O jaki podobny! Wykapany tatuś! – też to kiedyś słyszałaś? Też nie mogłaś się wtedy dopatrzeć rzekomego podobieństwa? Grunt to zachować kamienną twarz i w żadnym razie – nie zaprzeczać!
Nie minęło nawet kilka dni od porodu, a już cała rodzina prześciga się w znajdowaniu podobieństwa pomiędzy noworodkiem (podobnym z reguły do innych noworodków), a członkami rodziny. Ty wprawdzie podobieństwa nie widzisz i zarówno porównania do siebie jak i partnera przyjmujesz podobnie, ale on?! Wystarczy spojrzeć na dumę w oczach twojego partnera, kiedy słyszy, że dziecko przypomina właśnie jego. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że fizyczne podobieństwo z potomkiem jest dla niego niezwykle ważne. Skąd taka wrażliwość na punkcie wyglądu? Naukowcy mają swoją teorię!
To naprawdę moje dziecko!
Chodzi o tzw. społeczne potwierdzenie ojcostwa. Bo o ile w przypadku kobiety sprawa jest oczywista i niepodważalna, o tyle w przypadku mężczyzny – cień wątpliwości pozostaje zawsze. Podobieństwo dziecka go niweluje. Utwierdza ojca – a tym samym otoczenie – w przekonaniu, że dziecko naprawdę jest jego. Brak wątpliwości co do wierności partnerki dodaje mu wiary i pewności siebie.
Sama duma to jednak nie wszystko. Specjaliści są zdania, że jeśli noworodek rzeczywiście jest fizycznie podobny do taty, zdecydowanie ułatwia to ojcu nawiązanie z nim więzi. Co więcej, pewny siebie i swojego ojcostwa tata ma bardziej aktywnie angażować się w opiekę nad malcem. Prawdopodobnie to dlatego decyzja o adopcji w zdecydowanej większości przypadków przychodzi trudniej mężczyznom niż ich partnerkom (kobietom łatwiej przychodzi opieka nad dzieckiem, z którym nie są biologicznie związane). Ewolucyjne, darwinowskie wytłumaczenie mówi, że jeśli ojciec ma zająć się potomkiem należycie, musi w nim zobaczyć przynajmniej cząstkę siebie.

Podobieństwo ma znaczenie!
Badania przeprowadzone kilka lat temu w Senegalu potwierdzają, że podobieństwo dziecka do ojca może mieć rzeczywiste znaczenie. Naukowcy wzięli pod lupę 30 rodzin z dwójką dzieci z kilku senegalskich wiosek. Przedmiotem ich analizy był stopień zaangażowania ojców w opiekę nad dziećmi przy uwzględnieniu wzajemnego podobieństwa.
W jaki sposób to sprawdzili? Matki wypełniały kwestionariusze, w których odpowiadały na pytania dotyczące czasu, jaki ojcowie spędzają ze swoimi dziećmi oraz tego, ile pieniędzy przeznaczają na ich utrzymanie. Badanie pokazało, że mężczyźni, których dzieci były do nich podobne, spędzali z nimi wyraźnie więcej czasu. Co istotne, nie pozostawało to bez wpływu na zdrowie i samopoczucie dzieci – te, którym ojcowie poświęcali więcej uwagi, były zdecydowanie zdrowsze i lepiej odżywione.
A jak jest naprawdę?
Bywa różnie, ale z badań wynika, że w przeważającej większości – inaczej niż chcieliby ojcowie. Jedno z badań opisanych na łamach pisma „Evolution and Human Behavior” pokazuje, że ojcowie zazwyczaj widzą to, co chcą zobaczyć. A matki? Tylko utwierdzają ich w tym przekonaniu (wiemy już dlaczego).
Skąd takie wnioski? Rodziców dzieci w wieku od narodzin do 6-ego roku życia zapytano o to, do kogo ich dziecko jest podobne. Następnie zdjęcie dziecka i rodziców pokazano ponad dwustu niezależnym sędziom do oceny pod kątem podobieństwa. O ile wszystkie mamy chłopców oraz 77% mam córek zapewniało, że dzieci są podobne do ojców, o tyle grono sędziowskie zauważało cos zupełnie przeciwnego! Noworodki bez względu na płeć zdecydowanie częściej przypominały swoje mamy. O ile dziewczynkom już tak pozostało, o tyle chłopcy z upływem czasu rzeczywiście zaczęli przypominać ojców (między 2. a 3. rokiem życia).
—–
Podobno to kobiety mają „obsesję” na punkcie wyglądu. Czyżby?