Ta buźka, te oczy, ten uśmiech… Moje dziecko jest najpiękniejsze na świecie! Z pozoru może się wydawać, że to przekonanie wyznaje większość świeżo upieczonych rodziców. Tymczasem, wielu z nich, patrząc na swoją pociechę, myśli zupełnie co innego…
Spora część rodziców ma do wyglądu swojej pociechy – spore zastrzeżenia. Z badań wynika, że obliczem swojego dziecka rozczarowana jest co piąta para. Tym bardziej, że – nawet jeśli nie są to do końca ścisłe wyniki, prawda raczej nie przemawia na korzyść maluchów. Bo trudno podejrzewać, że fałszowaliby ją na niekorzyść ci zadowoleni…
A miało być takie piękne….
Stożkowata główka, sina buzia, spłaszczony nosek, obrzęknięte powieki, fałdy w kącikach oczu, rzadki meszek na głowie, opuchnięte ciało, napięty brzuszek, prześwitująca siateczka naczyń krwionośnych. Krwiaki, siniaki, znamiona, pomarszczone dłonie i stopy, a do tego często – sucha, łuszcząca się skóra. Patrzysz z niedowierzaniem na tę dziwną istotkę, która właśnie wydostała się z twojego brzucha, a w twojej głowie kołacze pytanie: gdzie podział się ten śliczny bobasek, którego wyobrażałaś sobie przez dziewięć długich miesięcy…?
Tymczasem, trudno się dziwić, że maluszek tuż po wydostaniu się z maminego brzucha nie grzeszy urodą. Przez kilka dobrych miesięcy pływał sobie w wodach płodowych, które może i wpływają korzystnie na jego rozwój, ale na wygląd – niekoniecznie. Wprawdzie oddzielała go od nich maź płodowa, ale trudno stwierdzić czy ta tłusta, biała wydzielina faktycznie podziałała na skórę korzystniej. Podobnie jak trudna droga przez kanał rodny, która nie należy ani do łatwych ani do przyjemnych.
Za niezbyt korzystny wygląd noworodka odpowiedzialny jest także fakt, że jego organizm nie jest jeszcze w pełnie rozwinięty, krążą w nim nadal ciążowe hormony przekazane przez mamę, a proporcje ciała – są mocno zaburzone. Na szczęście, zazwyczaj jest tak, że maluszek z każdym dniem coraz szybciej goni wyglądem tego, który uśmiecha się do nas z reklamy pampersów.
A miało być podobne…
Dni mijają, rodzina odwiedza, uśmiecha się do maluszka i porównuje go na przemian do mamy i taty – w zależności od tego, z kim łączy ich pokrewieństwo. Niestety, rozbieżności w opiniach są wystarczającym dowodem tego, że malec nie przypomina żadnego z was. Dlaczego? Co się stało? Trudności rodziców w dostrzeżeniu podobieństwa dziecka do nich samych mogą wynikać z czterech co najmniej faktów. Po pierwsze, swoją twarz widzimy na tyle często, że zdążamy się do niej przyzwyczaić – staje się ona dla nas naturalna, normalna, typowa. To właśnie dlatego dziwi nas uwaga o znacznym podobieństwie do siostry czy matki, którego sami – zupełnie nie dostrzegamy.
Po drugie, cechy, które dziecko dziedziczy po rodzicach nie ujawniają się tuż po urodzeniu, ale znacznie później. Po trzecie, geny rodziców są pochodną genów ich własnych rodziców, a linia ta rozciąga się naprawdę daleko wstecz. Geny te cały czas się ze sobą mieszają – jedne się ujawniają, inne nie.
Po czwarte wreszcie, wygląd dziecka jest wynikiem kombinacji tychże cech, a to nie zawsze daje taki efekt, jakiego się spodziewamy…
Łabędzia nie będzie?
Niestety, bywa tak, że lata mijają, a wraz z nimi – nadzieja na to, że maluszek z czasem nabierze urody. Oczywiście, rodzicielskie odczucia co do wyglądu pociechy nie mają nic wspólnego z uczuciami – rodzice kochają swoje dzieci bez względu na to, czy bliżej im do bajkowego łabędzia czy kaczątka. A jednak, wielu z nich trudno poradzić sobie z rodzącymi się emocjami. Rozgoryczenie, rozczarowanie, żal, mieszają się z poczuciem winy, wyrzutami sumienia, samooskarżeniami o bycie niewystarczająco dobrym rodzicem.
Tymczasem, warto pamiętać o tym, że odczucia, jakie żywimy w kierunku swojego dziecka, czuje podświadomie ono samo – w spojrzeniach, w wypowiedziach, w gestach. Jeśli jesteśmy z niego zadowoleni, dumni, ono także doświadcza tych uczuć. Niestety, podobnie jest z tymi mniej korzystnymi – niezadowolenie i rozczarowanie rodziców może wpłynąć negatywnie na samoocenę dziecka – jego poczucie własnej wartości, a nawet samoakceptację.
Atrakcyjna – nie zawsze znaczy śliczna!
Tymczasem, rodzice dziecka, które rzeczywiście nie jest wyjątkowo atrakcyjne, muszą zacząć budować w nim poczucie własnej wartości jak najwcześniej. W ich przypadku jest to proces znacznie ważniejszy, niż w sytuacji, gdy maluszek wygląda jak z obrazka. Nie chodzi o to, by – wbrew sobie, nieustannie powtarzać dziecku, jakie jest śliczne, ale warto wyszukać w nim chociażby jedną cechę wyglądu, która może się podobać i być jej atutem – wielkie oczy, bujne włosy, kształtny nosek. Tym bardziej, że na niektóre aspekty urody naszego dziecka możemy wpływać my sami! (Sprawdźcie, na które! Co możemy zrobić, by z naszych dzieci wyrosły ładne dziewczyny i przystojni chłopcy?)
Znacznie ważniejsze jest jednak to, by doceniać dziecko na każdym innym możliwym obszarze. Chwalić, dowartościowywać, wspierać, przypominać o swojej miłości i o tym, jak wiele szczęścia nam daje. Szukajmy w naszym dziecku zalet i zróbmy wszystko, by i ono je dostrzegało, by były w stanie przykryć ewentualne mankamenty. Jeśli nasze dziecko będzie wyrastać w poczuciu, jakie jest wartościowe, wówczas uroda nie będzie odgrywała w jego życiu tak wielkiej roli.
—
Nie jest chyba tajemnicą, że sama uroda nie decyduje o tym, czy ktoś nam się podoba czy nie. Z pewnością niejeden z nas doświadczył sytuacji, w której dzielił się z kimś wrażeniami na temat swojego znajomego i opowiadając o tym, jaki tamten jest przystojny i atrakcyjny, trafiał na niezrozumienie. Dlaczego? Pomijając oczywisty fakt, że każdy z nas ma inne gusta, działa tutaj także inne zjawisko – wspomniane powyżej. O tym, czy ktoś wydaje nam się atrakcyjny, nie decyduje sama uroda, ale także sposób bycia, zachowanie, styl wypowiedzi, głos oraz cały szereg innych cech. Czasami, by uznać kogoś za atrakcyjnego, trzeba go po prostu lepiej poznać. To, że nasze dziecko nie jest wybitnie ładne, wcale więc nie oznacza, że w przyszłości – nie będzie atrakcyjne!