Odkąd urodziłaś, coraz częściej masz wrażenie, jakbyś stała się … niewidzialna?
– Co tam u małego? Dobrze śpi? Nie ma problemów z jedzeniem? No to świetnie. A Michał jak? Daje radę? Pewnie niewyspany? Pewnie tak. Podobnie jak ty. Ale o to raczej nikt nie zapyta.
„Świeżo powiększona” rodzina raczej nie może narzekać na brak zainteresowania. Telefony i smsy zaczynają się tuż po porodzie. Każdy chce wiedzieć „co i jak”, każdy chce widzieć dziecko. Na początek wystarczy zdjęcie, ale dobrze byłoby w miarę szybko ustalić, kiedy można będzie zobaczyć na żywo. Co niektórzy nie pytają – po prostu wpadają bez zapowiedzi, „przechodząc obok”.
Już od progu zasypują pytaniami: jak śpi, jak je, czy często płacze. Porównują: raz do mamy, raz do taty. Obsypują prezentami – część za mała, część za duża, część w ogóle się nie przyda. Za wszystkie dziękujesz, uśmiechasz się, proponujesz kawę. Przyglądasz się z boku, jak pochylają się nad łóżeczkiem, zagadują do maleństwa, zmieniają głos. Odpowiadasz skrupulatnie na wszystkie pytania, jakbyś właśnie zdawała egzamin. Szkoda, że żadne nie dotyczy ciebie, że na ciebie nawet nikt nie spojrzy. Wiele mam ma bardzo podobne odczucia. Skąd się biorą? Przede wszystkim stąd, że ostatnie 9 miesięcy przyzwyczaiło je do czegoś zupełnie innego.
Ze sceny za kulisy
Odkąd poinformowałaś otoczenie o tym, że spodziewasz się dziecka, wszyscy zaczęli traktować cię jakoś inaczej. Bliscy zaczęli częściej dzwonić, a w rozmowach dominowały kwestie związane z tobą – twoim zdrowiem, samopoczuciem, odczuciami, potrzebami. Na spotkaniach rodzinnych czy wśród znajomych to właśnie ty stawałaś się bohaterką pierwszego planu. W kolejkach i autobusach ustępowano ci miejsca (o ile trafiałaś na życzliwych ludzi), czasem ktoś obcy zapytał o termin porodu czy imię dla dziecka, zauważył promienny wygląd i dobre samopoczucie.
Aż tu nagle, tuż po porodzie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – czar pryska.
Oczy wszystkich odwracają się od ciebie w stronę noworodka, który przejmuje teraz pałeczkę i zaczyna odgrywać główną rolę. Staje się numerem jeden i zasłania cię niemal w stu procentach. Ty, bohaterka wielkiego wydarzenia ostatnich dni, stajesz się zwyczajnie niewidzialna. Magiczne zdolności? Chyba wolałabyś jednak zejść na ziemię. Może ktoś by cię wtedy zauważył.
Czego oczekuje mama po porodzie?
Odrobiny uwagi i zainteresowania. Chociaż 1/4 z tego, do czego przyzwyczaiły ją ostatnie miesiące. Czyli? Jakieś, chociażby zdawkowe, pytanie dotyczące jej samej: Jak się czujesz? Jak zniosłaś poród? Może czegoś potrzebujesz? Drobny komplement: Dobrze wyglądasz! Promieniejesz! Macierzyństwo ci służy. Słowo wsparcia: Na początku jest trudno, ale zobaczysz, będzie lepiej. Poradzisz sobie, widać, że jesteś silna. Naiwne? Banalne? Może i tak, ale nie o sens tych słów tu chodzi. Chodzi o samą uwagę, zainteresowanie jej osobą, dostrzeżenie jej wysiłku i trudu. Bo przecież osoba, która kilka dni temu dokonała cudu i wydała tego malucha na świat nie zniknęła. Jest tutaj. Jeszcze trochę obolała i zmęczona, ale zupełnie świadoma.
Niestety, zaskakująco mało osób myśli o tym, żeby po porodzie docenić także – a raczej przede wszystkim – matkę.
Ona nie oczekuje prezentów, ale jeśli już decydujemy się ten prezent przynieść, to powinien to być właśnie upominek dla mamy. To przecież ona przez 9 długich miesięcy dźwigała w brzuchu dziecko. To ona kilka dni temu stanęła na wysokości zadania i zniosła niewyobrażalny dla wielu ból. Zamiast więc ubranek czy gryzaczków, na które jeszcze przyjdzie pora, wystarczy bukiet kwiatów albo nawet zwykła róża. Cokolwiek. Bo chodzi o gest. Docenienie. Czy po prostu zauważenie. Tylko tyle i aż tyle.
Kochanie, ja tu jestem
Osobnym problemem, który zauważa wiele świeżo upieczonych mam i mam, jest brak uwagi ze strony partnera. I tutaj sytuacja jest podobna do powyższej. W czasie ciąży partner obdarza przyszłą mamę zdecydowanie większą dozą uwagi niż wcześniej. Dopytuje o samopoczucie, pomaga, wyręcza. Po porodzie całą tę uwagę przekierowuje na dziecko. Młode mamy często słyszą: ciesz się, że taki zakochany w małej, że chce się nią zajmować, co przyprawia je o jeszcze większą frustrację. Bo to przecież nie ukłon z jego strony, a zwyczajny obowiązek – tego, że ona zajmuje się dzieckiem nikt specjalnie nie docenia. A ona wiele by oddała, by choć kilka procent tej uwagi partnera przejąć na siebie.
Skąd ten problem? Wielu tatusiów wpada w swego rodzaju pułapkę. Dziecko przysłania im niejako cały świat i także na swoją partnerkę zaczynają patrzeć przez jego pryzmat. Powstają dwie strony: on, jego praca i jego świat poza domem oraz dziecko (w domyśle także ona i jej świat). Nie chodzi więc o to, że oni nie rozmawiają. Rozmawiają, ale kiedy rozmowa schodzi na partnerkę, to właśnie wokół maleństwa się kręci: kiedy wstało, ile spało, czy dużo zjadło, czy nie płakało. Z czasem okazuje się, że w tych wspólnych codziennych rozmowach nic nie dotyczy samej kobiety – jej odczuć, oczekiwań, potrzeb czy problemów. No ale przecież ona nie będzie na siłę domagać się uwagi i zainteresowania. Ma ją odbierać swojemu dziecku…?
A jak jest u was drogie Mamusie? Zauważyłyście podobny problem? Jak sobie z nim radzicie?