„Nie, nie… ja sam!” lub „Chcę sama!” to słowa, które prędzej czy później usłyszy każdy rodzic.
Rozwój poczucia samodzielności i niezależności jest bowiem stałym etapem w życiu każdego malucha… i jego rodzica. Nagle nasze maleństwo nie chce już asysty podczas ubierania, jedzenia czy mycia się. Pomóc dziecku stać się niezależnym to być może najważniejsze z zadań, jakie natura postawiła przed rodzicem. Bezsprzecznie jest też jednym z najtrudniejszych.
Naturalna kolej rzeczy
Proces usamodzielniania się dzieci jest jak najbardziej naturalnym etapem w życiu każdego rodzica. Przecież nawet dla zwierząt najważniejszym celem jest nauczenie potomstwa samodzielnego życia i radzenia sobie bez pomocy innych. Właśnie stąd wzięło się popularne powiedzenie o „opuszczeniu gniazda”. Ten moment może być z jednej strony radosny – bo miło patrzeć jak maluch po raz pierwszy samodzielnie zjadł śniadanie. Z drugiej jednak nieco bolesny i z pewnością trudny. Nasze maleństwo nagle nie jest już wcale takie malutkie i zależne od mamy czy taty. Przestaje potrzebować ich pomocy we wszystkim. Niemowlak był całkowicie uzależniony od rodziców, byli mu potrzebni we wszystkim. Jednak z wiekiem dziecko powiększa do nich dystans, stając się niezależnym człowiekiem. W pewnym momencie należy mu „odciąć pępowinę” i pozwolić żyć własnym życiem. To może być bolesne, bo dla rodziców oznacza, że są swojemu dziecku coraz mniej potrzebni. Właśnie dlatego dla większości z nich to trudny okres, szczególnie w pierwszych jego momentach. Początek dążenia do samodzielności następuje przeważnie około drugich urodzin malucha, a kończy…. w okolicach osiemnastych. To długi proces, który dzięki naszej wiedzy i wyczuciu zakończy się ukształtowaniem dobrego, samodzielnego człowieka, który poradzi sobie w życiu w każdych okolicznościach. Dlatego trzeba pamiętać, że to, co robimy dziś dla naszego dziecka wpłynie na całe jego późniejsze życie.
Wszystko zrobię sam!
Jest kilka modelowych sytuacji, w których najpełniej przejawiają się dążenia naszego dziecka do samodzielności. Nagle nasza pociecha wykazuje niezwykłą chęć do samodzielnego jedzenia i wyboru posiłków. Tym, co z pewnością uczyni ten element dnia milszym będą własny talerzyk, sztućce i kubek (na początek najlepiej z dzióbkiem) w wybrane przez dziecko wzory. Początkowo lwia część posiłku może, zamiast w buzi, lądować na podłodze, ale nie wolno zniechęcać małego odkrywcy. Najlepiej pod jego nogami rozłożyć… ceratę. Dodatkowo, dla ułatwienia, można też pokroić potrawy na mniejsze kawałki. Kolejnym obszarem, w którym może wyrazić się rosnąca niezależność dziecka jest ubiór. Pomijając dobór kolorystyczny, który czasem może budzić pewne wątpliwości u rodziców, ważne jest zapewnienie małemu odkrywcy chwili czasu każdego dnia na próby samodzielnego zakładania kolejnych części garderoby. Można mu to ułatwić kupując buty na rzepy i niewymagające zapinania bluzki i sweterki. Oprócz jedzenia i ubierania się, kolejnym polem na wykazanie się jest łazienka. Warto pozwolić dziecku na samodzielne umycie się w wannie, jednak nie wolno zostawiać go samego podczas kąpieli. Kiedy natomiast malec zaczyna myć zęby, najlepiej kupić mu specjalną pastę dla dzieci z niską zawartością fluoru, co złagodzi skutki ewentualnego połknięcia piany. Sytuacje, w których dziecko dąży do samodzielności mogą być różne, ale zasady, których najlepiej się trzymać pozostają takie same. Czy to w kuchni, czy w łazience – trzeba pozwolić dziecku na dokonywanie wyborów, a nawet pytać wprost: „Chcesz włożyć niebieskie, czy zielone spodnie?”, „Zjesz teraz gruszkę, czy jabłko?”. W ten sposób pomagamy naszemu maluchowi w stawianiu pierwszych kroków na drodze do samodzielności.
Błędów uniknąć się nie da…
…ale można je ograniczyć do minimum, mając odpowiednią wiedzę i dużą dozę cierpliwości. Kardynalnym przewinieniem sporej grupy rodziców jest nadopiekuńczość, wyręczanie dziecka we wszystkim. Takie podejście może wynikać ze strachu, że pociecha zrobi sobie krzywdę lub ze zwykłej niecierpliwości, bo dorosły zrobi to szybciej i sprawniej. To błędne rozumowanie, które, uskuteczniane latami, może zrobić wielką krzywdę dziecku, rozwijając w nim wygodnictwo i lenistwo. Roztaczając nad dzieckiem parasol nadmiernej kontroli i opiekuńczości odbieramy mu możliwość gromadzenia własnych doświadczeń i uczenia się na błędach. Oczywiście nie można popadać ze skrajności w skrajność i pozostawiać dziecko samemu sobie. Trzeba po prostu asystować, delikatnie naprowadzać i przede wszystkim chwalić nawet kiedy coś się nie uda, ale widać, że maluch próbował. Niewskazanie jest natomiast popędzanie, krytykowanie i pouczanie. Często piętnasta nieudana próba zapięcia guzików może wzbudzić irytację nie tylko dziecka, ale także i u mamy. Rolą rodzica jest wtedy uspokojenie i zapewnienie, że to trudne, wymagające wiele wysiłku zadanie w końcu mu się uda. Dziecko nie może bowiem zniechęcić się do samodzielnych czynności. Oprócz czysto „mechanicznych” prób pomocy, jak nauczenie zapinania guzików, ważna jest także rozmowa i dyskusja. Argument „bo nie” nie powinien istnieć w słowniku mamy i taty. Nawet z tak małą istotką można spokojnie porozmawiać, wysłuchać jej argumentów i podać swoje, a na końcu wspólnie rozwiązać problem nawet tak banalny jak kolor sweterka. I najważniejsze – maluch powinien w naturalny sposób rozwijać siebie, swoje zdolności, umiejętności i zainteresowania. Ani narzucanie, ani wyręczanie nie pomogą mu w tym.