Do mojej przyjaciółki, która pierwsza została mamą: Przepraszam, nie rozumiałam…

Nie rozumiałam, jak można podać dziecku na obiad talerz czystego makaronu. To ma się nazywać jedzenie? Przepraszam, wtedy nie rozumiałam…

mama w okularach i dziecko


Podziel się na


Gdybym mogła cofnąć się w czasie i jeszcze raz przeżyć z Tobą te wszystkie trudne chwile macierzyństwa, zrobiłabym to zupełnie inaczej. Dzisiaj, kiedy sama jestem matką, patrzę na tamte zdarzenia zupełnie innymi oczami…

Przepraszam, wtedy nie rozumiałam…

Nie rozumiałam, jak można podać dziecku na obiad talerz czystego makaronu. Albo pozwolić wyjeść z miski pełnej mleka wszystkie czekoladowe płatki. To ma się nazywać śniadanie? Czy ty słyszałaś o piramidzie żywienia? A gdzie zbożowe pieczywo, twarożek i porcja warzyw? Jedna z pięciu, jakie dziennie powinno zjadać Twoje dziecko. Czy na pewno my obie mamy dyplom wyższej uczelni..? Przepraszam, wtedy nie rozumiałam.

Nie rozumiałam, jak można podać swojemu dziecku telefon, stojąc w kolejce do kasy. Serio? Przecież przed nami tylko 10 osób. Dla małego to powinna być rozrywka, obserwować czyjeś plecy, poruszając się w tempie ślimaka. Naprawdę nie wytrzyma? Nie, proszę, tylko nie filmik na YouTubie! Teraz już na pewno wszystkie oczy skierowane są w naszą stronę. Bo całe grono zacnej kolejki musiało podzielać wtedy moją opinię. Tak mocno niesprawiedliwą. Przepraszam, wtedy nie rozumiałam.

Nie rozumiałam, jak można włączać dzieciom bajkę w TV przed południem. Kreskówka o tej porze? Żeby choć jeszcze po angielsku… Dzieci powinny oglądać co najwyżej Wieczorynkę na Jedynce (wtedy chyba naprawdę myślałam, że one nadal istnieją). A w zasadzie to w ogóle nie powinny oglądać TV. Klocki, puzzle, układanki – to naprawdę takie trudne znaleźć im jakąś rozrywkę? Nie trzeba być matką, żeby coś wymyślić. Przepraszam, wtedy nie rozumiałam.

Nie rozumiałam, jak można przekupić dziecko czekoladą, żeby zechciało opuścić plac zabaw.

mama w okularach i dziecko

Co z tego, że nie chce wracać? Co z tego, że tupie nogami, zrobiło się czerwone jak burak, a jego oczy napełniają się łzami (wściekłości)? Do dziecka trzeba podejść dyplomatycznie. Chciałaś jak najszybciej uspokoić sytuację, ale moim zdaniem – zafundowałaś sobie właśnie szereg podobnych w przyszłości. Przepraszam, wtedy nie rozumiałam.

Nie rozumiałam, dlaczego krzyczysz na swoje dziecko w centrum handlowym pełnym obcych (i nie daj Boże znajomych) osób. Czy nie możesz udawać, że to nie Twoje? Tak jak ja to zrobiłam, odwracając się na pięcie i udając, że oglądam z zapałem nową serię karmy dla kotów. Wtedy Was nie znałam, przepraszam. Ale nie zniosłabym chyba tych wszystkich pogardliwych spojrzeń i kpiących uśmieszków, które nagle Cię osaczyły. Przepraszam, wtedy nie rozumiałam.

Nie rozumiałam, dlaczego wrzeszczysz w niebogłosy i biegasz jak oszalała po całym parku. Czy to naprawdę takie straszne, że mały na chwilę zniknął Ci z oczu? Nie dajmy się zwariować. Dziecko musi mieć trochę swobody. Trzymanie pod kloszem to najgorsze, co można mu zafundować. A strach i panika to najbardziej zdradliwi doradcy. W takich chwilach trzeba zachować spokój. Kto jak kto, ale matka – powinna o tym wiedzieć.

Dzisiaj rozumiem…

Staję osobiście w identycznych jak Ty kiedyś sytuacjach i nagle, w jednej chwili – zaczynam rozumieć. Zaczynam rozumieć, że gotowanie obiadu do późna wieczorem, a potem kolejna nieprzespana noc to wystarczający powód, żeby pozwolić starszakowi wyjeść z mleka płatki. Choćby były oblane karmelem. I że kiedy ten obiad, przez który zarwałaś nockę, zostaje przywitany grymasem, to wystarczający argument, żeby zastąpić go makaronem. Nawet surowym. Zwłaszcza, kiedy młodsze rodzeństwo w tym samym momencie domaga się karmienia. I trzeba je jeszcze przewinąć. W takich sytuacjach wszelkie piramidy się walą. Ta żywieniowa najszybciej.

Zaczynam rozumieć, że kiedy w domu czeka starta obowiązków (łącznie z przygotowaniem obiadu na jutro), trzecia godzina na placu zabaw jest nie do przyjęcia. I że kiedy zbuntowany trzylatek daje sygnały, że wpada w furię, trzeba zdusić problem w zarodku. Tutaj nie ma miejsca na dyplomatyczne rozmowy. Powrót do domu w spokoju jest cenniejszy niż złote góry. A co dopiero kosteczka czekolady.

Nie mogę zrozumieć, dlaczego nie doceniałam, że włączasz dzieciom bajkę tylko po to, żeby znaleźć czas na chwilę swobodnej rozmowy ze mną. Bez ciągłego: – Mamo, zobacz! Mamo, podaj! Mamo,pobaw się z nami! Nie mogę zrozumieć, jak mogłam stać z boku, kiedy Ty stałaś się „bohaterką” sklepowej sceny? Kiedy wszystkie wścibskie oczy zwróciły się w Waszą stronę, powinnam złapać za tę puszkę z karmą i roztrzaskać ją o podłogę. Zdjęłabym z Ciebie przynajmniej część uwagi. Problem w tym, że sama ukradkiem obserwowałam z zaciekawieniem… Co wtedy o Tobie myślałam? Przesadza. Wydziwia. Dramatyzuje. Jak oceniałam tamte sytuacje? Niewychowawcze. Żałosne. Żenujące.

A co wtedy myślałaś o mnie Ty? Czego innego oczekiwałaś od przyjaciółki, prawda? Wsparcia. Zrozumienia. Akceptacji.

mama trzyma dziecko między kolanami

Dziękuję, że Ty to rozumiesz…

I właśnie to dajesz mi dzisiaj, kiedy dołączyłam już do grona rodziców. Nieidealnych rodziców. Bo ideały przestają istnieć, kiedy zderzasz się z rzeczywistością. Brutalną rzeczywistością, choć słowo to może wydawać się niewłaściwe, kiedy mowa o wychowaniu dzieci. Niestety, czasami oddaje rodzicielską rzeczywistość idealnie. Bo choć bycie rodzicem to wielka radość, szczęście i spełnienie, to także cała gama innych, mniej pozytywnych uczuć i emocji. Wyczerpanie, przeciążenie, bezsilność, zakłopotanie, strach, apatia, żal, desperacja i wyrzuty sumienia to tylko kilka, z jakimi zmaga się każdy rodzic na co dzień. Co można mu podarować?

Uśmiech zamiast grymasu, gdy jego dziecko nie chce zwrócić zabawki na sklepową półkę. Zrozumiałe skinienie głową, gdy zbuntowany malec protestuje, zamiast bez słowa opuszczać plac zabaw. Pomocną parę rąk, gdy z wózkiem w jednej dłoni i starszakiem na drugim ramieniu próbuje skorzystać z wąskiego podjazdu źle zaplanowanego budynku. Słowa zrozumienia, gdy musi odwołać kolejne spotkanie, na które naprawdę ma ochotę. Ale na które nie ma siły. I wreszcie siebie samego. Przyjaciela, który stoi obok, cokolwiek się dzieje. Przyjaciela, który nie ocenia, nie spogląda z ukosa, nie wzdycha ze zniecierpliwienia. Przyjaciela, który akceptuje jego metody wychowawcze nawet, jeśli różnią się od jego własnych ideałów.

Dziękuję, że Ty to rozumiesz. I że jesteś obok cokolwiek (i gdziekolwiek!) się dzieje.