Już od pierwszych dni dziecko potrzebuje kontaktu z rodzicami – zarówno z mamą, jak i z tatą.
Jednak młode matki często odsuwają ojców na boczny tor – można usłyszeć różne tłumaczenia: nie jesteś delikatny; co, jak mały zacznie płakać; dziecko woli, żebym to ja mu czytała… A może prawdziwą przyczyną jest stereotyp ojca jako tego, który ma tylko zarabiać? Albo zazdrość o uczucia ojca do dziecka?
Na boczny tor?
Poczucie odsunięcia na drugi plan nie wiąże się więc jedynie z wrażeniem zaniedbania przez partnerkę, a wynika z pewnego braku logiki – bo jeśli mama koncentruje się na dziecku, to dlaczego często ogranicza jego kontakty z mężem? Jest to sprawa szczególnie częsta tuż po porodzie, kiedy między matką a małą istotką tworzy się szczególna więź. Ojciec nawet nie ma szans zbudowania tak bliskiej relacji – nie ma tu przecież tyle przytulania, bliskości, karmienia piersią – mężczyzna potrzebuje po prostu innych środków i nieco więcej czasu. Tymczasem mama często tylko dolewa oliwy do ognia, nie pozwalając partnerowi zbliżać się do potomka, uważając, że nie jest on w stanie odpowiednio się nim zająć. A przecież maluch nie jest własnością mamy, a i tata ma swoje rodzicielskie obowiązki do wykonania. Niestety, często trudno uniknąć rywalizacji pomiędzy rodzicami o miłość dziecka. Ale jeśli już do niej dojdzie, należy jak najszybciej ją zakończyć – bo przecież chodzi o dobro brzdąca, a nie hołubienie własnego egoizmu. Pytania typu: kogo bardziej lubisz, mamusię czy tatusia? – są po prostu szkodliwe, obciążają psychikę, wywołują stres, a dodatkowo mogą podrażnić ambicję i uczucia pytających. Pamiętaj, że najmłodsi potrzebują i mamy i taty, ponieważ ze względu na naturalne różnice tylko w parze gwarantują oni harmonijny rozwój dziecka.
Ojciec od święta
Pytania typu: – kogo bardziej lubisz, mamusię czy tatusia? – są po prostu szkodliwe. Oczywiście nie każdy tata dorasta do swojej roli – wieczny chłopiec z radością pozwala na to, aby to mama przejęła pełną kontrolę nad dzieckiem i całkowitą odpowiedzialność za jego wychowanie, a nawet sam odsuwa się na bok, rezygnując z budowania trwałych więzi z potomkiem – wszystko za cenę swobody. Ale nie można być tatusiem od święta – takim, który spełnia swoje obowiązki tylko raz w tygodniu, kiedy wybiera się na lody w niedzielę. Co więcej, do identycznej sytuacji doprowadza też poświęcenie się pracy kosztem rodziny. I chociaż motywy są skrajnie różne (z jednej strony niedojrzałość i chęć zabawy, z drugiej przesadna obowiązkowość), to efekt jest ten sam – dziecko zostaje przy matce. Ale nie myślmy, że można nad tym przejść obojętnie. Taka sytuacja nie jest dobra ani dla ojca, ani dla matki, a już na pewno nie pomaga dziecku. Mama, zajmując się brzdącem, obowiązkami domowymi, czasem także wykonując pracę zawodową, nie jest w stanie podołać pracy na tak wielu polach. Brakuje jej czasu, odpoczynku, wsparcia. Jest coraz bardziej przemęczona i sfrustrowana, a to odbija się na otoczeniu. Brzdąc – choć pozornie w pełnej rodzinie – tak naprawdę nie ma taty i męskiego wzorca, co utrudnia mu rozwój, a w przyszłości adaptację w grupie rówieśniczej. Tymczasem ojciec albo pozostaje wiecznym chłopcem albo redukuje się do roli prostego mechanizmu służącego do produkowania pieniędzy, który przegrywa z marzeniem o idealnym ojcu.
W pierwszym szeregu
Wieczny chłopiec albo prosty mechanizm produkujący pieniądze, który przegrywa z marzeniem o idealnym ojcu – tym grozi wycofanie z roli taty. Co więc należy zrobić, aby nie być tym złym ojcem? Należy to ojcostwo ubrać w emocje, nawet jeśli nie nauczono nas tego w domu rodzinnym. Bo prawdziwy autorytet tata buduje nie siłą, szorstkością czy pieniędzmi, ale czasem jaki poświęca swoim dzieciom, tak jak i wartością chwil spędzanych razem – wypełnionych zabawą, nauką, słuchaniem, cierpliwością i zaufaniem. Nie chodzi więc wcale o wtłaczanie mężczyzny w rolę matki, ale o stworzenie nowej jakości ojca – odpowiedzialnego rodzica zaangażowanego w wychowanie swojego dziecka. Jesteś mężczyzną – bądź prawdziwym tatą, prawdziwym rodzicem!