Kiedy mija jakże „długi”, dwutygodniowy urlop ojcowski, tata wraca do pracy, a mama – no właśnie. Mama dopiero ją zaczyna.
Razem z narodzinami dziecka, mama otrzymuje etat, o którym zazwyczaj wie tyle, ile wyczytała w poradnikach dla rodziców. Zostaje rzucona na głęboką wodę. Dostaje mnóstwo nowych obowiązków, do których nikt jej wcześniej nie przyuczał i których nie miała okazji przećwiczyć. O asyście – może co najwyżej pomarzyć.
Przynajmniej do tej 16 -17, kiedy to asysta (w postaci tatusia) wraca z pracy. No właśnie – z pracy. Jest zmęczona, niewyspana, głodna, a o „maminym” etacie wie tyle, co i ona sama. Wielu świeżo upieczonych ojców na tym właśnie etapie się wycofuje. Hojnie oddają wszelkie obowiązki związane z dzieckiem partnerce twierdząc, że to ona zna się na nich lepiej, że ma więcej wprawy i doświadczenia. Oni – chętnie by pomogli, ale przecież „właśnie wrócili z pracy”. Ich szczęście! Bo mama nadal z pracy nie wróciła i nie wyjdzie z niej zapewne do późnych godzin wieczornych – jeśli nie nocnych, kiedy to uda jej się wreszcie ułożyć malca do snu i ogarnąć wszystko, co wymaga ogarnięcia (łącznie ze sobą).
Tata ogarnie się nieco wcześniej, bo przecież musi się wyspać. Jutro rano trzeba wcześnie wstać, ale pobudka o świcie to i tak pikuś w porównaniu z tym, że trzeba będzie wytrzymać 8 godzin w pracy. Ciężkiej pracy. Bo nieważne, czy tata przesiedzi owe godziny przed komputerem, za biurkiem czy za kierownicą – praca jest ciężka i wyczerpująca. W każdym razie bardziej niż siedzenie w domu. Niż siedzenie na pewno. Tyle, że przy dziecku mama zdoła usiąść co najwyżej – w porze karmienia.
Jak często siedziałaś, „siedząc” w domu?
Wiele osób – szczególnie te, które nie posiadają jeszcze własnych dzieci – ma mylne (bardzo mylne) pojęcie o tym, jak wygląda opieka nad małym dzieckiem. Wolne, jakie przysługuje mamie po porodzie – nazwane chyba dla żartu urlopem – jawi im się jako dwanaście miesięcy tzw. nic nierobienia. Jasne, że brak obowiązku codziennego wyjścia do pracy daje poczucie swoistego psychicznego „luzu”, ale pozostanie z dzieckiem w domu naprawdę nijak ma się do odpoczynku. Chciałaś odpoczywać? Trzeba było jechać na wakacje, a nie rodzić dziecko – zauważy ktoś słusznie. Odpoczywać nie chciałam. Ale nie chcę też, żeby ktokolwiek porównywał opiekę nad dzieckiem do relaksu.
To prawda, że każde dziecko jest inne – jedno bardziej, inne mniej wymagające. Jedno śpi w ciągu dnia kilka dobrych godzin, inne zaledwie kilkadziesiąt minut. Bez względu jednak na potrzeby malca, mało która mama wykorzystuje czas drzemki dziecka na sen. Jej sprawa? Wolny wybór? Może i tak, ale przecież skoro „siedzi” w domu, to mogłaby chociaż ugotować, posprzątać, wyprać. Kiedy ma to zrobić, jeśli nie w czasie, gdy malec zasypia? Szeroko pojęte otoczenie oczekuje od mamy „siedzącej” na macierzyńskim, że zajmie się wszystkim. Dosłownie. Jeśli jej się nie uda, to oczywiście „nic się nie stało”. Wiadomo przecież, że może mieć baby bluesa, depresję i różne inne problemy psychiczne związane z ciążą i porodem. Ale w „normalnej” sytuacji – powinna.
Tato, pomagasz mamie?
Droga mamo, usłyszałaś kiedyś pytanie: A Marcin/Michał/Franek/imię twojego faceta pomaga ci przy dziecku? Na pewno nieraz. Co odpowiedziałaś? Pomaga, jasne. Pomaga?! A to dziecko jest TWOIM obowiązkiem? TWOJĄ fanaberią? TWOIM problemem? To TOBIE trzeba pomagać? Przecież to jest WASZE dziecko, wspólne. Tak samo twoje, jak i jego. On nie ma ci pomagać, ale się nim zajmować. W równym stopniu, co ty. Pewnie, że skoro chodzi do pracy, to przed południem nie ma możliwości, ale może – a na pewno powinien – nadrobić to później. Po powrocie. I wielu nadrabia – trudno zaprzeczyć. Tyle, że spotyka ich za to zazwyczaj niewyobrażalny podziw i zachwyt: Rany, ty to masz z nim dobrze. Nie dość, że chodzi do pracy, to potem się jeszcze dzieckiem zajmuje. No tak, powinien wrócić, zjeść przygotowany przez ciebie w czasie drzemki malca obiad, a potem ułożyć się wygodnie na kanapie i odpocząć. W końcu był w pracy, a ty siedziałaś.
Droga mamo, słyszałaś kiedyś o sytuacji, w której tatuś „musiał” wyprowadzić się do salonu? Nie był w stanie się wysypiać. Wprawdzie do małego/małej w nocy i tak wstawała mama (on musi wstać rano, no więc bez przesady), ale samo wybudzanie się co kilka godzin sprawiało, że rano był „padnięty”. A może podobnie jest u ciebie? Może to ty sama podsunęłaś mu taki pomysł? To przykre, ale w wielu przypadkach to właśnie my same uznajemy, że tata po pracy – musi odpocząć. Mimo, że wiemy jak wyglądał nasz dzień i że do odpoczynku też mu było daleko, sobie prawa do relaksu odmawiamy. Mamy w głowie jakiś nieuzasadniony, podświadomy przymus, który każe nam zadbać o dziecko, dom i jeszcze odpoczynek faceta, a swoje potrzeby zepchnąć tam, gdzie nikt ich nie będzie widział. – Jak Tomek wraca do domu, no to jasne, że coś tam mi pomoże, ale wiesz, staram się go za bardzo nie męczyć, bo on padnięty jest zawsze. Zresztą nie ma co się dziwić, w końcu w pracy nie leżał – odpowiada na moje pytanie dotyczące opieki nad dzieckiem Ania, mama 6-miesięcznego Kuby, która przez cały dzień leżała. No może nie leżała, ale siedziała w domu, a to przecież na jedno wychodzi
Jeżeli twój facet właśnie wrócił z pracy – padnięty rzecz jasna – i masz jakiekolwiek opory przed tym, żeby pozwolić mu zająć się dzieckiem, bo „musi odpocząć”, to proponujemy mały eksperyment. Uważasz, że on w pracy harował, podczas gdy twój czas spędzony z dzieckiem był przyjemnością? Dajże mu choć przez chwilę owej przyjemności zaznać. Jeżeli opieka nad malcem tobie pozwala odpocząć, może i jemu pozwoli? Przecież po całym dniu pracy potrzebuje tego bardziej niż ktokolwiek inny.