Co sprawia, że inne matki dają sobie prawo do sądzenia, że wiedzą o naszym dziecku więcej, niż my same? Będę chciała znać twoje zdanie? Zapytam!
„Ja nigdy nie daję dziecku parówek!” „Dwulatkowi puszczać bajki w telewizji?”. Choć zdarzają się sytuacje, że ktoś zwraca nam uwagę w dobrej wierze, zwykle pod pozorem troski kryje się dezaprobata lub krytyka. Co sprawia, że inne matki dają sobie prawo do sądzenia, że wiedzą o naszym dziecku więcej, niż my same…?
Z pewnością każda z nas przynajmniej raz usłyszała „dobrą” radę czy „życzliwą” uwagę na temat sposobu wychowywania czy pielęgnacji dziecka. Swojego dziecka. I choć faktycznie zdarzają się sytuacje, że ktoś zwraca nam uwagę w dobrej wierze, w zdecydowanej większości przypadków pod pozorem troski kryje się dezaprobata lub krytyka. Co ciekawe, krytyka ta często płynie od osób zupełnie czy prawie nieznajomych.
Pytanie, co nimi powoduje? Co sprawia, że dają sobie prawo do sądzenia, że wiedzą o naszym dziecku więcej, niż my same? Że znają nasze dziecko i naszą sytuację lepiej od nas?
Czapki z głów
– Staram się nie przegrzewać synka, ale nie jestem też zwolenniczką nadmiernego hartowania. Mam opory przed zdjęciem synkowi czapeczki wczesną wiosną, w pierwsze nieco pogodniejsze dni – opowiada Magda, mama 2 – letniego Marcela. – Ale na naszym osiedlu sporo jest rodziców, którzy takich oporów nie mają. Kiedyś, mijając osiedlowy plac zabaw, Magda zabaw usłyszała od jednej z sąsiadek: „Pani Madziu, wiosna przyszła! Czapki już można schować!” – Wszystkie oczy zwróciły się w moim kierunku. Było około 10 stopni, ale dzień był pochmurny i wiał wiatr, a mój synek co tylko wygrzebał się z przeziębienia. Magda zazwyczaj nie pozostawia uwag w swoim kierunku bez odpowiedzi, ale sytuacja wyjątkowo nie sprzyjała dyskusjom – wokół pełno ludzi, a ona z dzieckiem na tyle daleko, że musiałaby odkrzyknąć, wzbudzając jeszcze większą uwagę. – Zrobiło mi się zwyczajnie głupio, ale nie powiedziałam nic…
– Ignaś od urodzenia śpi w łóżeczku. Jak raz weźmiesz dziecko do łóżka, to potem masz je w sypialni przez kilka lat. Strasznie wam współczuję. Na szczęście nam udało się tego uniknąć.
Kilka dni później, kiedy pogoda nadal nie rozpieszczała, Magda widząc grupkę osób na placu zabaw, odruchowo zdjęła synkowi czapeczkę. – Mimo, że rozum podpowiadał mi, że tego dnia czapka to naprawdę rozsądne rozwiązanie, nie chciałam znowu znaleźć się w centrum uwagi. Choć zdaję sobie sprawę, że to strasznie dziecinne, założyłam mu ją ponownie, jak tylko znaleźliśmy się nieco dalej… Chcąc uniknąć niepotrzebnych uwag Magda zachowała się podobnie, wracając z synkiem ze spaceru – założyła mu czapeczkę przed wejściem na osiedle. Zaraz potem zatrzymała się na chwilę, porozmawiać ze znajomą. „Widzę, że hartujesz małego” – uśmiechnęła się sąsiadka. – „Dziś jest całkiem ciepło, w czapce by się zgrzał” – rzuciłam bez namysłu. A potem uzmysłowiłam sobie, że sama mam czapkę na głowie. Zdjęłam synkowi, ale o sobie – zapomniałam….
Krytyka? A może niepewność?
Sytuacja kuriozalna – można by powiedzieć. Po co udawać, kombinować? Mamy prawo postępować tak, jak uważamy za słuszne. A jednak każda z nas inaczej reaguje na krytykę. Dla jednej cudze zdanie nie ma znaczenia i szybko zapomina o nieprzyjemnych uwagach, inna natomiast bierze je sobie mocno do serca. Rozpamiętuje, analizuje, z czasem zaczyna obwiniać siebie samą o to, że nie jest wystarczająco dobrą matką. Wróćmy więc do pytania, co powoduje innymi osobami (matkami – bo o nich dzisiaj mówimy), które udzielają nam macierzyńskich porad? Często jest to – o dziwo – niepewność.
– Oczywiście, że mała śpi z nami w łóżku. To najlepszy sposób, żeby zapewnić dziecku poczucie bliskości i bezpieczeństwa. Dzięki temu lepiej się rozwija. Naprawdę o tym nie słyszałaś…?
Zauważmy, że czym innym są „dobre” rady udzielane przez starsze sąsiadki czy babcie, a czym innym opinie wygłaszane przez inne kobiety, aktualnie praktykujące w roli matek. One zazwyczaj nie radzą ani nie udzielają wskazówek. One po prostu mówią o tym, jak same postępują i dlaczego takie właśnie zachowanie jest najlepsze. A teraz zastanówmy się przez chwilę: czy kiedy jesteśmy czegoś pewni – swojego zdania, zachowania, wyboru – odczuwamy potrzebę, by go analizować? Dyskutować na jego temat, sprawdzać opinie innych, szukać poparcia w badaniach naukowych? Zdecydowanie nie.
Krytyka krytyce nierówna
Generalnie możemy wyróżnić dwa rodzaje krytyki. Pierwsza to krytyka w celu zmotywowania drugiej osoby do podjęcia określonego działania. Druga stosowana jest po to, aby jej nadawca poczuł się lepszym, ważniejszym, mądrzejszym – dzięki dewaluacji drugiej osoby i jego metod działania. Wielokrotnie osoby próbujące przeforsować swoje opinie na temat wychowania czy pielęgnacji dziecka, to właśnie osoby niepewne tego, jak same postępują. Przekonując innych do swojego zdania, same próbują utwierdzić się w przekonaniu, że ich postepowanie jest słuszne.
– Nie musisz go jeszcze sadzać na nocnik, jest za mały. Dziecko jest gotowe na trening czystości najwcześniej po drugim roku życia. Wcześniej możesz mu nawet zaszkodzić. Nawet psychologowie o tym mówią!
Niestety, to bardzo niebezpieczny rodzaj krytyki. O ile krytykującemu daje wrażenie wyższości, utwierdzając go w słuszności swoich działań, o tyle krytykowanemu pewność siebie odbiera. Sprawia, że zaczynamy się zastanawiać nad tym, co do tej pory było dla nas oczywiste. Zaczynamy dostrzegać problemy tam, gdzie wcześniej ich nie było. I gdzie prawdopodobnie ich nie ma.
Zanim doradzisz…
Cenną zaletą – której często brakuje współczesnym mamom – jest też umiejętność nieudzielania porad osobom, które o to nie proszą. Możemy mieć swoje zdanie, własne przekonania i opinie. I oczywiście warto się nimi dzielić. Ale też trzeba umieć zachować je dla siebie. Czym innym jest otwarta dyskusja i wymiana poglądów, a czym innym swobodna rozmowa, w której – chcąc nie chcąc – zdradzamy szczegóły na temat swojego życia, postępowania czy poglądów. Ta ostania wcale nie daje nam prawa do przekonywania o swoich racjach. Przykładowo: sąsiadka pyta, czy może od nas pożyczyć biały obrus, bo jej własny gdzieś się zapodział, a dzisiaj planowana jest kolęda (wizyta duszpasterska). Co robimy w takiej sytuacji? Pożyczamy obrus (o ile go mamy) czy rozpoczynamy dyskusję na temat tego, dlaczego my sami księdza przyjmować nie będziemy? Odpowiedź wydaje się oczywista.
– Bunt dwulatka? Jaki bunt dwulatka? Dziecko się nie buntuje, jak nie ma przed czym! Pewnie mu wszystkiego zabraniacie i we wszystkim wyręczacie. Najprostszy sposób na wychowanie nieudacznika. Nasz Michaś nigdy nie miał żadnego buntu.
Dlaczego więc każda mama, która na internetowej grupie matek zada pytanie o to, gdzie najlepiej przekłuć dziecku uszy, zamiast adresów, polecanych miejsc i kosmetyczek, otrzymuje kilkadziesiąt opinii na temat tego, dlaczego uszu dziecku przekłuwać nie powinna? Opinii, o które nie prosiła. Ale same opinie to nie wszystko. Bo oprócz opinii na temat zabiegu, może też liczyć na osąd. Jest złą matką, odbiera dziecku podmiotowość, osobiście rujnuje mu zdrowie. Dlaczego podkreślamy, że pytanie jest zadane w internecie? Bo otwarta krytyka różni się od tej, o jakiej mówiliśmy powyżej. To już nie delikatne przytyki i złośliwości, ale bezpośredni atak na osobę i jej postępowanie. A na takie stać mamy zazwyczaj – dopiero anonimowo.
Matki potrafią prosić o radę
Każde zachowanie można skrytykować. Każde można obrócić na korzyść bądź niekorzyść drugiej osoby. Siedzi wpatrzona w telefon, podczas gdy jej dzieci samopas biegają po placu zabaw? Nieodpowiedzialna, oziębła, nie poświęca dzieciom czasu i uwagi. Biega za dziećmi po placu zabaw i nie odstępuje ich na krok? Nadopiekuńcza, toksyczna, nie daje dzieciom swobody i zabiera wolność. Podobnych przykładów można przytoczyć mnóstwo. Każda sytuacja wymaga indywidualnego traktowania. Nie dajmy sobie prawa do tego, by je oceniać, nie znając problemu, a przede wszystkim – nie wiedząc, czy to w ogóle problem.
Matki potrafią prosić o radę. One mają trudność w proszeniu o pomoc, przyznaniu, że im ciężko i brakuje im sił. Ale kiedy nie są pewne jak postąpić – zapytają. Czasem wprost, czasem anonimowo. Przeczytają setki komentarzy, porównają tysiące opinii. Przetrząsną wszelkie dostępne źródła i wybiorą takie rozwiązanie, które w przypadku ich dziecka będzie najodpowiedniejsze. Więc jeśli mama pyta, czy widziałaś w Lidlu słoiczki z cielęciną, nie rób jej wykładu o BLW. A kiedy pyta, czy otworzyli już nowy żłobek za rogiem, daruj sobie poglądy psychologa o więzi z dzieckiem. Będzie chciała znać twoje zdanie? Bądź pewna, że o nie zapyta.