„Pielgrzymki” zaczynają się zwykle jeszcze przed porodem, a kończą? W zasadzie się nie kończą. Ubranka po innych dzieciach… Jak powiedzieć, że wcale ich nie potrzebujemy?
Jeśli znajoma czy krewna ma starsze dziecko, to ze swoich ciuszków zawsze będzie ono wyrastać przed naszym. No i mamy problem…
Na początku wyjaśnijmy sobie jedno: prezent w postaci pudeł po brzegi wypchanych ubrankami po starszym dziecku to dla wielu przyszłych matek nie tylko wielka radość (już samo przeglądanie i segregowanie maleńkich śpioszków przyprawia o szybsze bicie serca), ale i niekiedy wybawienie. Dziecko to ogromny wydatek, a dziecięce ciuszki to szczególnie nieopłacalna inwestycja – maluszek wyrasta z nich w tzw. mgnieniu oka. Dlatego też tego rodzaju pomoc wiele ciężarnych wita z ogromną wdzięcznością – to spora oszczędność zarówno pieniędzy, jak i czasu.
Sęk w tym, że nie dla wszystkich. Niektóre mamy chciałyby po prostu skompletować wyprawkę samodzielnie, a na rzeczy, które „być może się przydadzą” zwyczajnie nie mają miejsca w mieszkaniu. Lubią wybierać nowe ciuszki, dobierać kolory, a co najważniejsze – po prostu je na nie stać. Te, które wysypują z reklamówek od znajomych często są sprane, porozciągane, zmechacone… No dobrze, pytanie skąd to całe „halo”? Można przecież przyjąć, podziękować z uśmiechem, a następnie – wyrzucić albo oddać komuś innemu. Nie można. A przynajmniej nie jest to takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Dlaczego? Powodów jest wiele…
Obdarowująca może kiedyś poprosić o zwrot
A przynajmniej się go spodziewać w momencie, kiedy będzie oczekiwać kolejnego dziecka. W takim razie można po prostu ciuszki przyjąć, podziękować, spakować do pudła i wynieść na strych albo do piwnicy. Pewnie, że można. Tylko że najpierw trzeba mieć ten strych i piwnicę – najlepiej pokaźnych rozmiarów, o co – przynajmniej w mieście – dość trudno.
No a poza tym – czy naprawdę musimy zagracać swoje kilka cennych metrów tylko dlatego, by nie robić komuś przykrości? Gdybyśmy były pewne, że ubranka są „na zawsze”, faktycznie mogłybyśmy się ich pozbyć (oczywiście w jakiś cywilizowany sposób – nie zanosząc na śmietnik, ale np. do kontenera dla potrzebujących), ale o pewność tę niełatwo. Nie zapytamy przecież wprost: Ale to dajesz czy tylko pożyczasz? Albo: A Ty planujesz jeszcze dzieci…?
Tak się po prostu nie robi!
Zabieramy podarowane ubranka z myślą, że może przydadzą się chociaż „na co dzień” i upychamy je po szafkach.
Szkopuł w tym, że nawet jeśli mamy pewność, iż ubranka są na przysłowiowe zawsze, jakoś trudno tak zwyczajnie się ich pozbyć. Tak zwane ludzkie uczucia wygrywają z niemodnymi fasonami, nietrafionymi kolorami i spranymi aplikacjami. Przecież chciała dobrze, a my co? Zamiast się cieszyć, być wdzięcznym i wykorzystać jak najlepiej, narzekamy i dobieramy sobie do głowy. Inny wiele by oddał, by otrzymać taką pomoc. Kiedyś los na pewno się na nas odegra! Zabieramy więc z myślą, że może choć „na co dzień” i na siłę upychamy po szafkach…
Będzie patrzeć, czy moje dziecko w tym chodzi
Jeśli krewna czy znajoma mieszkają daleko, problem nie istnieje. Gorzej, jeśli mowa o szwagierce czy koleżance mieszkającej po sąsiedzku albo w niewielkiej odległości. Oczywiście szansa, że obdarowująca sama zwróci nam uwagę, iż nie korzystamy z jej „darów” są niewielkie, ale zauważy na pewno. Co więc robimy? Nie dość, że upychamy po kątach, to jeszcze staramy się „na siłę” z nich korzystać. Szczególnie jeśli wiemy, że spotkamy obdarowującą – np. na rodzinnej imprezie. Zakładamy więc małej sukieneczkę z bufkami po kuzynce (której swoją drogą w życiu byśmy same nie kupiły), bo wiemy, że szwagierce będzie miło. Tylko czy naprawdę o to w tym wszystkim chodzi…?
Prezent czy tylko „pożyczka”…?
Jak widać, ciężko doradzać mamom, co zrobić z nie zawsze chcianymi darami – każde w zasadzie rozwiązanie ma swoje minusy. Sięgnijmy więc może do źródła problemu i postawmy się w roli obdarowującego. Zanim zapukamy do drzwi ciężarnej lub świeżo upieczonej mamy z tabunem reklamówek, które „na pewno się przydadzą”, najzwyczajniej zapytajmy ją o to, czy potrzebuje takiego podarku. Powiedzmy, że mamy wiele ubranek, które nam zbywają, ale nie wiemy, czy i które przypadłyby jej do gustu. Zaproponujmy, by sama je przejrzała i wybrała takie, które się jej podobają.
Można też oczywiście przynieść wszystkie ciuszki, których nie potrzebujemy prosząc, by odłożyła te, których nie chce, a my zabierzemy je z powrotem. Wówczas jednak stawiamy przyszłą mamę w dość kłopotliwej sytuacji – znacznie łatwiej wybrać to, co nam się podoba, niż odłożyć to, co nie jest w naszym guście… Zwróćmy też uwagę, by podarować wyłącznie te ubranka, które są w dobrym stanie. Te sprane, porozciągane czy zmechacone darujmy – ale sobie. Nie chodzi przecież o to, by pozbyć się niechcianych rzeczy, ale pomóc przyszłym rodzicom. I jeszcze jedno – zawsze, obdarowując używanymi ubrankami, informujmy, jaki charakter ma ów podarunek. Czy to prezent czy może tylko „pożyczka”.