Praca w domu. Czy wiecie, co kryje się za tym rozkosznym określeniem?
Nie macie pojęcia, ile razy marzyłam, żeby wyjść z domu na osiem godzin, podbić kartę obecności, usiąść za biurkiem i nie zajmować się wtedy dzieckiem. Z kolei moja przyjaciółka chce na odwrót: pracować w domu i być ze swoją córką, tak jak ja.
Mama pracuje w domu?
Na pewno mam dobrze dlatego, że w ogóle mam jakąś pracę. Ale poza tym nie macie mi czego zazdrościć. Próbuję dzielić swój czas sprawiedliwie i sensownie między dziecko, obowiązki domowe i zawodowe, które mam do zrobienia na już. Pisze głównie wtedy, gdy mały śpi. Jednocześnie doskakuję do kipiącej zupy i mieszam duszone warzywa. Prasuję i układam kolejny pomysł na felieton, składam w głowie recenzję, szykuję puenty.
Kiedy przychodzi niania, zawsze mam wyrzuty sumienia, czy nie dałabym rady sama: może nadludzkim wysiłkiem zrobiłabym wszystko w dwie godziny albo dokończyła po nocy? Bo przecież „siedzę w domu”, jak mówią mi starsze kobiety, więc po co mi opiekunka? Kiedyś informowałam wszem i wobec, że pracuję zdalnie, żeby poprawić własne morale, ale teraz już mi się nie chce. Moje poczucie własnej wartości ulokowałam gdzie indziej.
Przecież „siedzę w domu”, jak mówią mi starsze kobiety, więc po co mi opiekunka?
Mama siedzi w domu?
Przy pracy w domu odpada też najfajniejsza, socjalna część tego obowiązku: nie spotykasz się z ludźmi, nie rozmawiasz z nikim oprócz dwulatka, nie ubierasz się ładnie i nie masz motywacji, żeby być na bieżąco z poranną prasą. Nie szlifujesz dowcipu, nie śmiejesz się z cudzych żartów (a własna osoba, choćby najbardziej fascynująca, po pewnym czasie nuży). Nie mam anegdot do zacytowania, nie jestem atrakcyjna towarzysko.
Są na szczęście portale społecznościowe, Skype i poczta, ale wszyscy ich użytkownicy wiedzą, że to nie to samo (choć mój mąż twierdzi, że rozmawiam z fejsbukiem). Nie mówiąc o tym, że na fejsbuku nie ma ludzi z dziećmi – oni właśnie wyszli z dziećmi na spacer albo wrzucają fotki z wakacji na Naszą Klasę. A ja zostałam bytem internetowym w sensie ścisłym i nie mam innej możliwości kontaktu ze światem. Wychodne w realu mam średnio raz na tydzień.
W życiu nie myślałam, że będę tęsknić za szefem, ale co zrobić, jak nie mam chęci do roboty? Samodyscyplina nie jest przecież moją najmocniejszą stroną. W domu nie ma na kogo zwalić pracy ani winy, a na dodatek co ma być zrobione, i tak zrobić trzeba.
Wiecie, co jest jeszcze smętne? Jak jestem zmęczona i zła na dziecko, irytuję się na pracę. Jak ktoś mnie wkurzy w robocie, przez telefon albo maila, wściekam się na syna. Nie ma bezpiecznego przejścia między domem a pracą, oba porządki się przenikają i wcale im to nie służy. A zawsze chciałam mieć wolny zawód!
Ooo, pobudka malucha. Koniec pisania na dziś.
Dowiedz się także: