Trzy razy K w Szwajcarii

Okazuje się, że polski model socjalny wcale nie jest najgorszy. W krajach, w których dzieci wracają ze szkoły na obiad, aktywizacja zawodowa kobiet jest jeszcze trudniejsza.

Kobieta wraca do pracy


Podziel się na


Przywykliśmy narzekać, że u nas nie zachęca się kobiet do powrotu do pracy. Pełna uprzedzeń do polskiego systemu socjalnego, zaczęłam więc badać ten szwajcarski. I co się okazało? Znacie niemiecką konserwatywną zasadę trzy razy K? Gdzie jest miejsce kobiety? W kuchni, w kościele i przy dzieciach (Kindern). Okazuje się, że we francuskojęzycznej części Szwajcarii obowiązuje ten sam model.

Płatny urlop po urodzeniu dziecka, odpowiednik naszego macierzyńskiego, trwa tylko trzy miesiące. Wychowawczego w ogóle nie ma (choć i w Polsce gwarantowany po nim powrót do pracy często jest fikcją). Tak jak i u nas brakuje całodziennych żłobków dla maluchów, za to można znaleźć dla nich państwową nianię (kobieta płaci jej ustalony procent swoich zarobków, a reszta jest dofinansowana, więc nie ma ryzyka, że opiekunka zarobi niewiele mniej niż pracująca matka). I to chyba jedyny pomysł wart przeszczepienia na polski grunt, zwłaszcza przez tych, co utyskują, że nianie w Polsce zatrudnia się zwykle na czarno.

Powrót do pracy

Cało etatowe przedszkola są bardzo drogie nawet dla Szwajcarów (równowartość naszych dwóch tysięcy złotych) i jest ich oczywiście za mało. Jeśli pracujesz w domu, oczywiście nie masz szans, żeby się tam dostać. Prywatne przedszkola kosztują nawet 15 franków za godzinę, więc wybierają je tylko naprawdę zamożni albo zdeterminowani rodzice. Inne maluchy chodzą do dzielnicowych ogródków dziecięcych na jakieś dwie i pół godziny, żeby się socjalizować przed szkołą – rozwiązanie warte uwagi, szczególnie w małych środowiskach wiejskich.

W połowie dnia zauważyłam pielgrzymki rodziców pod budynek szkoły. Trzech tatusiów i kilka tuzinów kobiet czekało na swoje dzieci, często z maluchami za rączkę. W Szwajcarii, podobnie jak we Francji i w Hiszpanii, dzieci wracają ze szkoły do domu na przerwę obiadową, a potem trzeba ich zaprowadzić znów na jakieś półtorej godziny. Jednak w tamtych krajach można zostawić dziecko w świetlicy, a tutaj, w publicznych szkołach, jest to praktycznie niemożliwe. Wyobraźcie więc sobie, że matka ma dwójkę w wieku szkolnym, którą trzeba zawieźć i odebrać, nie daj Boże w dwóch różnych szkołach, a do tego przedszkolaka, którego trzeba zaprowadzić na dwie godziny i za chwilę po niego wrócić. W międzyczasie ugotować obiad dla tych, co wpadną ze szkoły i zaraz rozwieźć ich z powrotem, a po półtorej godziny odebrać. Dlatego, żartują kobiety, że w Szwajcarii jest niskie bezrobocie, bo pół populacji nie pracuje z założenia. Nie jest to model sprzyjający aktywizacji zawodowej kobiet, prawda?