Do tych myśli mama nigdy się nie przyzna!

Każda świeżo upieczona mama miewa czasem myśli, do których sama przed sobą nie potrafi się przyznać. No to – zaglądamy w głowę mamy!

mama i dziecko


Podziel się na


Nie tak to miało wyglądać…

Jesteś matką? To na pewno pomyślałaś tak co najmniej kilkanaście razy. Bo zanim nią zostałaś, jak każdej z nas serwowano ci wyidealizowany obraz macierzyństwa – w reklamach, filmach, instagramach. Śliczny designerski wózeczek, w którym śpi słodki, uśmiechnięty bobasek. Obok mama – z kubkiem kawy w dłoni. Na paznokciach modny w tym sezonie kolor. Szczęśliwa, umalowana, śliczna. Wierzysz w takie obrazki? Do czasu.

Kiedy ona pójdzie spać?

Zaczynam myśleć jakieś 40 minut po tym, kiedy wstanie. Przecież tyle mam jeszcze do zrobienia! Przygotować śniadanie, załadować pralkę i powiesić pranie, umyć naczynia, posprzątać kuchnię… Na deskę do prasowania nawet nie patrzę – za każdym razem, kiedy wchodzę do salonu, zasłaniam oczy. Chyba poproszę męża, żeby zabudował ją w szafie. No więc pójdzie spać czy nie? Oczywiście jest taaaaka kochana. Ale kiedy śpi, wydaje się jeszcze „kochańsza”.

Boże, dopiero południe?!

Serio? Nie, na pewno zegarki w całym domu stanęły. Przecież od rana zdążyłam już zrobić śniadanie, załadować pralkę i powiesić pranie, umyć naczynia, posprzątać kuchnię i kilka razy przejechać z deską do prasowania w inny kąt salonu, żeby mniej ją było widać. Oczywiście zdążyłam też kilkanaście razy zmienić mokrą pieluchę i zaśpiewać milion kołysanek. A przede wszystkim – porządnie się zmęczyć. Jakim cudem dopiero dwunasta? I co robić przez resztę dnia? Jak wytrzymać do 16-ej? O nie! Przecież tatuś wróci dziś później, bo ma wstąpić na zakupy do supermarketu. Ten to się zawsze potrafi ustawić!

mama i córka nad morzem

Nie mam już siły na nic

No nie mam, ani trochę. Jestem totalnie wypalona. Nie wiem, jak dotrwam do wieczora, a co dopiero do końca miesiąca (czy ten macierzyński nie trwa przypadkiem za długo??). Choćby się waliło i paliło, nie wstanę z fotela. Niech sąsiedzi pukają, niech przyjedzie opieka. Mam to w nosie. Oho! Płacze. Już biegnę kochanie!

Nigdy więcej żadnych dzieci!

Ja mówiłam, że chcę trójkę? A niby kiedy? Dobra, mogło się tak zdarzyć, ale na pewno byłam wtedy co najmniej po kilku drinkach. I to mocniejszych. Jedno dziecko na jedną matkę – to o jedno za dużo.

Zaraz wyjdę, trzasnę drzwiami i tyle mnie będą widzieli!

Dwa razy dziennie tak wychodzę. Przynajmniej w myślach. Nie dość, że trzaskam drzwiami, to jeszcze ciskam w nie kluczem, gdyby czasem mnie naszło, żeby wrócić. A potem idę przed siebie i nie oglądam się wstecz, choćbym słyszała płacz i zawodzenie (męża). Jak tak dalej pójdzie, to po prostu oszaleję. Już mi się wydaje, że słyszę głosy…

Wszystko co najgorsze ma po ojcu

Przecież jakby się wdała w mamusię, to ta macierzyńska sielanka (co to o niej gdzieś, kiedyś, ale nie wiem od kogo słyszałam), miałaby szansę się spełnić. Uparte, rozdarte, ani nie pomoże, ani po sobie nie posprząta. No cały tatuś!

mama i dziecko w kawiarni

A gdyby to wszystko się nie wydarzyło…

No, pomyślałam tak kiedyś. Raz. Może dwa razy. W miesiącu. Leżałabym sobie teraz na cieplutkiej plaży na Hawajach, z drinkiem ananasowym w dłoni. W najgorszym wypadku na kanapie przed telewizorem. A tak to leżę pod stołem i próbuje wyciągnąć spod kanapy puzzla, bez którego układanka za nic nie wyjdzie i będzie wyła jak stado wilków w pełni. Co ta chochla taka krótka?!

Jestem złą matką

No najlepszą nie jestem, skoro nachodzą mnie takie myśli. Przecież dobra matka kocha wszystko, co związane z jej maleństwem – od wylanej na ubranie kaszki po opluty telefon. Zachwyca się swoim maluszkiem bez względu na wszystko – ubóstwia fakt, że on po prostu jest. Nie narzeka, nie rozpacza, nie załamuje rąk. A ja bywam zmęczona, niezadowolona, wypalona i zła.

Bywam „złą matką”. Ale w głębi serca cały czas jestem najszczęśliwszą kobietą pod słońcem. I na dłuższą metę nie zamieniłabym zniżki do Kulkolandu nawet na bilet na Hawaje.