Jak to, przy nim? Zwariowałeś?! Przecież zaraz się obudzi! Nieważne, czy maluch śpi za ścianą czy pod ścianą – w sypialni rodziców. Jego obecność absolutnie nie tłumaczy rezygnacji z życia seksualnego!
To oczywiste, że dziecko absorbuje większość czasu i myśli świeżo upieczonych rodziców. Jednak nie najlepszym wyjściem jest odkładanie na dalszy plan innej, równie ważnej sfery życia – tej intymnej. Odwrócenie się do siebie plecami w łóżku – i dosłownie i w przenośni, poskutkuje co najwyżej tym, że młodzi rodzice będą się od siebie coraz bardziej oddalać. A przecież teraz i tak mają dla siebie czasu jak na lekarstwo – i co, nawet tego lekarstwa mają sobie odmówić?! „Wymówki” w stylu: jestem zmęczona, boli mnie głowa, muszę wstać w nocy itp. są oczywiście jak najbardziej zasadne i prawdziwe – nie zrozumie ich jedynie ten, kto nie ma jeszcze na koncie rodzicielskich doświadczeń (młody tata powinien więc najpierw zadbać o to, by mama miała dla siebie nieco więcej czasu, jak najczęściej ją wyręczać).
Ale jeden argument, po który często sięgają młode mamy, nie znajdzie u nas usprawiedliwienia – to ten, „wciągający” w osobiste życie pary dziecko. Jak to, przy nim? Zwariowałeś?! Przecież zaraz się obudzi! Nieważne, czy maluch śpi za ścianą czy pod ścianą – w sypialni rodziców. Jego obecność absolutnie nie tłumaczy rezygnacji z życia seksualnego!
Sypialnia? Służy do spania!
Tę cenną prawdę bardzo często odkrywamy dopiero wtedy, kiedy stajemy się rodzicami. Wiele par to właśnie z sypialną, łóżkiem, kołdrą utożsamia współżycie. Dlaczego? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że seks w salonie, kuchni, łazience to dla wielu par co najwyżej niepotrzebne utrudnienia – bo twardo, bo zimno, bo ślisko… Na szczęście do czasu.
Kiedy na świat przychodzi dziecko największym utrudnieniem jest bowiem właśnie – seks w sypialni. Bo trzeba być cicho, bo trzeba się powstrzymywać, bo z wielu rzeczy trzeba zrezygnować, bo nocna lampka paląca się obok łóżeczka jakoś nieszczególnie kojarzy się z romantycznym blaskiem świec… I to jest chyba jeden z najlepiej działających na związek „skutków ubocznych” rodzicielstwa – para zaczyna odkrywać, że seks wcale nie jest „przywiązany” do łóżka, że poza nim może smakować jeszcze lepiej! Takie – nieco przymusowe – zerwanie z rutyną w każdym chyba przypadku podziała na relację pozytywnie! Zresztą już same poszukiwania najlepszego miejsca powinny dodać związkowi nieco pikanterii.
Noc także!
Kolejna prawda, której jakoś ciężko przebić się do świadomości wielu par. Co ciekawe także tych, które z sypialni często uciekają…
Seks w salonie? Czemu nie? Ale dopiero wieczorem. Kiedy na świat przychodzi dziecko cały świat przewraca się do góry nogami – nic dziwnego, że pory dnia i nocy też się ze sobą mieszają. Skoro wiemy już, że malec śpi najspokojniej i najdłużej pomiędzy 13 a 16, czemu by tego nie wykorzystać (o ile rzecz jasna mamy to szczęście i obydwoje jesteśmy wtedy w domu)? Wielu osobom wydaje się, że to właśnie noc jest najbardziej odpowiednia na zbliżenia – nic bardziej mylnego! Szczególnie, kiedy wieczór to dla nas jedyna pora, w czasie której możemy „nadgonić” kumulujące się w ciągu dnia obowiązki. Świadomość, że „tyle jeszcze można by zrobić” połączona z planowaniem tego, co jutro na obiad nieszczególnie sprzyja miłosnym igraszkom. Nie tylko wynieśmy seks z sypialni, ale też pozwólmy mu wyjść na światło dzienne!
Po cichutku, po kryjomu…
No i jeszcze jeden pomysł na to, jak mimo obecności dziecka cieszyć się udanym życiem seksualnym. Co ciekawe, wybiera go z pewnością większość świeżo upieczonych rodziców i – zupełnie go nie docenia! Przecież seks w domu, w którym jest dziecko przywołuje wspomnienia z młodości! Z pewnością to pamiętacie, prawda? Ukradkowe spojrzenia w stronę drzwi, pilne nasłuchiwanie, czy aby ktoś się nie skrada… A potem? Mamy chwilę dla siebie! Nie wiadomo wprawdzie jak długą, ale właśnie to jest najbardziej ekscytujące!
Nawet rodzicielska sypialnia (także ta, w której pomieszkuje lokator na gapę), może sprzyjać miłosnym igraszkom. I to wcale nie jest tak, że musi być cicho, że brakuje nastroju, że jest tak zwyczajnie – a nuż maleństwu również spodoba się nasza „seksowna playlista” (nastrojowa składanka przygotowana na te specjalne okazje)? Zakładamy przecież, że nie są to kawałki rockowe. Raczej takie, które – mimo, że w nas mają zmysły rozbudzić, malucha powinny sprawnie ukołysać do snu.
I co, też macie wrażenie, że gdyby nie te nasze dzieciaki, do związku już dawno wkradłaby się rutyna?