Jakiś czas temu sieć obiegła informacja o tym, że na portalach aukcyjnych, forach internetowych można kupić pozytywny test ciążowy.
Sprzedaż pozytywnego testu ciążowego? Mimo, że taki proceder może się skończyć za kratkami, chętnych nadal nie brakuje.
Za co?
Mimo tego, że w naszym kraju dozwolone jest handlowanie każdym towarem, który nie pochodzi z przestępstwa ani nie wymaga posiadania zezwolenia, sprzedawanie/nabywanie pozytywnych testów ciążowych wcale nie jest do końca bezpiecznym procederem.
Jeżeli celem zakupienia takiego gadżetu ma być, przykładowo, wyłudzenie pieniędzy od rzekomego tatusia, „ciężarna” może trafić za kratki. Podobnie jak faktyczna ciężarna – czyli ta, która zdecydowała się ciążę „odsprzedać”. Jeśli zostanie jej udowodnione, że o oszustwie wiedziała, również powinna zacząć rozglądać się za adwokatem. Wspólnie z tatusiem, który miał zamiar zapłacić za – nielegalny w naszym kraju – zabieg usunięcia ciąży.
Za ile?
Każdy znajdzie ofertę dla siebie. Bo choć niektóre ciężarne wysoko cenią sobie swoje zapłodnienie (niektóre ogłoszenia opiewają na sumy w okolicach 100 zł), zdarzają się i takie, które „ciążę” opchną nawet za dziesiątkę. Czasami cena jest jednak zależna od zamówienia (czyżby niektóre kobiety musiały przekonywać o ciąży więcej niż jednego partnera..?) Wiele ofert kusi też możliwością negocjacji, a także „gratisami”, np. wynikami badań, testami, zdjęciami USG, a nawet… moczem do samodzielnego wykonania testu!
Dowody na ciążę można przed zakupem oglądać, porównywać, weryfikować ich wyniki… Wyboru można też dokonać na podstawie świeżości testu (data wykonania) oraz – samej właścicielki (wiek kobiety).
Komu?
A teraz pytanie zasadnicze: kim są kobiety, kupujące zużyte testy, wskazujące ciążę? Jedno jest pewne – to osoby, które w ciąży na pewno nie są. Czy chcą być? To już bardziej złożone pytanie. Przeglądając internetowe fora można dojść do wniosku, że większość poszukujących pozytywnych testów, wcale o rychłej ciąży nie marzy… Potrzebują jedynie – jej dowodu. Powodem, który króluje wśród poszukiwaczek pozytywnego testu jest chęć zrobienia żartu partnerowi. Z jakiej okazji? Najczęściej bez. Może nabroił, może za bardzo cwaniakuje, a może po prostu – w związku zaczyna wiać nudą i pasuje go jakoś uatrakcyjnić. Ci, którzy nabroili poważniej, powinni się jednak mieć na baczności. W wielu przypadkach test ma być bowiem nie tylko „straszakiem”, ale także – przedmiotem szantażu.
Taka sytuacja ma jednak miejsce najczęściej w tych przypadkach, w których to kobieta nabroiła. Jeżeli mężczyzna grozi odejściem, pozytywny test w kieszeni to istny as w rękawie. Nawet jeśli nie pozwoli osiągnąć głównego celu (zatrzymanie chłopaka przy sobie), zawsze pomoże coś „ugrać” (np. wyłudzić pieniądze na rzekomy zabieg). Zdarzają się też przypadki, w których „ciąża” ma być wabikiem, przyspieszającym decyzję o ślubie. Jeśli mężczyzna ociąga się z wyniesieniem związku na kolejny poziom, informacja o rosnącym w brzuchu potomku może ów krok nieco przyśpieszyć.
Oczywiście zdarzają się też sytuacje, w których pozytywny test ma być jedynie, swego rodzaju, próbą przed prawdziwą ciążą. Jednym z powodów poszukiwania owego towaru okazuje się być bowiem chęć sprawdzenia reakcji partnera na ewentualną wieść o zapłodnieniu – tego, jak się zachowa i jakie kroki podejmie. Testem jego lojalności, odpowiedzialności, a docelowo – uczucia, które żywi do kobiety.
Od kogo?
Na początek oczywistość – od ciężarnych. Żeby otrzymać pozytywny test ciążowy trzeba go najpierw wykonać, a to wymaga legitymowania się stanem błogosławionym. Co jednak popycha przyszłe matki do aż tak namacalnego „dzielenia się swoim szczęściem”? Chęć zarobku – można by powiedzieć, patrząc na górną granicę cenową nietypowego gadżetu. I rzeczywiście – wiele z kobiet traktuje ów „proceder” jako sposób na zasilenie domowego budżetu (będąc w ciąży można sporo takich egzemplarzy „naprodukować”). Panie, które uświadomiły sobie tę cenną prawdę, sprzedają dziennie nawet po kilkanaście pozytywnych testów…
A jednak, zdarzają się i kobiety, sprzedające swoją „ciążę” w czynie społecznym. Bo zdają sobie sprawę z siły „rażenia” testu i mają nadzieję, że w ten nietypowy sposób uda im się przysłużyć jakiemuś związkowi. O tym, że wiele się przez nie rozpadnie – jakoś nie zdarza im się myśleć.
O ile można – choć z pewnymi oporami – przyznać, że pozytywny test ciążowy przedstawiony w ramach żartu może kogoś rozbawić (niektórzy panowie mają naprawdę nietypowe poczucie humoru), oferowanie wyników badań na obecność HIV, a co ważne – wyników negatywnych (!), poważnie niepokoi… A i na takie ogłoszenia można dziś natrafić w sieci. Przy nich rzeczywiście siła rażenia niewinnych testów ciążowych zdecydowanie słabnie…