Kiedy miłość do dziecka się nie pojawia…

Jak się nim opiekować? Jak odczytywać jego reakcje? Skąd wiedzieć, czy dane zachowanie jest prawidłowe czy też nie? Czyich rad słuchać: mamy, teściowej czy może pediatry?

niemowlę


Podziel się na


Czekałaś na tę małą kruszynkę przez dziewięć długich miesięcy. Byłaś pewna, że kiedy tylko weźmiesz ją w ramiona – oszalejesz ze szczęścia. Tymczasem, nowonarodzone dziecko budzi w tobie dość niespodziewane emocje: lęk, przerażenie, zaskoczenie. Ale czy miłość…?

Boję się ciebie!

To, co nieznane budzi w nas lęk. To, czego się boimy, budzi w nas niechęć. Tymczasem, dziecko to niewyczerpane źródło tego, co nieznane! Jak się nim opiekować? Jak odczytywać jego reakcje? Skąd wiedzieć, czy dane zachowanie jest prawidłowe czy też nie? Czyich rad słuchać: mamy, teściowej czy może pediatry? Pytania, jakie stawiają sobie świeżo upieczeni rodzice można by mnożyć. Prawidłowe odpowiedzi – nie istnieją. Każde dziecko ma nieco inne potrzeby, każde wykazuje nieco inne zachowania i reakcje, każde rozwija się w swoim indywidualnym tempie. Nic dziwnego, że stając przed swoim nowonarodzonym dzieckiem masz wrażenie, jakbyś właśnie przystępowała do egzaminu, na który nie zdążyłaś się przygotować.

A przecież robiłaś wszystko, żeby było inaczej! Zaczytywałaś się w poradnikach rodzicielskich, śledziłaś blogi parentingowe, stałaś się nawet aktywną użytkowniczką forum dla przyszłych rodziców. Niestety, różnica między teorią a praktyką w żadnym chyba innym przypadku nie jest tak duża, jak właśnie w kwestii wychowania dziecka. Nic więc dziwnego, że większość kobiet na samym początku czuje się niekompetentnych w roli mamy. A tę niekompetencję udowadnia im nie kto inny, jak właśnie to urocze, bezbronne maleństwo… Tymczasem my nie lubimy, by wytykano nam błędy i podkreślano naszą niewiedzę. Szczególnie w kwestiach, w których przecież powinnyśmy (a przynajmniej tak nam się wydaje) być mistrzyniami!

Nie panikuj, jeśli na widok malucha nie czujesz motylków w brzuchu, jeśli nie masz ochoty „zacałować go na śmierć” czy „schrupać”.

dłoń taty i dziecka

Miłość do dziecka – trzeba się jej nauczyć!

Matka kocha bezwarunkowo – to fakt. Nie znaczy to jednak, że musisz pokochać swoje dziecko do szaleństwa już od „pierwszego wejrzenia”! Miłości trzeba się nauczyć – to prawda stara jak świat. Dlaczego zapominamy, że odnosi się ona także do relacji matka-dziecko? Nie obwiniaj się o to, że jesteś złą matką tylko dlatego, że nie jesteś pewna, czy kochasz swoją pociechę. Większość kobiet rzeczywiście nie ma problemu z tym, żeby powiedzieć: zakochałam się w dziecku, kiedy tylko się pojawiło. Mówią tak, bo wydaje im się to oczywiste – matka MUSI przecież kochać swoje dziecko. Większość z nich prawdopodobnie nawet się nie zastanawia nad prawdziwością tego uczucia. A prawda jest taka, że ich emocje na początku tej macierzyńskiej przygody mogą być równie ambiwalentne jak twoje!

Nie doszukujmy się więzi z maleństwem na siłę – dajmy sobie czas na jej stworzenie. Tym, w co wyposażona jest każda matka niejako automatycznie, jest gotowość do wypracowania prawidłowej relacji z dzieckiem. Oznacza to, że kobieta ma wszelkie „warunki” i predyspozycje do tego, by pokochać swoje dziecko bezwarunkowo. Nad powstaniem tej relacji musi jednak pracować każdego dnia. Niestety, często presja społeczna, wymagająca od świeżo upieczonej matki wielkiej miłości do nowonarodzonego dziecka, nie daje kobiecie czasu na zawiązanie rzeczywistej więzi i stworzenie silnej relacji, będącej fundamentem późniejszych stosunków z pociechą. A tylko taka – wypracowana samodzielnie i świadomie więź stanie się źródłem prawdziwego matczynego spełnienia i przetrwa przeciwności losu. Części kobiet udaje się to zrobić wcześniej, innym później. Nieważny jest jednak czas jej budowania – liczy się jej prawdziwość i solidność.

Nie panikuj, jeśli na widok malucha nie czujesz motylków w brzuchu, jeśli nie masz ochoty „zacałować go na śmierć” czy „schrupać”. Zastanów się, czy podobne reakcje (czy raczej deklaracje) rzeczywiście są dojrzałe. Czy tak wygląda świadoma, rodzicielska miłość…? A może to właśnie troska o dobro i bezpieczeństwo pociechy, obawa o jej zdrowie i lęk przed pielęgnacją tej małej kruszynki to lepsze podwaliny pod prawdziwe matczyne uczucie..?