Dzieci i ryby głosu nie mają?

Skarbie, dziś pojedziesz do babci, informuję swoją trzyletnią pociechę. A ona na to: Nie pojadę. Dlaczego? – pytam uprzejmie. Bo wy mnie tam chcecie zostawić na noc, a ja chcę spać w swoim łóżeczku.

rodzicielstwo


Podziel się na


Zawsze mi się wydawało, że w domu głos mają dorośli. Nie, żebym pochodziła z rodziny, w której przed 18-stymi urodzinami można było odezwać się tylko po podniesieniu ręki, ale na pewno moja pozycja nie była równorzędna z pozycją mamy i taty.

Szczerze mówiąc, nie wiem, jak moi rodzice to robili, że sami decydowali o tym, jak spędzimy wolny czas, kiedy pójdziemy spać, co zjemy na obiad i kiedy pojadę do babci, żeby oni mogli wyjść do teatru. Najwyraźniej mieli szczęście, że trafiło im się dziecko, które nie dyskutuje. Tymczasem u nas w domu takie sprawy rozstrzygane są nie tylko przez męża i przeze mnie, ale również przez naszą trzyletnią córę.

Moje dziecko się nie myliło. Faktycznie chcieliśmy wyjść do kina, a potem zarwać pół nocy i spać w niedzielę do południa. Od kilku dni szykowaliśmy podatny grunt na to, żeby zaproponować rodzinie weekend w towarzystwie wnuczki. Nie przewidzieliśmy tylko, że nasza wizja nie spodoba się córce. I co mieliśmy zrobić? Wygłosić przemówienie, że mama z tatą chcieliby czasem zostać zupełnie sami,żeby zająć się bardzo dorosłymi rozrywkami? No, przecież nie trzylatce. (Choć idę o zakład, że moje dziecko miałoby coś do powiedzenia nawet w sprawie seksu). Zaciągnąć siłą? Wpadnie w histerię, a przecież nie chodzi o to, aby zwalić teściowej na głowę rozwrzeszczanego dzieciaka, a samemu umrzeć z poczucia winy. Żegnaj wymarzony wieczorze we dwoje. Witaj wieczorze z klockami…

Dziecinstwo

Pamiętam, że jako dziecko wracałam z podwórka i pytałam mamę, co będzie na obiad. Mogłam wpaść w euforię, kiedy odpowiedź brzmiała: „placki ziemniaczane” lub skrzywić się z niesmakiem na hasło: „zupa ogórkowa”. Ale nie mogłam powiedzieć: „To ja dziękuję, zjem sobie kawałek chleba”.

My z mężem oczywiście też możemy sobie upichcić brokuły w sosie beszamelowym i boczniaki w panierce, ale musimy się liczyć z tym, że zjemy sami. Nawet przymuszona do siedzenia przy stole pociecha nie tknie ani grama zielonego i nie da się nabrać, że pod panierką kryje się kotlecik z kurczaka. Już słyszę ten głos mądrości: „Jak zgłodnieje, to zje”. Pewnie kiedyś tak, ale nie zamierzam sprawdzać empirycznie ile dni wytrzyma o pustym brzuszku. Wystarczy mi wiedza, że potrafi wytrzymać do wieczora, a ja nie. Nie jestem w stanie znieść kilku godzin płaczów i jęków o to, żeby dać jej do jedzenia coś co nie jest brokułem. Wolę wcześniej skonsultować z nią jadłospis. Wtedy wszystko staje się prostsze: jest i obiad rodzinny, i dziecko najedzone, i rodzice w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku …

Nie jestem przedpotopowym mamutem i wiem, że dzieci mają prawo do wolności, godności, szacunku, nietykalności osobistej, swobody myśli, sumienia i wyznania oraz prawo do wyrażania własnych poglądów (Konwencja Praw Dziecka z 20 listopada 1989 r.) Nie byłam jednak przygotowana na to, że poszanowanie tych wszystkich praw jest takie trudne. Kiedy mąż nie chce iść ze mną do kina, idę sama. Ale kiedy córka nie chce iść ze mną do sklepu i dyktując mi listę zakupów, mówi, że zostanie sama w domu, muszę rozpocząć negocjacje. A że ona ma zawsze kontrargument, to w końcu ja tracę cierpliwość i kategorycznie stwierdzam: „Trzyletnie dzieci nie zostają same w domu. Zero dyskusji”. Ale to chwilowe zwycięstwo. Trzy dni później słyszę: „Nie chcę tych rajstopek, tylko te z Hello Kitty. I koniec dyskusji mamo!”

Wychowanie dzieci

Za to mój mąż staje się powoli mistrzem manipulacji. Kiedy mu na czymś bardzo zależy, potrafi trzy dni urabiać córeczkę, tak, że ostatecznie jest przekonana, iż pomysł wyszedł od niej i godzi się na wszystko. Wygląda na to, że z chwilą kiedy pociecha zaczyna mówić, młodzi rodzice powinni pogrążyć się w uważnej lekturze „Wywierania wpływu na ludzi” Roberta Cialdiniego. Bo dzieci jednak mają głos. Na dodatek często decydujący.