Moje dziecko jest lepsze!

Przyjemność płynąca z chwalenia się przed rodziną, znajomymi, a czasem nawet obcymi ludźmi postępami swojego dziecka jest tak naturalna i obecna od dawna w historii rodzicielstwa jak rzeczywiste oglądanie rozwoju malucha.



Podziel się na


Dumni rodzice często przekraczają niewyraźną granicę pomiędzy dzieleniem się swoją radością a świadomym wzbudzaniem zazdrości u innych, szczególnie matek i ojców, których dziecko nie rozwija się tak szybko i nie jest tak idealne, jakie zdaje się być dziecko sąsiadów.

Chcę dla niego jak najlepiej!

Rodzice miewają różne metody i plany wychowawcze. Jedne są mniej, inne bardziej skuteczne, ale zawsze ich celem jest uszczęśliwienie dziecka. Często argument „chcę dla ciebie jak najlepiej” doprowadza do pasji nastolatków, którzy próbują iść własną, nie wytyczoną przez rodziców drogą. Ale drogowskazem rodzice stają się już u początku rodzicielstwa. To, czym jest dla nich „najlepiej”, realizują przede wszystkim w decyzjach wychowawczych, ale także chętnie manifestując wybory poprzez zakupy artykułów „niezbędnych” dla pełnego rozwoju dziecka.

W świecie mody

Producenci akcesoriów dziecięcych, przeprowadziwszy uprzednio serię badań dotyczących oczekiwań i potrzeb swojej grupy docelowej, doskonale rozumieją psychologiczne aspekty wychowania dziecka, a także intencje rodziców. Dzięki temu mogą skutecznie oferować produkty, pozwalające rodzicom udowodnić (przede wszystkim innym rodzicom), że dają dziecku to, co najlepsze. Zakupy w duchu mody rozpoczynają się zwykle od tego, co widać na ulicy – najnowszego i posiadającego dziesiątki rozmaitych funkcji wózka, któremu drogę ustępują nawet najwięksi drogowi piraci, a kończą na zakupach w dziecięcych działach największych sieci odzieżowych, typu H&M czy House.

Wyścig rodziców

Tak rozpoczyna się wyścig rodziców o to, czyje dziecko jest lepsze (ładniejsze, mądrzejsze, szybciej rozwijające się itp.). Walka rozpoczyna się już przed narodzinami. Istnieje spora grupa młodych ludzi, którzy – będąc dopiero na etapie planowania dzieci – zapisują je do prywatnych, cieszących się dużą renomą żłobków czy przedszkoli.

Rodzice ścigają się o to, czyje dziecko jest ładniejsze, mądrzejsze i szybciej się rozwija. Wykorzystują przy tym wiele najnowszych akcesoriów i gadżetów dla maluchów. Już na kilka lat przed ich narodzeniem (chętnych jest często więcej niż miejsc)! Później przychodzi czas na zakup odpowiednich zabawek, stymulujących rozwój malucha. W sprzedaży są plansze dla dzieci od 2. miesiąca życia, na których znajdują się różne trudne słowa. Rodzice pokazują niemowlakom tablice kilka razy dziennie, głośno wymawiając wyrazy. Idea zabawy leży w przekonaniu, że mózg dziecka jest chłonny jak gąbka i magazynuje informacje nawet nieświadomie, a dźwięk zostaje automatycznie przypisany wyrazowi, który jest dla niego jeszcze rysunkiem, a nie zbiorem liter. Wiedza nabyta w pierwszych miesiącach życia z pewnością zaprocentuje w przyszłości. Rodzice prześcigają się więc w kreatywności i wymyślaniu coraz trudniejszych słów. Inwestycja w natychmiastowy rozwój dziecka przekłada się także na dobór pomocy. Modne stało się wynajmowanie obcojęzycznej (lub dwujęzycznej) niani jeszcze przed porodem. W sytuacji, gdy oboje rodzice są bilingiwstyczni, dziecko opanowuje trzy języki jednocześnie. Wyścig opiera się także na wielu prozaicznych zachowaniach i porównaniach – czyje dziecko umie obejść się bez smoczka, szybciej usiądzie, wstanie, wypowie pierwsze słowo, szybciej skorzysta z nocnika, przysporzy mniej kłopotów wychowawczych itd.

Niespełnione ambicje

W ostatnich czasach wiele mówi się o wpływie warunków życia rodziców na wychowanie ich dziecka. Czasy, w których żyli dzisiejsi rodzice były pod wieloma względami (choćby ekonomicznymi) trudniejsze. Trudno więc dziwić się, że pragną oni dać swoim dzieciom to, czego zabrakło im. Te niespełnione ambicje rodziców (dotyczące szerokiego spektrum zagadnień: poczynając od realizacji dziecięcych marzeń aż po możliwości wykształcenia) mają przełożenie na system oczekiwań (często wręcz wymagań) wobec dziecka.

Rodzice powinni pamiętać, że ich dziecko jest indywidualną osobą, która musi nauczyć się samodzielnie wybierać i dążyć do spełnienia swoich, nie cudzych ambicji. Punktem wyjścia powinno być pytanie, czy kryteria jakie stosuję, oczekując od dziecka określonych zachowań, prowadzą do wyposażenia go w umiejętność podejmowania roztropnych decyzji, czy raczej do dobra rozumianego w kontekście własnych doświadczeń. Najważniejszą kwestią, o której trzeba w tym miejscu pamiętać, jest wolność dziecka. To zrozumiałe, że przez pierwsze kilka-, kilkanaście lat życia powinno (i musi) być ono prowadzone przez rodziców, aby umiało odróżnić to, co dobre od tego, co złe. Ale nie można zapomnieć, że jest indywidualną osobą, posiadającą wolność wyboru, który potrafi komunikować już na bardzo wczesnym etapie rozwoju (choćby okazując niechęć wobec nowej zabawy czy zajęć). W tej indywidualności kryje się jego potencjał. Psychologowie podkreślają, że wychowanie musi opierać się na stawianiu wymagań w duchu tego potencjału, osobistych preferencji dziecka, a nie na naszym układzie odniesienia.

Między troską a przesadą

Granica między troską a nadopiekuńczością i wkładaniem dziecka w schemat osobistych wyobrażeń jest wąska – i bardzo łatwo ją przekroczyć. Dbanie o dziecko, wspomaganie jego rozwoju i stwarzanie mu perspektyw na przyszłość jest obowiązkiem rodziców. Ale przyspieszanie rozwoju, szczególnie fizycznego, dziecka jest nie tylko zachowaniem błędnym, ale przede wszystkim prowadzących do przykrych konsekwencji (np. problemy z kręgosłupem u dziecka, które zbyt szybko zaczyna chodzić). Warto więc pamiętać, że wychowania dziecka i dokonywane przez niego postępy nie powinny być ujmowane w kontekście wyścigu z innymi rodzicami i dziećmi, ale opierać się na świadomym rodzicielstwie i pozostawieniu maluchowi przestrzeni do rozwijania się w naturalnym dla niego tempie.