Szkoła bez prac domowych

Gdyby zapytać uczniów, co jest najgorsze w uczęszczaniu do szkoły, odpowiedzi byłyby dwie: sprawdziany oraz zadania domowe.

chłopiec rozwiązujący zadanie domowe


Podziel się na


A gdyby tak zrezygnować z zadań domowych i sprawdzianów? Jedna z warszawskich placówek postanowiła przeprowadzić taki eksperyment.

Ryzyko postanowiły podjąć władze jednej ze szkół na warszawskim Ursynowie. Tamtejsza podstawówka różni się od tradycyjnych placówek pod wieloma względami. Autorski program nauczania, klasy nie większe niż 25 (w przypadku klas 1-3) lub 30 osób (klasy 4-6), uczniowie rozsadzeni w taki sposób, by widzieli swoje twarze i krążący pomiędzy nimi nauczyciel. Nowatorskich rozwiązań jest więcej: dzieci wywoływane są do odpowiedzi losowo i każde musi zabrać głos przynajmniej raz w czasie danej lekcji. Uczniowie mają do dyspozycji kolorowe karteczki, za pomocą których sygnalizują nauczycielowi, w jakim stopniu zrozumieli przedstawiony materiał. Zamiast czerwonych przekreśleń na sprawdzianach – zielone podkreślenia: nacisk na to, z czym dziecko poradziło sobie dobrze.

Idea? Dzieci mają traktować nauczyciela jako przewodnika, którego celem nie jest jedynie wyłożenie zaplanowanego materiału, ale wprowadzenie ich w dane zagadnienie w możliwie najprostszy i najciekawszy sposób. Szkoła ma przygotowywać uczniów do życia – ma pokazać „jak” się uczyć, a nie zmuszać uczniów do wykuwania na pamięć „suchego” materiału. Ma zwracać uwagę na mocne strony dzieci, co pozwoli im w łatwiejszy sposób przyznać się do słabości i nad nimi popracować. Nowatorskich rozwiązań jest sporo, ale o szkole stało się głośno głównie z uwagi na fakt, że władze zrezygnowały z nakładania na uczniów tzw. zadań domowych.

zadanie domowe robione przez chłopca

Po co zadania domowe?

Jak argumentowano tę decyzję? Prace domowe przydają się przede wszystkim rodzicom, którzy dzięki nim odnoszą wrażenie, że ich dziecko uczy się więcej, bo sami mogą obserwować je w trakcie pracy. Czy wpływają pozytywnie na utrwalanie wiedzy? Niekoniecznie, bo jak twierdzą władze placówki: wypełnianie zadań według wyuczonego na pamięć schematu nie stymuluje do kreatywnego myślenia i nie kształci umiejętności rozwiązywania rzeczywistych problemów, z którymi dziecko będzie musiało zmierzyć się w przyszłości. Jak zadania domowe wpływają na proces lekcyjny? Jeśli 10 – 15 min z magicznych 45-ciu poświecimy na sprawdzenie zadania, zostaje nam pół godziny na to, by zainteresować uczniów nowym tematem. Trudno się dziwić, że nie zawsze się udaje.

No dobrze, a teraz przejdźmy do sedna: jak w rzeczywistości wykonywane są prace domowe w tradycyjnych szkołach? Co pilniejsi tracą na nie czas popołudniami, co sprawia, że szkoła wypełnia im praktycznie całe dnie – łącznie z weekendami, na które to nauczyciele zwykli zadawać więcej. Ci mniej gorliwi spisują zadania na kolanie od uczynnych kolegów – tuż przed wejściem do sali lekcyjnej. Czego zadania domowe uczą dzieciaki? Te bardziej pracowite z czasem zaczynają rozumieć, że nie warto się starać, bo pochwały za naszą ciężką pracę mogą zebrać inni. Te mniej pilne utwierdzają się w przekonaniu, że starania nie mają sensu, bo zawsze można skorzystać z owoców cudzej pracy.

chłopiec rozwiązujący zadanie domowe

Jak to bez zadań domowych?

Jak wyglądał model wprowadzony przez warszawską podstawówkę? Rezygnacja z prac domowych nie oznaczała oczywiście braku konieczności czytania lektur albo tego, że dzieci zostały zupełnie zwolnione z jakichkolwiek ćwiczeń poza salą lekcyjną. Ćwiczenia jak najbardziej – ale w ramach regularnych zadań rozłożonych w dłuższy termin, nie zaś konkretne zadania nakładane z dnia na dzień. Jeśli prace domowe to na pewno nie obowiązkowe – za ich niewykonanie uczniów nie powinny spotkać żadne represje. A co jeśli dany rodzic nie jest przekonany do tego modelu pracy? Informuje o tym nauczyciela i wspólnie opracowują rozwiązanie kompromisowe.

Pytanie podstawowe brzmi: czy to się sprawdza? Pierwsze wnioski były jak najbardziej pozytywne: zwiększona samoocena u dzieci, lepsze relacje nauczyciel-uczeń, lepsze wyniki w nauce.

Niestety, w dłuższej perspektywie szkoła przyjazna uczniom okazała się być zbyt daleko idącym posunięciem. Okazało się, że nie wszyscy rodzice są zadowoleni z działania wprowadzonego modelu, sposobu jego realizacji oraz kryteriów jego oceny. Rodzice zaczęli zgłaszać, że ich dzieci uczą się nie w szkole, a na korepetycjach, są mniej skoncentrowane, bardziej rozleniwione – świadome tego, że nic nie muszą, a to niekorzystnie wpływa na motywację do nauki. Zauważyli, że ich dzieci wpadają w panikę dopiero przed klasówkami, kiedy uświadamiają sobie, że nie są odpowiednio przygotowane. Efekt – nauka z rodzicami w domu, tuż przed sprawdzianem.

Praca domowa niewykonana

Anonimowe ankiety i wizytacje Kuratorium Oświaty dały następującą odpowiedź: w szkole dochodzi do niedociągnięć, a program nie jest realizowany zgodnie z powziętymi zasadami. W efekcie placówkę zaczęli opuszczać uczniowie i… nauczyciele. Mimo, że władze szkoły odparły zarzuty twierdząc, że to jedynie pojedyncze skargi, a eksperyment jest wśród większości rodziców chwalony, w kolejnym roku szkolnym program został wstrzymany. Szalę przeważyły wyniki kontroli, ale także sam fakt, że zabrakło odpowiedniej komunikacji: brak pełnej wiedzy wśród rodziców, uczniów, a nawet samych nauczycieli. Jeśli oni sami nie w pełni akceptują zmiany, nie są w stanie przekonać do nich uczniów – nie stworzą klimatu sprzyjającego zdobywaniu wiedzy w innowacyjny sposób.

A jakie jest Wasze zdanie na ten temat? Czy taki model nauczania ma szansę na powodzenie? I wreszcie: czy zadania domowe naprawdę są potrzebne uczniom?