Pojawienie się dziecka w rodzinie zmienia bardzo wiele. Zmieniają się priorytety, organizacja czasu, rozkład zajęć… Zmieniają się także role…
Zdarza się, że po urodzeniu dziecka związek zmienia się na niekorzyść. Czasem ten kryzys związany z przeorganizowaniem życia trwa tylko chwilę. Czasem, niestety, o wiele dłużej… Kobieta i mężczyzna widzą w sobie już nie partnerów i kochanków, ale tylko i wyłącznie rodziców – dobrą mamę i świetnego tatę. Zapominają, kim byli dla siebie wcześniej. To, wbrew pozorom, bardzo niebezpieczne dla relacji. Jak rozpoznać niepokojące symptomy i w jaki sposób im zaradzić?
Poporodowa reorganizacja życia
Pojawienie się dziecka w rodzinie zmienia bardzo wiele. Zmieniają się priorytety, organizacja czasu, rozkład zajęć… Zmieniają się także role. Teraz nie będziecie dla siebie już tylko partnerami, mężem, żoną, kochankami. Stajecie się rodzicami – mamą i tatą. Od tej pory patrzycie na siebie także i przez ten pryzmat. Do tego dochodzi mniej czasu dla siebie nawzajem, stres, zmęczenie, brak seksu, często frustracja i… powtarzalność, czyli tak ważna dla dziecka i tak „straszna” dla związku – rutyna. Właśnie dlatego sporo par po narodzinach dziecka przeżywa mniejszy bądź większy kryzys związany z reorganizacją życia. Jest on jednak całkiem normalną sprawą, nie trzeba od razu panikować, że oto związek dobiega końca, że już nie sposób się dogadać, że to już nie to…
A co można zrobić? Spróbować się porozumieć i przeczekać. Choć ta ostatnia rada brzmi być może nieco dziwnie, ma duży sens – po porodzie świat wariuje, hormony szaleją i ciężko opanować cały chaos, który się pojawia. Także ten emocjonalny. Żeby zyskać dystans, trzeba spróbować przeczekać ten najbardziej gorący okres, który zawsze okazuje się nerwowy.
Różnica między „ojcem” a „partnerem”
Jaka jest różnica między „ojcem”, „matką”, a „partnerem”? Znacząca! Pojęcie „partner” jest zdecydowanie bardziej pojemne i szersze. To nie tylko wspaniały mąż, czy cudowna matka. To osoba, z którą dzieli się życie, która jest wsparciem, sprawia, że czujemy się wyjątkowo, rozumie, jest kochankiem, pomocą, przyjacielem, można z nią rozmawiać o wszystkim… To, że stajecie się rodzicami nie może oznaczać, że przestajecie być partnerami. Postrzeganie kogoś z kim dzielimy życie już tylko przez pryzmat tego, jakim rodzicem jest dla naszego wspólnego dziecka nie wróży niczego dobrego. Kiedy partner zaczyna równać się tylko rodzicowi, to oznacza, że gdzieś po drodze coś się zgubiło.
Niepokojące symptomy
Co powinno zaniepokoić i dać do myślenia? Na pewno fakt, że wasze rozmowy ograniczają się tylko do takich o dziecku (dzieciach), zakupach, rachunkach… Oprócz tego, jeśli partner wzbudza w tobie irytację, nie chcesz przebywać w jego towarzystwie, nie masz ochoty na czułości, na seks.
Kolejną sprawą jest sposób myślenia o nim lub o niej. Jeśli najbliższa osoba stała się tylko „ojcem mojego dziecka”, „matką mojego dziecka”, jeśli nie potraficie już spędzać razem czasu, nie umiecie się porozumieć – to powinno sprowokować do zastanowienia się. Trzeba oczywiście wziąć poprawkę na to, że po porodzie zawsze jest ciężko. Naprawdę przez pewien czas może, mimo szczerych chęci, nie być czasu na rozmowy, planowanie, czułości. Nie mówiąc o czasie i ochocie na seks. Jednak kiedy taki stan się przeciąga i widać, że nie jest lepiej, ale wręcz odwrotnie – to sygnał do zadania sobie pytania jakie procesy zachodzą w związku i gdzie one prowadzą.
„Umówmy się na randkę”
Wiele osób, widząc podobny problem, szuka rozwiązania w planowaniu seksu, planowaniu „randek” z mężem czy żoną. Tyle, że nie chodzi o wielkie gesty, o niecierpliwie wyczekiwane spotkania sam na sam, ale o zwykłą, „szarą” codzienność. Jasne, że umówienie się na kolację czy do kina, strojenie się przedtem, a następnie celebrowanie wyjątkowych chwil jest wspaniałe. Z tym, że to nie załatwi sprawy.
Liczy się to, co robimy codziennie. Jeśli każdego dnia nie będziemy zamieniać ze sobą ani jednego zdania lub wymieniać się tylko co najwyżej listami na zakupy, nawet najbardziej wystawne i romantyczne kolacje nic tu nie zdziałają. Lepiej wyłuskać dla siebie choć te 30 minut na wspólną kolację w domu, na rozmowę przed snem, na poprzytulanie się. W ostatecznym rozrachunku to da nam więcej niż okazjonalne duże gesty.
Kiedy na terapię małżeńską?
Terapia małżeńska to dwa słowa, przed którymi wiele osób bardzo się wzdraga. Oczywiście, zupełnie niepotrzebnie. Czasem relacje w związku tak bardzo się zapętlą, że samodzielnie ciężko dojść do porozumienia. Jeśli wiecie, że bardzo zależy Wam na sobie i nie chcecie się rozstawać, ale samodzielnie nijak nie umiecie poprawić swoich stosunków – warto rozważyć udanie się na terapię.
Co powinno być motywacją do podjęcia terapii? Między innymi poniższe sygnały.
- Problemy z komunikacją w związku, brak skutecznej komunikacji. Kiedy rozmowy nie przynoszą skutków, macie wrażenie, że kręcicie się w kółko, nie potraficie siebie ani słuchać, ani skutecznie wyrażać swoich myśli. Kiedy każda próba dialogu kończy się kłótnią i padają słowa, które mogą ranić.
- Pojawiające się negatywne emocje, jak nienawiść, pogarda, chęć upokorzenia. To bardzo zły symptom.
- Pojawiające się myśli o zdradzie, o separacji są jasnym sygnałem, że związek zmierza w złym kierunku.
- Nic nie łączy, różnice stają się nie do pogodzenia. Bywa i tak, że w pewnym momencie przychodzi do głowy myśl „łączą nas już tylko dzieci”. Nagle nie umiecie spędzać ze sobą czasu, żyjecie bardziej obok siebie niż ze sobą, a różnice, które was dzielą, wydają się nie do pokonania.
Patrząc na cztery powyższe elementy, łatwo dojść do wniosku, że każdy z nich osobno mógłby być powodem do definitywnego zakończenia związku. Taka droga czasem jest paradoksalnie łatwiejsza. Bo naprawianie komunikacji i relacji to proces. Jedna wizyta u specjalisty niczego nie załatwi, jeśli problemy sięgają głębiej. Trzeba mieć wewnętrzną motywację do utrzymania i poprawy związku. Jeśli ona jest – pierwszy krok już za wami.