Śmierć dziecka jest dla rodziców ogromną tragedią. Z bólem i żałobą zmierzyć muszą się także ci, którzy ze swoimi pociechami nie mogli pobyć dłużej niż kilka, poporodowych chwil.
Coraz więcej z nich decyduje się je upamiętnić. Fotografie z dziećmi, które urodziły się martwe lub żyły zaledwie kilka godzin stają się powoli jednym ze sposobów na radzenie sobie z tą bolesną stratą.
„Kiedy kładę się do snu…”
Wszystko zaczęło się w 2004 roku w Stanach Zjednoczonych, tuż przed porodem małego Madduxa Haggarda. Lekarze nie dawali chłopcu szans na przeżycie – cierpiał na rzadkie, wrodzone schorzenie, które umożliwiało mu samodzielne sprawowanie takich podstawowych czynności życiowych jak oddychanie, przełykanie i poruszanie się (miopatia miotubularna).
Jego matka, Cheryl, wiedziała, że będzie musiała pożegnać synka tuż po rozwiązaniu. Chcąc zachować ten wyjątkowy, krótki, wspólny czas jak najdłużej w pamięci, postanowiła je udokumentować. Intymna sesja zdjęciowa, którą wykonała Sandy Puc, pomogła kobiecie i jej mężowi w przeżywaniu żałoby po dziecku.
Haggard wraz z fotografką były przekonane, że to doświadczenie może pomóc także innym rodzinom, więc założyły organizację non-profit Now I Lay Me Down to Sleep. Jej misją jest od-powiadanie na potrzeby rodziców, oczekujących na przyjście na świat martwego lub skazanego na rychłą śmierć dziecka, którzy chcieliby upamiętnić wizerunek dziecka i mieć z nim rodzinną fotografię.
NILMDTS zrzesza ponad 1,5 tys. wolontariuszy – głównie fotografów i grafików specjalizujących się w obróbce zdjęć – w 40 krajach świata; za swoją pracę i jej efekty organizacja nie pobiera opłat.
Kontrowersyjna idea
Fotografia zmarłego dziecka jest często jedynym materialnym „dowodem” na to, że maluszek pojawił się w życiu pogrążonych w bólu rodziców.
Pomysł fotografowania zmarłych noworodków spotkał się ze skrajnymi reakcjami. Zwolennicy nietypowych sesji zdjęciowych podkreślali ich korzystne działanie na pogrążonych w bólu rodziców. Miały one nie tylko pozwolić im pobyć i pożegnać się ze swoim dzieckiem, ale także być materialnym dowodem na to, że pojawiły się w ich życiu. Często także – po prostu uwiecznieniem ich wyglądu, którego pamięć z biegiem lat może się zacierać.
Dla przeciwników sama idea wykonywania zdjęć martwym dzieciom wydawała się nieetyczna, a dla wielu wręcz nienormalna. Podkreślając, że „jest w tym coś upiornego”, odwoływali się do społecznych odczuć i dyskomfortu odczuwanego na widok takich zdjęć, którymi rodzice zmarłych dzieci potrzebują dzielić się nie tylko z bliskimi, ale także ze znajomymi (wiele par, które zamówiło takie sesje, opublikowało fotografie w mediach społecznościowych). Czy da się pogodzić takie stanowiska? Czy w ogóle trzeba je godzić?
Dowód życia
Dla każdego rodzica, który stracił swoje dziecko – bez względu na to, czy wydarzyło się to jeszcze w trakcie ciąży (poronienie), czy tuż po jej rozwiązaniu – niezwykle ważne jest zachowanie pamięci o nim. W przypadku śmierci noworodka często brakuje namacalnych „dowodów” na obecność maluszka w ich życiu. Zakupione po radosnej wieści o ciąży ubranka i zabawki nie noszą śladów użycia, a dziecięcy pokój – obecności małego człowieka. Noworodek nie opuszcza oddziału, a szpital staje się pierwszym i ostatnim miejscem jego pobytu. Jest tym samym jedyną przestrzenią, w której odbywa się powitanie i pożegnanie rodziców z dzieckiem. Zawsze zbyt krótkie i zbyt bolesne.
Można by zadać pytanie: po co przedłużać to cierpienie, uczestniczyć w wydarzeniu, które łamie konwencje (w końcu takie sesje zdjęciowe są zazwyczaj radosne i mają symbolizować rodzinne szczęście) i jest wspomnieniem straty, olbrzymiego bólu? Trzeba jednak pamiętać, że każdy rodzic ma prawo przeżywać żałobę na swój sposób. Wszystko, co może pomóc mu ukoić ból i przejść przez ten trudny okres, jest warte uwagi. Przede wszystkim zaś – jest decyzją pogrążonych w żałobie rodziców i nikt, kto nie przeżył podobnej straty, nie powinien takiej decyzji podważać.