Kim są dzikie dzieci i dlaczego warto pozwolić swoim pociechom na odrobinę dzikości?
Dziecko nie jest naszą wizytówką. A jeśli nawet – to właśnie to pobrudzone i uśmiechnięte wystawi nam najlepsze świadectwo. Kim są dzikie dzieci i dlaczego warto pozwolić swoim pociechom na odrobinę dzikości?
Brudne dziecko to szczęśliwe dziecko?
Ale bardzo nieszczęśliwa mama.
„Popatrz tylko jak wyglądasz!”
„Znowu wszystkie ciuchy do prania”
„Jedno wyjście i spodnie do wyrzucenia!”
– te i tym podobne hasła wcale nie są rzadkością na miejskich placach zabaw.
Towarzyszący im grymas na twarzy mamy (równie często taty) ewidentnie jest dowodem na to, że rodzic realnie cierpi z powodu zabrudzonych butów/kurtki/spodni etc. Ale najmocniej cierpi dziecko.
Dziecko, które właśnie za pośrednictwem zabawy, zwłaszcza tej brudzącej i chlapiącej, rozwija swoją samodzielność, kreatywność i – uwaga! – buduje swoją odporność. Tak, to nie pomyłka. Odporność kształtuje się nie inaczej, jak poprzez kontakt z drobnoustrojami, bakteriami i wirusami. A tych najprościej szukać właśnie w kałużach, ziemi i błocie.
Co więcej, regularny kontakt z brudem i różnego rodzaju alergenami pozwala uniknąć… alergii właśnie! Układ immunologiczny pozbawiony możliwości trenowania na rzeczywistym „zagrożeniu”, wysyła odpowiedź obronną w kierunku stosunkowo niegroźnych przeciwników (np. składników pokarmowych).
Nie wchodź tam, bo się ubrudzisz!
Lato nieubłaganie dobiega końca. Coraz trudniej będzie nam zastać suchy piasek w piaskownicy i pobocza pozbawione błota. Zamiast tego świat zaroi się od wszechobecnych kałuż, mokrych zarośli i BRUDNEJ wody. A wraz z nim od rodziców, uprzedzających swoje pociechy:
„Nie dotykaj, bo to mokre”
„Nie biegaj, bo się spocisz!”
„Nie idź tam, bo jest błoto! Nie widzisz?”
Widzi. I zapewne dlatego tam idzie.
Idzie, bo jest ciekawe świata. Bo chce coś zobaczyć, sprawdzić, czegoś się dowiedzieć. Idzie, bo nie lubi stać w miejscu – tam, gdzie jest czysto i gdzie nic się nie dzieje. Nie ma takiej możliwości, by aktywne, ciekawe świata dziecko się nie pobrudziło. Chęć uchronienia go przed tym to nic innego, jak próba ograniczenia jego ciekawości poznawczej, kreatywności, ekspresji i spontaniczności. Czyż w przyszłości to nie takie cechy są najbardziej cenione przez otoczenie? Naprawdę chcemy zdusić je w zarodku..?
Co to znaczy dzikie? Takie, którym wolno wejść w kałużę, a nawet w niej poskakać. Takie, którym wolno wspiąć się na drzewo i potaplać się w błocie.
Biała bluzka do szafy!
Coraz więcej rodziców twierdzi, że czerwony pasek na świadectwie dziecka nie jest dla nich celem ani wyznacznikiem czegokolwiek. Być może podobnie warto potraktować białą bluzkę i czystą buzię? Dziecko nie jest (nie powinno być!) naszą wizytówką, a jeśli nawet – to właśnie to pobrudzone i uśmiechnięte dziecko wystawi nam lepsze świadectwo.
Wielu rodziców chciałoby, by ich dzieci były zawsze miłe i grzeczne, nie biegały, nie krzyczały, nie robiły hałasu ani bałaganu. Tylko, że wtedy przestaną być dziećmi! Nie popychajmy ich tak szybko do tej dorosłości. Bo niechcący możemy wepchnąć je w jeszcze większe „bagno” niż to, które tak usilnie próbujemy ominąć czystymi butami.
Człowiek pozbawiony prawdziwego dzieciństwa naprawdę wiele traci. Nie umie cieszyć się małymi rzeczami, nie potrafi budować wartościowych i długotrwałych relacji, wszystko chciałby mieć na już – najlepiej podstawione pod przysłowiowy nos.
Dzikie dzieci? A może rodzice..?
W internecie możemy znaleźć wiele stron i profili, na których rodzice dokumentują to, w jaki sposób wychowują „dzikie dzieci”. Co to znaczy dzikie? Takie, którym wolno wejść w kałużę, a nawet w niej poskakać. Takie, którym wolno wspiąć się na drzewo i potaplać się w błocie.
Takie, które mogą zdjąć buty – nie tylko na placu pełnym względnie czystego piasku. Takie, które spędzają większość czasu na dworze – bez względu na pogodę i porę roku. Takie, których rodzice umieją zapewnić bezpieczeństwo, a jednocześnie dać wolność i swobodę, umożliwiając nieskrępowaną zabawę. Takie, którym po prostu wolno korzystać z dzieciństwa.
Można odnieść wrażenie, że rodzice broniący się przed „dzikością” w istocie sami są jej więźniami.
„On jest jakiś taki dziki”
– o kim tak powiemy? O tym, który stoi z boku, do nikogo nie podchodzi, niczego nie dotknie, wszystkiego się boi. Czyż nie tak właśnie zachowują się opisywani rodzice? Trudno im się wyswobodzić z nagromadzonych przez pokolenia lęków. Nie pozwalają dzieciom bawić się swobodnie, bo boją się, że dzieci się pobrudzą, skaleczą, zrobią sobie krzywdę. Zaślepieni potrzebą chronienia dziecka, nie zauważają, że bronią im nawet rzeczy, które wcale nie są niebezpieczne.
Nie bój się! Po prostu zdejmij buty!
Każdy wychowuje swoje dziecko w taki sposób, jaki uważa za właściwy i najlepszy dla jego rozwoju. Jeśli jednak masz choć cień podejrzeń, że twoje zakazy i obawy nie do końca są zasadne, pozwól swojemu dziecku na odrobinę dzikości. Początki mogą być trudne – przyzwyczajeni do dotychczasowego stylu wychowania nie potrafimy przekroczyć jego sztywnych ram.
Zacznij od rzeczy banalnej, ale nie pozbawionej impetu. Zdejmij buty. Nie ważne, czy jesteś pośrodku lasu, na łące czy na chodniku. Na bosaka będzie ci zdecydowanie łatwiej porzucić dawne opory.
Pomysłów na to, jak wprowadzić do swojego życia trochę „dzikości” jest mnóstwo. Kup dzieciom (i sobie) choćby najtańsze spodnie przeciwdeszczowe i kalosze. Zarządź spacer w samym środku ulewy. Pozwól dziecku wspiąć się na drzewo, a najlepiej – pokaż, jak to zrobić.
Wypatruj robaków, ślimaków i grzybów. Wyłącz telefon, a najlepiej zostaw go w domu. A przede wszystkim odpuść – czyste ręce i czyste ubrania. Być może twoje dziecko nie będzie wyglądało jak z obrazka. Nie będzie gotowe, by w każdej chwili zrobić mu zdjęcie na wymuskany instagramowy profil. Ale uwierz, że właśnie w takiej postaci zdobędzie – razem z tobą – najwięcej serduszek. Tych prawdziwych.
Dowiedz się także: