Jak pomóc partnerowi pogodzić się ze stratą dziecka? Jak wspólnie przetrwać ciężkie chwile, aby nie ucierpiały na tym nasze relacje?
W naszej kulturze przyjęło się, że mężczyzna musi być silny, twardy, zaradny. Łzy, rozpacz, depresja – to nie przystoi mężczyźnie. W obliczu poronienia kobieta jednak często oczekuje zgoła innych reakcji. Wtedy może pojawić kryzys związku. Jak wytłumaczyć partnerowi, co przeżywamy? Jak pomóc mu pogodzić się ze stratą dziecka? Jak wspólnie przetrwać ciężkie chwile, aby nie ucierpiały na tym nasze relacje?
Kobieco-męskie światy
Jak wytłumaczyć partnerowi, co przeżywamy? Chcemy być przez parę dni tylko z nim, po zabiegu nie mamy siły na wiele rzeczy… Ból fizyczny mija, a psychiczny pozostaje na długo. Wiem, że mój narzeczony też cierpi, ale w ogóle tego nie okazuje i czasami mi się wydaje, że wcale się nie przejął. Ja płaczę, smucę się, nie chcę nigdzie chodzić, a on pierwsze, o co zapytał: kiedy pojedziemy do jego rodziców? Dziewczyny, czy wasi faceci zachowują się podobnie? – pyta na jednym z for internetowych użytkowniczka o nicku agaw00.
Musimy zdać sobie sprawę z tego, że u mężczyzn mechanizmy obronne działają inaczej niż u kobiet. Mężczyzna woli zamknąć się w sobie, nie pokazywać uczuć, chować się za wizerunkiem twardego faceta. Czasem pomaga mu w tym prosta negacja – że poronienie nie jest jednoznaczne ze stratą dziecka. Mężczyzna w obliczu poronienia może także wymagać od partnerki, aby jak najszybciej zapomnieć o sprawie i najlepiej – w ogóle o tym nie rozmawiać. A kobieta takie milczenie od razu traktuje jako brak zrozumienia. Ma pretensje, że może partner w ogóle nie przejął się stratą dziecka, że mu nie zależy, że nie kocha. Stąd bardzo krótka droga do stopniowego oddalania się od siebie. Strata dziecka to zawsze próba dla związku – czasem potrzebna jest pomoc specjalisty, aby para wyszła z niej obronną ręką. A nawet, by wzmocniła dotychczasowe więzi. Badania mówią, że 80 procent par po stracie dziecka w wyniku poronienia przeżywa silny kryzys małżeński. 40 procent związków rozpada się.
W męskiej skorupie
To, że mężczyzna nie płacze, nie rozmawia czy chce zapomnieć – wcale nie znaczy, że nie cierpi. Tłumiąc emocje, chroni kobietę – a przynajmniej tak mu się wydaje. Koncentruje się też bardziej na zadaniach do wykonania (sprawy urzędowe, dokumenty ze szpitala, pogrzeb) niż na uczuciach, rozmowach czy wspólnym przeżywaniu tragedii. Mężczyzna często czuje się po prostu winny, że nie uchronił ukochanej przed poronieniem, że może zrobił zbyt mało.
To, że mężczyzna nie płacze, nie rozmawia czy chce zapomnieć – wcale nie znaczy, że nie cierpi. Tłumiąc emocje, chroni kobietę. A przynajmniej tak mu się wydaje. – Kiedy dowiedzieliśmy się, że Fasolka nie żyje, pierwszy raz widziałam łzy mojego Mężczyzny. Ale potem zamknął się w sobie. Nie rozmawiamy o tym, co się stało. Wiem, że on też to przeżywa, tylko uważa, że ktoś w naszym domu musi być silny. Czasem wścieka się, że ja obsesyjnie wbijam w wyszukiwarkę komputera „poronienie”, „śmierć dziecka”, że siedzę na forach dla mam po stracie i czytam to wszystko godzinami, ale ja gdzieś muszę tę rozpacz z siebie wyrzucić. Ale jak jest naprawdę źle, to wtulam się w niego i płaczę, płaczę, a on mówi mi, że jeszcze będziemy bardzo szczęśliwi… – pisze jedna z mam w liście publikowanym na stronie poronienie.pl.
Jak mówią psychologowie, tłumienie uczuć i przyjmowanie pozy twardego mężczyzny może mieć jednak bardzo negatywne skutki – nie tylko dla całego związku, ale również dla każdego z partnerów z osobna. Ważne jest więc, aby pomóc drugiej stronie zrozumieć poronienie – tak, aby czas żałoby przeżywać razem, aby umieć się wspierać. Tylko wzajemne zrozumienie swoich uczuć i potrzeb pozwala pogodzić się ze stratą, a przede wszystkim – nie utracić bliskości i zaufania, bez których związek może nie przetrwać.
Pomóc mężczyźnie
-Dziewczynki, tak mi smutno. Za godzinę będzie na cmentarzu, przy pomniczku dzieci nienarodzonych, spotkanie rodziców po stracie, pożegnanie, krótkie „ekumeniczne” nabożeństwo… Planowaliśmy to od tygodnia, mam w plecaku dwa znicze i pluszowego króliczka dla naszej Dziewczynki – ale jestem z tym sama i nie mogę powstrzymać się od płaczu… Dziś rano niedoszły Tata wytknął mi, ze powinnam już dać sobie spokój z tymi histeriami i przeżywaniem nie wiadomo czego, trzeba to przykryć i zapomnieć, a on nie ma na podobne głupoty czasu – nie będzie się zwalniał z pracy, ma ważniejsze sprawy na głowie (wcale nie ma, wczoraj opowiadał, ile to ma ostatnio czasu dla siebie, nic się w projekcie nie dzieje). Dlaczego odcina się tak bardzo od naszego Maleństwa, ode mnie? – pyta na forum akala, podzielając zapewne wątpliwości wielu kobiet po stracie.
A tak już jest w naszej kulturze, że dla mężczyzny żałoba trwa krócej. To kobieta rozpacza, płacze, nie może zapomnieć, a mężczyzna powinien być tym silniejszym, twardszym. Jak pogodzić te dwa światy? Przede wszystkim należy dać sobie przestrzeń i czas na obydwa sposoby przeżywania straty dziecka. Pomóc mężczyźnie nie oznacza upodobnić się do niego i zamknąć w skorupie milczenia. Tak samo, jak pomóc kobiecie nie oznacza nagle zacząć rozdrapywać rany, ciągle rozmawiać o tym, co było.
Być razem
Najważniejsze, to wyjść sobie naprzeciw. I rozmawiać – przede wszystkim o własnych potrzebach. Pamiętajmy, żeby na siłę nie narzucać mężczyźnie własnego sposobu przeżywania żałoby, a jednocześnie wyraźnie komunikujmy, czego oczekujemy.
Czasem jest dobrze wspólnie po „męsku” pomilczeć, czasem razem po „po kobiecemu” pooglądać zdjęcia USG czy pójść na cmentarz. Zawsze jednak ważne jest, aby delikatnie wyciągać partnera ze skorupy milczenia, uczyć go wyrażania emocji. Nazwanie uczuć i pragnień ma w sobie wartość terapeutyczną. „Boję się”, „cierpię”, „nie umiem sobie z tym poradzić”, „chcę, żebyś mnie przytulił”, „co Ty czujesz?”, „chcesz o tym porozmawiać?” – nawet tak proste komunikaty są bardzo potrzebne. Przede wszystkim nie można bowiem pozwolić na to, żeby poronienie zbudowało między wami mur. Wspólne doświadczenia zbliżają, a nawet taka tragedia jak strata dziecka paradoksalnie uczy. I wzbogaca związek. To bardzo ważne. I jest to pierwszy krok do ponownych – tym razem oby już szczęśliwych – starań o dziecko.