W żłobku mojej córy jest basen z kulkami, który wszystkie dzieci uwielbiają. Pewnego dnia moje dziecko obwieściło po powrocie do domu:
Mamo, a wiesz, że nie ma już kuleczek?
–A co się stało? – zdziwiłam się.
–Maciek się strasznie uderzył głową w ścianę i pani dyrektor zabrała kuleczki do garażu.
Rany boskie! Naprawdę się przejęłam. Oczami wyobraźni zobaczyłam dwulatka, który z rozpędu rzuca się do basenu i zamiast na miękkich kulkach, ląduje głową w ścianie. Na pewno trzeba było z nim pojechać na pogotowie. Przy najbliższej okazji pytam panie nauczycielki o ten wypadek.
–Ale jaki wypadek?
–No w basenie z kulkami.
–Pierwsze słyszymy, nie było żadnego wypadku.
–Nie?
Moje dziecko jest mistrzem strasznych opowieści. Gdybym wierzyła każdemu jej słowu na temat wydarzeń w żłobku, należałoby tę placówkę jak najszybciej zamknąć jako wysoce niebezpieczną dla dzieci.
Z kolei znajoma trzylatka wkłada wiele wysiłku w to, żeby przekonać cały otaczający ją świat, że jest regularnie głodzona.
– Jadłaś coś w przedszkolu? – pyta mama.
– Nie, nic nie jadłam i z głodu boli mnie brzuszek.
Mama idzie więc do pań przedszkolanek na konfrontację i… co się okazuje? Że mała Zuzia zjada nie tylko swoją porcję, ale też dwie dokładki. I patrzy przy tym na panie tak błagalnym wzrokiem, że nie mogą jej odmówić, bo dziecko najwyraźniej jest niedożywione.
Mały Tomuś nie może się nauczyć korzystania z nocnika. Niby już wie, że powinien, ale za nic mu nie wychodzi. Na pytanie, czy ma kupkę w pieluszce, zdecydowanie zaprzecza: „To nie kupka, tylko bączek”. Zawsze się okazuje, że to bączek w zmaterializowanej postaci.
Dzieci mają zadziwiający dar zmieniania otaczającej ich rzeczywistości. W ich świecie nie ma miejsca na przyznanie się: „nie pamiętam”. Wszystkie luki w pamięci wypełniają barwnymi opowieściami. To niewątpliwie przejaw błyskotliwości i ogromnej wyobraźni, której my dorośli możemy naszym pociechom pozazdrościć. Te konfabulacje bywają słodkie i zabawne – pod warunkiem, że nie zmienią się w nawyk. Bo o ile wymyślanie niestworzonych historii przez trzylatka bywa zabawne, to już w wykonaniu trzynastolatka śmieszne nie jest.
Moja mama ma koleżankę, której córka bardzo burzliwie przechodziła okres dojrzewania. Były ucieczki z domu z dużo starszymi chłopcami, picie alkoholu i palenie papierosów. Jej mama biegała po osiedlu szukając córki we wszystkich bunkrach i piwnicach. Potem były groźby, prośby i tłumaczenia, szlaban na przyjemności i wszystkie standardowe metody perswazji, do których uciekają się zdesperowani rodzice. Podczas jednej z takich eskapad dziewczynka została dość mocno pobita. Z posiniaczoną twarzą zgłosiła się na komendę i powiedziała policjantom, że zbiła ją mama. Ot, taka frywolna twórczość, żeby wbić rodzicom szpilę za dwa tygodnie szlabanu na korzystanie z komputera. Jak łatwo sobie wyobrazić – policjanci, kurator i opieka społeczna nie bardzo byli skłonni uwierzyć, że to tylko głupia konfabulacja.
Podobno dzieci uczą się kłamstewek od rodziców. Pragnąc uniknąć przykrych niespodzianek w przyszłości, powinniśmy zatem świecić przykładem prawdomówności. Wszystko wskazuje więc na to, że jeśli chcemy wychować pociechę na tzw. „porządnego człowieka”, sami musimy się zmienić we wzór wszelkich zalet i cnót.