Rodzi się więcej dzieci nieślubnych niż małżeńskich

Kiedyś nazywane było wpadką, a jego mama wytykana palcami. Dzisiaj nikogo nie interesuje, czy w domu czeka na niego jedno czy dwoje rodziców.

mama i nieślubne dziecko


Podziel się na


A już na pewno nie to, czy jego rodzice wzięli ślub. Trudno się dziwić – obecnie w podobnej sytuacji znajduje się już co czwarte dziecko w Polsce.

Z danych GUS wynika, że jeszcze w latach 90. ubiegłego wieku w związkach pozamałżeńskich rodziło się zaledwie 6 proc. polskich dzieci. Jak można się domyślić, od tego czasu liczba ta idzie – żeby nie powiedzieć szybuje – w górę. Już początkiem XXI wieku odsetek ten uległ podwojeniu, zaś obecnie dzieci urodzone poza małżeństwem stanowią aż jedną czwartą wszystkich maluchów: w ubiegłym roku 95,6 tys. niemowląt przyszło na świat w związkach nieformalnych.

W grupie kobiet w wieku 20-24 lata aż połowa rodzi dzieci pozamałżeńskie, zaś w grupie 25-29 lat – co czwarta. Najwięcej takich maluchów przychodzi na świat w województwach zachodniopomorskim, lubuskim i warmińsko-mazurskim (czyli na północnym zachodzie), najmniej w podkarpackim, małopolskim i podlaskim. Oczywiście w miastach przypadków tych jest nieco więcej niż na wsiach – mowa o różnicy około 6-7 pkt. proc. Pytanie, czy rewolucja, którą obserwujemy, to na pewno zmiana na gorsze?

Skąd takie zmiany?

Opisane wyżej zmiany wytłumaczyć nie trudno. Jeszcze kilkadziesiąt, a może nawet kilkanaście, lat temu w przeważającej części przypadków informacja o dziecku pociągała za sobą decyzję o małżeństwie. Czasami do ślubu skłaniała rodzina kobiety (bo jak zrobił dziecko to niech się żeni), czasami mężczyzny (bo facet musi wziąć odpowiedzialność za swoją rodzinę), czasami młodzi sami decydowali się na małżeństwo (bo dziecko musi mieć obydwoje rodziców). Oczywiście nikt nie twierdzi, że w tego rodzaju związkach zabrakło miłości – skoro doszło do poczęcia, coś musiało między nimi być. Może niekoniecznie aż tak wielkie uczucie, które prowadzi przed ołtarze, ale z pewnością nie byli sobie obojętni. A jednak można podejrzewać, że gdyby nie dziecko, wiele ze wspomnianych związków nie przetrwałoby próby czasu i młodzi rozeszliby się w przeciwnych kierunkach.

tata i córka

Pytanie, czy dzięki małżeństwu na pewno poszli w jednym? No właśnie niekoniecznie. To, że przysięgli sobie miłość, to że razem zamieszkali, to że wychowują dziecko wspólnie wcale nie znaczy, że są ze sobą szczęśliwi. O tym, jak wygląda ich codzienne życie, ile tak naprawdę ich łączy (a ile dzieli) wiedzą tylko oni. I dziecko. Osoba, dla której zdecydowali się być razem. Dzieci to doskonali obserwatorzy – wielu rzeczy nie trzeba im mówić, by same domyśliły się prawdy. Tymczasem wychowanie w rodzinie, w której brakuje miłości, to chyba najgorsze, co może przytrafić się małemu człowiekowi. Człowiekowi, który tej miłości uczy się właśnie z obserwacji, z codziennego życia. I jeśli ona nie istnieje, to właśnie dziecko dostrzeże to jako pierwsze. A z czasem zacznie przeczuwać, że to ono jest „winne” całej tej sytuacji.

Niestety, to już potwierdzony fakt – dziecko nie jest w stanie scalić związku, w którym nie ma uczucia.

Ślub nie jest gwarantem szczęśliwej rodziny

Dzisiaj przekonanie, że „wpadka” pociąga za sobą małżeństwo, funkcjonuje coraz słabiej. Ślub nie jest pierwszym, co przychodzi na myśl parze, która dowiedziała się właśnie o nieplanowanym potomku. A nawet jeśli tak się dzieje, to najczęściej w związkach długoletnich, które „tak czy inaczej” planowały małżeństwo. Jeśli para zna się krótko bądź nie czuje, że to na pewno ten/ta, daje sobie czas. Pozwala dziecku przyjść na świat, a sobie nawzajem poznać się bardziej, nim zdecyduje, czy ślub w ogóle wchodzi w grę. Bo czasami nie wchodzi – współczesne kobiety to w większości osoby wykształcone, niezależne, które czują, że potrafią poradzić sobie bez „przymusowego męża”. Jako samodzielne – niekoniecznie samotne – matki.

Druga część przypadków, które składają się na wspomnianą na wstępie „jedną czwartą” to pary, które decydują się na dziecko bez ślubu świadomie. Często są to związki z długoletnim stażem, w których partnerzy nie czują po prostu, by „papierek” był im do czegokolwiek potrzebny. Czasami owszem, myślą o ślubie w przyszłości, ale myśl ta nie jest jeszcze wystarczająco dojrzała, by wprowadzić ją w życie – w przeciwieństwie do myśli o dziecku, która kiełkuje w nich od dawna i na które czują się w pełni gotowi.

Oczywiście trudno zaprzeczyć, że sytuacją idealną jest ta, w której dziecko rodzi się w małżeństwie – to znak, że jego rodzice byli pewni swojego uczucia. Na tyle, że zdecydowali się przysiąc sobie „raz na zawsze”. Tyle że idąca w górę liczba rozwodów pokazuje nam dobitnie, iż owa pewność może z czasem osłabnąć. I co wtedy? Dochodzi do sytuacji opisanej powyżej – para decyduje się zostać ze sobą bez miłości, dla dziecka bądź rozstaje się, fundując malcowi jedno z najgorszych w życiu doświadczeń – utratę jednego z rodziców. Czy nie lepiej, by malec był przyzwyczajony do faktu, iż rodzice nie są małżeństwem już od urodzenia niż dowiadywał się o planowanym rozwodzie np. po 5 latach? Wtedy, kiedy naprawdę trudno zrozumieć, z jakich powodów „mamusia nagle przestała kochać tatusia”.

rodzina

Dziecko to nie „koniec świata”

Specjaliści badający kwestię rosnącej liczby urodzeń pozamałżeńskich wskazują na jeszcze jeden możliwy powód takiej sytuacji – względy ekonomiczne. Chodzi o to, że samotnym rodzicom przysługuje więcej niż małżeństwom – chociażby większa szansa na 500 plus (aczkolwiek my jesteśmy sceptyczni co do tego, by wszelkie zachodzące w naszym kraju zmiany przypisywać wprowadzeniu owego programu).

I mimo, że wielu urzędników bije na alarm w związku z „plagą nieślubnych dzieci”, tak naprawdę trudno jednoznacznie stwierdzić, czy opisywana zmiana to na pewno zmiana na gorsze.

Zamiast odczytywać dane GUS dosłownie – co czwarte dziecko rodzi się poza małżeństwem, spójrzmy na nie z nieco szerszej perspektywy. Coraz więcej dzieci rodzi się w wyniku świadomej, przemyślanej decyzji rodziców. Coraz więcej osób chce dziecka, nie będąc pewnymi czy chcą ślubu, ale coraz mniej jest takich, którzy chcą ślubu, nie chcąc jednocześnie dziecka – czy naprawdę byłoby lepiej, gdyby było odwrotnie..? Więcej niż kiedyś rodziców uznaje też, że dziecko to nie „koniec świata”, że jego pojawienie się nie musi pociągać za sobą związku „na siłę”.

Kwestia ślubu rodziców (bądź jego brak) w żaden sposób nie „naznacza” dziecka. Jak wiele – i czy w ogóle – sytuacji wymaga od nas podania, czy nasi rodzice zdecydowali się zawrzeć małżeństwo czy też nie? A jakie jest Wasze zdanie w tej kwestii? Czekamy na komentarze!