Idzie rak – nieborak

Raczkowanie jest kluczowym momentem w rozwoju każdego dziecka – to etap przejściowy na drodze do samodzielnego chodzenia.



Podziel się na


Spis treści
1. 
Stąpanie po cienkim lodzie
2. 
Wysokie napięcie – wysokie ryzyko
3. 
Okna na świat
4. 
Sezamie, otwórz się!
5. 
Mój kawałek podłogi
6. 
Sztuka nawigacji
7. 
Rośliny trujące i chemia
8. 
Gadżety, ale czy to konieczne?

W tym czasie dziecko nie tylko rozwija swoją sprawność ruchową, ale gwałtownie przyspiesza też rozwój wszystkich zmysłów i szybciej się uczy. Jest tylko jeden, ale za to poważny problem – delikatne ciałko wciąż nie jest przygotowane na spotkania z twardą rzeczywistością w postaci krawędzi i ścian, a właściwa ocena odległości… dopiero raczkuje.

Stąpanie po cienkim lodzie

Urządzanie mieszkania, w którym wkrótce pojawi się dziecko to niemalże „mission impossible”. Nieważne, jak zaawansowane są środki zabezpieczające podjęte przez Ciebie, prędzej czy później maluch znajdzie drogę, aby je ominąć. Palce przytrzaśnięte szafką, oparzenie kawą zrzuconą wraz z obrusem, długopis w kontakcie elektrycznym… można by tak wymieniać całymi stronicami. Dziecko będzie przecież chciało wszystko poznać „organoleptycznie”, to znaczy po prostu – biorąc do buzi, liżąc i wkładając rączki, gdzie tylko się da.

Wysokie napięcie – wysokie ryzyko

Teoretycznie największym niebezpieczeństwem dla dziecka są gniazdka elektryczne, dlatego zabezpieczenie ich powinno być naszym priorytetem. Pisząc ten tekst, sam jestem tego najlepszym dowodem, ponieważ będąc dzieckiem włożyłem kiedyś mokrą dłonią gwóźdź w gniazdko – na szczęście napięcie było tego dnia chyba wyjątkowo słabe, choć prąd popieścił mnie przez chwilkę. Dlatego najlepiej zainwestować w przesłony torów prądowych, uchylające się jedynie pod wpływem bolców wtyczki i uniemożliwiające przez to maluchom wetknięcie innych przedmiotów do gniazdek czy… lizanie ich. Schowajmy też za meblami wszelkie możliwe kable. Dzieciom przychodzą do głowy nieziemskie pomysły!

Okna na świat

Tu kłopot pojawia się właściwie tylko wtedy, kiedy zostawiamy malucha na biurku, fotelu, czy w innym miejscu, skąd ma ułatwiony dostęp do parapetu. Dlatego po prostu nie powinniśmy pod żadnym pozorem, nawet na chwilę, windować malca na duży pułap. Najlepiej w ogóle wszelkie sprzęty odsunąć na bezpieczna odległość od okien. Można oczywiście zainwestować w blokady czy zabezpieczenie w postaci klamki z przyciskiem, ale póki co nie ma takiej potrzeby – aż do momentu, kiedy dziecko będzie w stanie wspinać się w te okolice. Co do balkonu – najlepiej, jeśli maluch w ogóle nie będzie tam przebywać albo zabezpieczmy (deską lub inną solidną barierą) wszelkie otwory, przez jakie dziecko mogłoby wypaść.

zabepieczenia gdy dziecko raczkuje

Sezamie, otwórz się!

I znowu blokady, skobelki, zatrzaski, które na trwałe zamykają wszelkie drzwi, szafy, szafki, komody i biurka, zdają się niezbędne, aby chronić palce malucha. Tutaj niestety nie możemy ryzykować i trzeba nie tyle poświęcić na te środki pewną część funduszy, ale i ograniczyć własną swobodę korzystania i poruszania się w domowym środowisku.

Mój kawałek podłogi

Tarzanie, leżenie, turlanie, raczkowanie – te wszystkie zajmujące czynności prowokują i wiele niebezpieczeństw. Aby zacząć je zmniejszać, musimy zadbać o odpowiednią nawierzchnię. Nie musimy jednak zaopatrywać się w średnio gustowne dywaniki dla dzieci pokryte rysunkami smerfów i księżniczek. Wystarczy pod domowe koce podłożyć specjalne antypoślizgowe maty – i wszystko gra!

Sztuka nawigacji

Dlatego ograniczmy ilość szkła „w dolnych rejestrach” naszego domu, a na wszelkie zakończenia mebli stanowiące potencjalne zagrożenie nakładajmy gumowe nakładki. Małe dziecko uczy się na błędach i tak samo jest, jeśli chodzi o naukę poruszania się po mieszkaniu. Czekają na nie różne przeciwności losu i pułapki, wśród nich przede wszystkim progi, kanty, rogi i metalowe bądź szklane elementy. Dlatego ograniczmy ilość szkła „w dolnych rejestrach” naszego domu, a na wszelkie zakończenia mebli stanowiące potencjalne zagrożenie nakładajmy gumowe nakładki. Wówczas zderzenie czołowe z szafą nie będzie już tak drastyczne i groźne w skutkach. Zrezygnujmy też z „lejących się” obrusów – jeśli są w zasięgu rączki dziecka, może się to źle skończyć – i dla zastawy, i dla brzdąca.

Rośliny trujące i chemia

Wśród wielu rzeczy, jakie musimy specjalnie zabezpieczać bądź trzymać z dala od dziecka (np. kosz na śmieci, gorące patelnie itp.), należy podkreślić i wyodrębnić dwie grupy – roślinną i chemiczną. Rośliny doniczkowe mają w swoich szeregach wiele gatunków trujących, np. fikus, bluszcz czy oleander. Uważajmy też na chemię gospodarczą i leki oraz wszelkie małe, ostre przedmioty codziennego użytku – ostrza do maszynki, igły, spinki do włosów itp.

Gadżety, ale czy to konieczne?

Na rynku mamy mnóstwo przedmiotów mających pomóc dziecku w raczkowaniu. Należą do nich chociażby kule o powierzchni łatwej do uchwycenia, o kolorach i dźwięku zachęcającym do zabawy – niektóre modele poruszają się zygzakiem i migają, zachęcając dziecko do pogoni za nią.

Najlepiej nie wyposażać dziecka jak w podróż dookoła świata, ale pomagać mu w rozwoju i zachęcać do podejmowania nowych wyzwań – bo tego potrzebuje najbardziej. To zwiększa przede wszystkim sprawność nóżek, a co dla dłoni i rąk? Tu powinno wystarczyć dawanie do rączek zabawek, które będą stymulować rozwój mięśni. Nie można też zapominać o stosowaniu zasypek, w związku ze zwiększonym ryzykiem wystąpienia zaparzeń i otarć (dziecko jest aktywne, w końcu raczkowanie to ruch). Co poza tym? Skarpetki, buciki, a nawet kask – raczkowanie już stało się prężną dziedzina przemysłu. Tymczasem należy być świadomym, że nie wszystkie dzieci raczkują. Blisko 10 proc. zupełnie pomija ten etap. Dlatego najlepiej nie wyposażać dziecka jak w podróż dookoła świata, ale po prostu pomagać mu w rozwoju i zachęcać do podejmowania nowych wyzwań – bo tego potrzebuje najbardziej. Może od razu stanie na nogi, a cała gorączka raczkowania okaże się zbędna?