Poranione brodawki, bolesne piersi, mało mleka, płacz nienajedzonego maluszka. Wyrzuty sumienia, setki „dobrych” rad znajomych i obawy o zdrowie dziecka.
Kiedy pojawi się ochota, żeby rzucić to wszystko i po prostu podać butelkę z mlekiem, pamiętaj, że karmienie piersią nie jest dla mam czynnością wrodzoną i odruchową, ale pewną umiejętnością, którą należy wypracować. Odpowiednie nastawienie, motywacja i spokój umysłu mogą zaś zdziałać cuda.
Zacznijmy od głowy
Ponad 95% przyszłych mam postanawia, że będzie karmić naturalnie. I większość z nich ma z tym na początku problemy. Szybko się wtedy irytują, zbyt szybko poddają, bo mają wrażenie, że są złymi matkami, robią coś nie tak, a ich pokarm jest do niczego – skoro maluszek nie chce ssać i płacze wniebogłosy. Zanim jednak sięgniemy ze zrezygnowaniem po butelkę, uspokójmy i wyciszmy nasz umysł. Uwierzmy, że nasze mleko jest najlepsze dla naszego dziecka, a walkę z karmieniem można wygrać. Odpowiednie nastawienie, motywacja i unikanie stresu – to są nasi sprzymierzeńcy.
Mleko bowiem wytwarzane jest w naszej głowie, a nie piersiach – i to dosłownie. Odruch wytwarzania pokarmu pojawia się, gdy ssanie piersi powoduje pobudzenie zakończeń nerwów czuciowych znajdujących się w skórze brodawki i otoczki. Bodźce są przekazywane do podwzgórza, a następnie do przedniego płata przysadki mózgowej, skąd uwalniana jest prolaktyna, która pobudza pęcherzyki mleczne do wytwarzania pokarmu.
Odruch wypływu pokarmu pojawia się zaś, kiedy drażnienie brodawki piersiowej i ssanie piersi powoduje pobudzenie zakończeń nerwów czuciowych znajdujących się w skórze brodawki i otoczki. Bodźce są przekazywane do podwzgórza, a następnie do tylnego płata przysadki mózgowej, skąd uwalniana jest oksytocyna, która kurcząc komórki mięśniówki gładkiej wokół pęcherzyków i przewodów, powoduje wypływ mleka z piersi.
Odruchy te mogą być hamowane przez nikotynę i alkohol, silny ból, ale również przez stres, zdenerwowanie oraz niepewność. Dlatego psychika i odpowiednie nastawienie kobiety mają ogromy wpływ na powodzenie karmienia piersią.
Chcę, ale nie chcę
Problemy z laktacją pawie zawsze będą miały kobiety, które z jakiś przyczyn nie są przekonane do swojej decyzji i dlatego karmienie wiąże się dla nich ze stresem, lękiem czy podświadomą złością, irytacją, a nawet obrzydzeniem. Wiele przyszłych mam do karmienia zniechęca bowiem pewnego rodzaju fizjologiczna strona karmienia – jak mówią – „bycie mleczarnią otwartą 24 godziny na dobę”.
Nigdy nie chciałam karmić piersią. Nie lubię patrzeć na karmiące kobiety. Nie wiem – sam widok napawa mnie jakimś obrzydzeniem. Ale nacisk ze strony położnych w szpitalu był tak duży, że jak wszystkie mamy na oddziale – zaczęłam karmić. Byłam potwornie zła na samą siebie, że zabrakło mi asertywności. Ciągle myślałam, jak potem wyglądać moje piersi. Adaś zaś krzyczał wniebogłosy i pewnie czuł, że mama tak naprawdę wolałaby mu podać butelkę. Po miesiącu męki odstawiłam syna od piersi. To nie miało sensu. Oboje byliśmy spokojniejsi. I nie czuję się z tego powodu ani lepszą ani gorszą matką. Najważniejsze to przecież dawać miłość – pisze na forum Olga.
Dlatego tak ważne jest, aby decyzję o karmieniu piersią podjąć jeszcze długo przed porodem. Jeśli kobieta nie jest przekonana do naturalnego karmienia, nie powinna poddawać się naciskom lekarzy czy otoczenia. Takiej mamie należy udzielić wsparcia. Kiedy bowiem ostatnimi czasy otacza nas prawdziwa moda na karmienie naturalne, nie jest łatwo wyłamać się z tego schematu.
Czy można chcieć za bardzo?
Większość kobiet, które karmią piersią podejmują ta decyzję bardzo świadomie. Naturalne karmienie jest dla nich wyrazem matczynej miłości do swojego dziecka, ale też pewnego rodzaju polisą na życie dla malucha – nie od dziś przecież wiemy, że mleko matki jest najlepszym pokarmem.
Kiedy więc pojawiają się pierwsze kłopoty z karmieniem – bagatelizowane niekiedy już w szpitalu przez położne – to dla matki zaczyna się prawdziwa próba. Szybko okazuje się bowiem, że same chęci to za mało, a stąd już bardzo krótka droga do rezygnacji i zastąpienia piersi butelką.
Już w szpitalu pielęgniarki zaczęły dokarmiać Julkę, bo po prostu nie przybierała na wadze. Jako niedoświadczona matka przyjęłam to oczywiście jako słuszną decyzję – przecież personel medyczny wie najlepiej, jak powinnam postąpić. Dziś myślę, że to był wielki błąd i chyba ich wygoda. Nikt tak naprawdę nie pokazał mi, jak prawidłowo przystawiać małą do piersi, nikt nie sprawdził, czy robię to dobrze. Prawdziwe schody zaczęły się zaś w domu. Julka ryczała, chciała ssać niemalże cały czas, ja ciągle martwiłam się, że brakuje mi pokarmu. Miałam nadzieję, że uda mi się odstawić dokarmianie, jak tylko pojawi się więcej mleka. Ale to było jak błędne koło. Każdego dnia dzwoniła natomiast na zmianę to moja mama, to ciotka – o ironio, obie związane ze środowiskiem medycznym – i ciągle słyszałam: Nie dokarmiaj. Pewnie za mało jesz. Masz zbyt ubogi pokarm – pij mleko. Jak przestaniesz karmić, to Julka nie nabędzie odporności i będzie chorować. Pij więcej wody. Myślałam, że zwariuję. Kiedy mąż wychodził do pracy, ryczałam ja bóbr, wyrzucając sobie, że jestem beznadziejną matką. W takim stresie i braku wiary we własne możliwości udało mi się karmić piersią przez jakieś sześć miesięcy. I myślę, że to głównie moja psychika nie pozwoliła mi cieszyć się naturalnym karmieniem dłużej – wspomina Magda.
Dlatego tak bardzo istotna jest wiara w powodzenie karmienia. Motywacje psychiczna matki, wsparcie ze strony najbliższych, czy też wizyta u specjalisty w poradni laktacyjnej mają ogromne znaczenie. Znane są przecież przypadki odbudowania laktacji po kilku tygodniach przerwy, a nawet pojawienia się pokarmu u matek adopcyjnych. To najlepiej dowodzi, jak wieli wpływ może mieć umysł na ten – przecież bardzo złożony – proces fizjologiczny.