Trzy pokolenia pod jednym dachem – czy to się uda?
Czy rodzice i dziadkowie pod jednym dachem to przewaga plusów czy minusów? Sprawdzamy!
Nie ma jak rodzice
Nie ma co ukrywać, że rodzice „pod ręką” w momencie, kiedy na świecie pojawia się dziecko, to naprawdę spory plus. Dostrzegają go szczególnie pary, które po ślubie wyprowadziły się nie tylko do własnego mieszkania czy domu, ale także – do innego miasta Małe dziecko wymaga opieki 24 godziny na dobę, a to często zmusza do rezygnacji z pracy (urlopy rodzicielskie), dodatkowych opłat (opiekunka bądź żłobek), niemałego stresu, a czasem nawet – wyrzutów sumienia (pozostawienie dziecka opiece obcej osoby nie jest łatwym zadaniem). Tymczasem rodzice to osoby, do których mamy zaufanie. To oni nas wychowali i z pewnością wiedzą o opiece nad dzieckiem więcej od nas samych. Są źródłem nie tylko bezpośredniej pomocy, ale i wielu cennych porad.
Mieszkanie z dziadkami to także duży plus dla samego dziecka. Będący już na emeryturze babcia czy dziadek chętnie organizują maluchowi czas, poświęcają mnóstwo uwagi, obdarzają wyjątkowym uczuciem. Nie ma co ukrywać, że z reguły są bardziej cierpliwi od rodziców – mniej nerwowi, bardziej wytrzymali (więcej przeżyli, obce im jest niejednokrotnie obecne tempo życia czy pogoń za karierą), ale też – bardziej doświadczeni (ich wspomnienia i opowieści są bogatsze i często ciekawsze niż rodziców).
Nie ma jak własny kawałek podłogi
Niestety, poza licznymi plusami, o których nie można zapominać, mieszkanie z rodzicami ma jednak wiele wad. Warto je rozpatrzyć jeszcze przed podjęciem wyzwania i znaleźć sposoby na to, aby nam akurat nie dały się we znaki. Błędem, jaki często popełniają młode małżeństwa, mieszkające wraz z rodzicami, jest pozwalanie sobie na poczucie zobowiązania wobec nich. To prawda, sporo rodzicom zawdzięczają, ale skoro tamci zaproponowali im taką opcję/przystali na nią, prawdopodobnie oni także widzą w niej jakieś korzyści (nie są ciągle sami, dzielą się z młodymi rachunkami itp.). Wspomniane poczucie zobowiązania sprawia, że nawet, jeśli młodym nie wszystko pasuje (zwyczaje rodziców, kolidujące z ich przyzwyczajeniami, zbytnie uczestniczenie rodziców w ich życiu, narzucanie swojego zdania i dominacja rodziców) – milczą i udają, że nie widzą problemu.
To nie najlepsze wyjście, ponieważ milczenie na początku i cicha zgoda na wszystkie, panujące w domu reguły sprawi, że z czasem coraz trudniej będzie przeforsować własne zdanie. Tymczasem w sytuacji, kiedy na świecie pojawia się dziecko, to rodzice powinni mieć decydujący głos w kwestii jego wychowania, nie dziadkowie.
Nie ma jak jasne zasady
Dlatego właśnie zasady „bezkolizyjnego” współżycia najlepiej wypracować jeszcze zanim na świecie pojawi się dziecko. Wtedy pojawienie się maluszka jedynie wzmocni w dziadkach przekonanie, że mają pod dachem oddzielną rodzinę, która rządzi się „swoimi prawami”. Najlepiej, jeśli młodzi dostają do dyspozycji w miarę samodzielną część domu (np. piętro) wraz z oddzielnymi łazienką i kuchnią. Jeżeli mogą skorzystać z takiego udogodnienia, dobrze by każda rodzina oddzielnie gotowała i sprzątała swoje części. Oczywiście nie oznacza to, że synowa nie może zaprosić teściów na górę na obiad, ale o to właśnie chodzi, by była to sytuacja, wymagająca „zaproszenia”, nie zaś nagminna praktyka.
Niestety, nie zawsze takie „rozdzielenie” rodzin jest możliwe. Jeśli nie, warto wypracować zasady, które pozwolą rodzinom wieść w miarę samodzielne życie (np. podzielić się dniami tygodnia, w których gotujemy czy przedziałem czasowym, jaki spędzamy w kuchni). Już na samym początku ustalamy reguły dotyczące wszelkich płatności, sprzątania, odwiedzin, wspólnego spędzania czasu, informowania o swojej obecności bądź nie (czy np. małżeństwo musi poinformować rodziców, że wychodzi – by tamci się nie martwili, czy nie ma takiej potrzeby). Warto także ustalić – tym razem dotyczy to samych małżonków, na ile wtajemniczają rodziców w swoje osobiste sprawy. To, że dzielą dom nie oznacza przecież, że muszą się także dzielić z nimi każdym problemem czy sprzeczką.
Nie ma jak mądra współpraca
Jeśli jednak nie udało się wypracować wystarczająco jasnych zasad współpracy między dwoma małżeństwami, pojawienie się dziecka to sytuacja wręcz stworzona do tego, by delikatnie przypomnieć o ich istnieniu. Najlepszym rozwiązaniem jest oczywiście szczera rozmowa. Warto na wstępie przedstawić rodzicom własną wizję wychowania swojej pociechy i poglądy na kluczowe dla nas kwestie. Takie otwarte postawienie sprawy z pewnością przyniesie korzyści obu stronom: dziadkom udowodni, że doceniamy to, co dla nas zrobili, liczymy się z nimi, traktujemy poważnie i darzymy szacunkiem, rodzicom da szansę na wychowanie pociechy według własnego pomysłu.
Poprośmy otwarcie, by nie robili nic za naszymi plecami, informowali o wszelkich problemach z dzieckiem, nie kryli jego złego zachowania itp. Respektujmy jednak ich zdanie. Nie obruszajmy się, jeśli mają jakieś „ale”, wysłuchajmy i powiedzmy, że przemyślimy ich wskazówki. Gdy pojawią się jakiekolwiek problemy – rozwiązujmy je od razu. Nie róbmy podchodów. Nie twórzmy dwóch frontów. Stwórzmy po prostu dwie rodziny.