowia i rozwoju dziecka ani nie wpływa w żaden sposób na stan zdrowia i samopoczucie matki. Przynajmniej tak sugerują badania przeprowadzone w Wielkiej Brytanii. A że prowadzone były na dość szerokiej grupie 25 tysięcy kobiet, można uznać je za wiarygodne (prawo statystyki). No cóż, chyba nie takich wniosków spodziewali się badający? Pewnie nie, aczkolwiek badań nie można uznać za zupełnie niepotrzebne. Jakie wnioski przyniosły?
Otóż przy okazji badań wyszło, że istnieje dość istotny związek pomiędzy czasem i jakością porodu a zmęczeniem dyżurującego lekarza. Wraz ze wzrostem zmęczenia lekarza obniża się jego produktywność – spada koncentracja, skupienie, uważność, wskutek czego nie jest on w stanie zająć się rodzącą w takim stopniu, jak na początku swojego dyżuru. To oczywiste, można by powiedzieć. Tyle, że ów spadek lekarskiej koncentracji rodzące mają przypłacać – własną krwią. Z badań wynika, że po 10-ciu godzinach pracy lekarza ryzyko utraty zbyt dużej ilości krwi przez rodzącą wzrasta aż o – 30%!
Zachowaj zimną krew!
Wniosek? Najlepiej rodzić na początku danej zmiany. Pytanie tylko, jak to zrobić. Skoro, jak już ustaliliśmy na wstępie, porodu zaplanować się nie da. I nawet, jeśli trafimy do szpitala na początku dyżuru danego lekarza, nie mamy żadnej gwarancji, że dziecko wyjdzie na świat właśnie na jego zmianie. Podsumowując: nie mamy żadnego wpływu na jakość opieki okołoporodowej? Niezupełnie. Warto zauważyć, że zdecydowanie większą rolę niż lekarz w trakcie porodu odgrywa towarzysząca kobiecie położna. To ona wspiera przyszłą mamę na wszystkich etapach porodu – podpowiada, jak się zachowywać, jakie zajmować pozycje itp. I to właśnie jej kondycja wydaje się w tym wypadku kluczowa.
Tyle że położne również się zmieniają. Jeśli dyżurująca w trakcie naszego porodu położna skończy zmianę, niewielkie szanse, że zaczeka, aż akcja porodowa dobiegnie końca. I może to lepiej – w końcu ona także – podobnie jak lekarz – będzie już zmęczona i mniej skoncentrowana. Tyle, że na to akurat mamy wpływ. A przynajmniej możemy mieć. Wystarczy zainwestować w tzw. prywatną położną.’
Jak to działa? Wybieramy (na podstawie opinii innych mam lub własnego doświadczenia) osobę, której ufamy i która na łamach umowy zobowiązuje się towarzyszyć nam w czasie porodu – bez względu na jego termin i czas trwania. Czy taka położna się nie męczy? Pytanie retoryczne, ale nie ma co ukrywać, że praca na umowę o dzieło zmusza do większej koncentracji na „dziele” niż inne formy zatrudnienia.