„Jak rodziłaś?” i „Czy karmisz piersią?” to pytania, jakie słyszy – a jakich słyszeć nie powinna – praktycznie każda świeżo upieczona matka.
Odpowiedź na obydwa brzmieć „powinna”: naturalnie. Tymczasem dla niektórych kobiet powyższe doświadczenia mogą być po prostu – zbyt bolesne.
Karmienie piersią to najlepsze, co matka może dać swojemu dziecku. Bogactwo składników odżywczych, witamin i minerałów, połączone z miłością i więzią, jaka tworzy się pomiędzy matką i dzieckiem sprawia, że naturalne karmienie urasta do rangi swego rodzaju „cudownego daru” – prezentu, którego mama absolutnie nie powinna pozbawiać swojego nowonarodzonego dziecka.
To wszystko prawda. Naturalnego pokarmu nie można porównywać ze sztucznym, bo wygrywa z nim praktycznie na każdym polu – jest bardziej odżywczy, najlepiej przystosowany dla maleńkiego organizmu, zawiera kompletnie wszystko to, czego dziecko potrzebuje, a przy tym chroni je przed infekcjami. I to zapewne nadal nie wszystkie zalety. Tyle, że nie każda matka może karmić. I mowa tu nie tylko o tych kobietach, które nie posiadają wystarczającej ilości pokarmu.
Karmienie może boleć
Oj może – wie o tym co druga mama, która ma za sobą tego rodzaju przygodę. Nadmiar pokarmu, ciężkie, obolałe piersi, pogryzione brodawki. Tworzenie się matczyno-dziecięcej więzi często okupione jest łzami – nie tylko noworodka. W większości jednak przypadków mleczna droga wreszcie zaczyna się prostować – niedogodności pierwszego okresu mijają, dziecko jest syte, a i matczyna pierś cała.
To jednak nie jedyny scenariusz. Bo oprócz tego fizycznego, który z czasem mija, karmienie piersią może powodować również psychiczny ból. Złość , rozdrażnienie, przygnębienie, smutek i żal w czasie przystawiania dziecka do piersi to objawy tzw. D-MER (dysphoric milk ejection reflex), czyli odruchu wypływu mleka z dysforią. Sprawdźmy więc, cóż to takiego wypływa wraz z mlekiem u mam, cierpiących na D-MER.
Dysforia – obniżenie nastroju
Wbrew pozorom, opisywane zjawisko wcale nie zostało odkryte „na dniach”. O D-MER zaczęto mówić już w latach 2007-2008. Mówiąc obrazowo, zjawisko to polega na zaburzonej fizjologicznej reakcji organizmu, związanej z wypływem mleka, która powoduje obniżenie nastroju u karmiącej mamy. Fizjologicznej? Dokładnie tak. Bo na D-MER – wbrew pozorom – wpływ ma ciało kobiety, nie jej głowa, jak mogłoby się wydawać. Dzieje się tak pod wpływem nagłego spadku poziomu dopaminy – neuroprzekaźnika, który reguluje stany emocjonalne i odpowiada za dobre samopoczucie, motywację, uczucie przyjemności i satysfakcji.
Podkreślmy więc: kobieta cierpiąca na D-MER nie ma żadnego wpływu na swój stan – wspomniany spadek nastroju pojawia się samoistnie, bez jej udziału w momencie, kiedy następuje wypływ mleka (co ważne, ma to miejsce zarówno podczas karmienia, jak i odciągania pokarmu). Pomimo tego, że u wszystkich kobiet pojawiają się wahania poziomu dopaminy, najprawdopodobniej część z nich jest bardziej wrażliwa na ten proces bądź w ich organizmach przekaz tego neuroprzekaźnika jest w jakiś sposób zaburzony.
To nie jest niechęć!
Bo na pierwszy rzut oka tak właśnie mogłoby się wydawać. Wiele kobiet odczuwa swego rodzaju niechęć do karmienia piersią – i mają do tego pełne prawo. Bo choć może każda kobieta została do karmienia piersią stworzona, nie każda musi być do niego przeznaczona. D-MER trzeba jednak od wspomnianej niechęci odróżnić – bo D-MER pojawia się i znika, niechęć zaś z reguły jest odczuciem stałym. Nagły spadek nastroju w przypadku opisywanego zaburzenia pojawia się tuż przed wypływem mleka i trwa najdłużej do kilku minut.
D-MER doczekało się podziału na trzy rodzaje ze względu na intensywność występowania:
- łagodne – objawy mijają zazwyczaj w przeciągu 3 pierwszych miesięcy;
- umiarkowane – objawy trwają około 3-9 miesięcy, a kobiety szukają naturalnych sposobów radzenia sobie ze spadkiem nastroju;
- ciężkie – objawy utrzymują się do roku, a nawet dłużej, choć w tym przypadku kobiety bardzo często rezygnują z karmienia naturalnego.
Kobiety zmagające się z D-MER często czują się winne swojemu stanowi, obwiniają się o bycie złymi matkami, mają do siebie żal, że nie umieją przeżywać karmienia tak, „jak należy” – jako doświadczenia wspaniałego, wyjątkowego, magicznego.
To dlatego, że świadomość istnienia tego rodzaju zaburzenia jest niezwykle mała – ty także czytasz o nim po raz pierwszy, prawda? Tymczasem w przebiegu łagodnej postaci D-MER często wystarczy okazane wsparcie i zrozumienie, a i sama świadomość schorzenia pozwala mamie poczuć się lepiej. Poważniejsze postacie D-MER można złagodzić ćwiczeniami, odpoczynkiem, unikaniem stresu, jednak przy tych najcięższych kontynuacja naturalnego karmienia jest możliwa wyłącznie po włączeniu farmakologii i jedynie pod kontrolą lekarza.
Wiele kobiet przeżywa karmienie piersią jako coś wspaniałego, inne traktują je jako rutynę, jeszcze inne – trudne doświadczenie. Warto mieć tego świadomość i nie oceniać matek karmiących/nie karmiących. A najlepiej zwyczajnie nie pytać je o sposób karmienia. Bo jedno jest pewne – wybrały taki, który jest najlepszy zarówno dla ich dziecka, jak i nich samych. Bo szczęśliwa matka to szczęśliwe dziecko, czyż nie?