Choć zjawisko opisuje rodziców nieco starszych dzieci, być może zauważasz je u siebie. Sprawdź, czy masz zadatki na rodzica-helikoptera!
Choć nazwa może wydawać się nie całkiem poważna, w istocie opisuje całkiem poważne zjawisko. Jak trafnie wyjaśnia to jeden z psychologów, chodzi o hiperobecność rodzica przy dziecku, czyli ciągłe krążenie nad swoją pociechą. Poniżej przedstawiamy kilka zachowań typowych dla rodzica helikoptera.
Helikopter w szkole
Rodzic helikopter nieustannie krąży nad szkołą dziecka – chodzi nie tylko o jego fizyczną obecność w placówce, w której skąd inąd jest częstym gościem, ale o ciągłe monitorowanie szkolnych obowiązków pociechy. Wie, kiedy klasówka z jakiego przedmiotu, na jaki temat jest wypracowanie, jakie pytania były na sprawdzianie i kiedy można spodziewać się wyników (najchętniej sam je odbierze). Osobiście sprawdza odrobione lekcje, a w razie czego – sam zrobi to, czego jeszcze brakuje.
Ma pod kontrolą życie towarzyskie dziecka – zna wszystkie koleżanki i kolegów, a także ich rodziców. Zbiera numery telefonów do kogo się da, stara się poznać wszystkich osobiście, a wręcz się z nimi zaprzyjaźnić. Kontroluje zawartość dziecięcego talerza – tak ilość, jak i temperaturę spożywanych posiłków, bo przecież wiadomo, że jeśli zje zimne, to będzie głodny. Osobiście sprawdza, czy szalik zawiązany, a czapka ciasno na uszkach. Zawsze ma w zanadrzu dodatkowy sweterek i kurteczkę. Dzwoni lub pisze SMSy kilka razy dziennie. Przykłady można by mnożyć, choć rodzice kilkulatków myślą teraz pewnie: to nas nie dotyczy. Tymczasem rodzic helikopter często startuje już z piaskownicy, nie mając po prostu świadomości, że jego zachowanie ma cokolwiek wspólnego z nadopiekuńczością.
Helikopter w piaskownicy
Chodzisz za dzieckiem „krok w krok”. Łapiesz za rękę, zanim jeszcze zdoła upaść na pupę. Podnosisz każdy przedmiot, który spadnie mu na podłogę. Podajesz to, po co sięga, zanim jeszcze zdoła wyciągnąć rękę. Prowadzisz między kałużami, siadasz tuż obok w piaskownicy, otrzepujesz z piasku, podajesz butelkę z soczkiem, proponujesz sucharka. Przecierasz dłonie mokrą chusteczką, dopytujesz, czy nie za zimno. Uczestniczysz w zabawach z innymi dziećmi, pośredniczysz w konfliktach, odpowiadasz jeszcze zanim dziecko zdąży otworzyć usta. Asekurujesz niemalże na każdym kroku.
Oczywiście obecność, a czasami faktyczna asekuracja bywa potrzebna. Jeśli np. dziecko nie ma jeszcze wyrobionej równowagi i zabawa na zjeżdżali mogłaby się skończyć upadkiem, uwagi o helikopterach warto wysłać między chmury. Podobnie jak w sytuacji, kiedy dziecku dzieje lub może stać się krzywda. Jednak chuchanie i dmuchanie na malucha, kiedy o zagrożeniu nie ma mowy, naprawdę nie jest potrzebne i może skończyć się gorzej, niż upadek na osłoniętą pieluszką pupę.
Helikopter nad głową
Nikt z nas – a w każdym razie większość – nie lubi być kamerowany. Świadomość skierowanego prosto na nas bacznego oka kamery sprawia, że czujemy i zachowujemy się nieswojo, nieswobodnie. Rodzica helikoptera można porównać właśnie do takiej kamery. Dziecko non-stop obserwowane nie jest sobą. Nieustanna obecność mamy bądź taty jest dla niego ogromnie przytłaczająca – nie pozwala mu w pełni się otworzyć, blokuje proces kształtowania się jego charakteru i osobowości. I to wcale nienajgorszy aspekt omawianej sytuacji.
Maluch, który wie, że rodzic zawsze czuwa i kontroluje sytuację, nigdy nie nauczy się samodzielności. Ona nie jest mu zwyczajnie potrzebna, bo rodzic we wszystkim go wyręcza.
Takie dziecko nie musi się też zastanawiać nad zależnością przyczyna-skutek, a jej świadomość jest niezwykle ważna dla prawidłowego rozwoju człowieka. Rodzic, który poda ołówek, zanim ten zdąży sturlać się ze stołu czy posprząta zabawki zanim dziecko samo zdąży się za to zabrać, nie powinien oczekiwać, że malec z czasem sam nauczy się odpowiedzialności za swoje działania. Brak wspomnianej zależności przyczynowo-skutkowej może się też okazać niezwykle groźna dla samego dziecka – malec nie zastanawia się nad tym, jak może skończyć się nieodpowiedzialne zachowanie, bo przecież „w razie czego” rodzic zawsze zareaguje.
—
Zanim przeżyjesz za dziecko jego życie pomyśl, czy naprawdę chcesz mu zabrać to, co najcenniejsze? Wolność, samodzielność, możliwość decydowania o sobie samym – to one pozwalają nam w pełni ukształtować swój charakter i osobowość. Chroń dziecko wtedy, kiedy widzisz, że może stać mu się krzywda. Pomagaj wtedy, kiedy cię o to prosi lub wyłapuj sygnały, że potrzebuje pomocy. Interesuj się jego życiem, ale go nie prześwietlaj. Pamiętaj, że hiperobecność fizyczna często skutkuje deficytem psychicznym. Zachowuj się tak, by dziecko wiedziało, że w każdej chwili może liczyć na twoją pomoc i wsparcie, ale by próbowało w pierwszej kolejności radzić sobie samodzielnie. Spróbuj elastycznie dostosować swoją obecność do potrzeb pociechy – jej wieku i rozwoju. Zawsze bądź obok, ale nie nad.