Z dziećmi w świat, czyli prawdziwe historie podróżujących rodzin

Dzieci w podróży są bardzo często postrzegane jako kula u nogi. Marudzą, chorują, ograniczają dorosłych.

Podróż z dzieckiem


Podziel się na


Rodziny Anny Alboth i Oli Wysockiej udowadniają, że wszystko zależy od odpowiedniego nastawienia… rodziców. I pokazują, jak rodzinne podróże mogą stać się sposobem na życie przy okazji udowadniając, że dla dzieci wcale nie trzeba rezygnować z wcześniejszych przyzwyczajeń, nie są też przeszkodą w realizacji planów i pasji. Wręcz przeciwnie – dzięki nim nie tylko podróż, ale codzienność staje się po porostu pełniejsza.

Albothowie i Wysoccy, czyli podróżujące rodziny

Anna Alboth i Ola Wysocka – dwie zupełnie różne historie, które łączy jedno -przekonanie, że podróże z dziećmi nie są wcale gorsze od tych samotnych lub w gronie dorosłych. Anna, dziennikarka, wraz z mężem Thomasem, fotografem, podróżowali dużo wcześniej nim w ich życiu pojawiły się córeczki – najpierw Hania, potem Mila. Nie mieli zamiaru rezygnować ze swojego trybu życia dla dzieci. Wręcz przeciwnie – postanowili wraz z nimi, jak sami stwierdzają, żyć życiem, o którym zawsze marzyli. Odbyli już między innymi rodzinną, półroczną wyprawę wokół Morza Czarnego (wtedy Hania była jeszcze jedynaczką) i czteromiesięczną do Ameryki Łacińskiej (kiedy Mila miała pół roku). Albothowie postanowili podzielić się swoimi przeżyciami – prowadzą bloga thefamilywithoutborders.com, który w 2011 roku został uznany blogiem roku przez magazyn National Geographic Traveler.

Historia Oli i Pawła Wysockich to z kolei klasyczna historia z serii „rzucić wszystko i wyjechać”. Od zawsze lubili podróżować i marzyła im się wyprawa dłuższa niż ta wyznaczona przez ilość dni urlopu. W ich przypadku za życzeniami poszły konkretne decyzje. Faktycznie rzucili wszystko i wraz z dziećmi – Kaliną i Maćkiem – wyruszyli w podróż przyczepą po Stanach Zjednoczonych. Doświadczenie już mieli, z czteromiesięcznym Maćkiem zwiedzili Izrael. Potem była jeszcze Malta, Włochy i, już z dwójką dzieci, Dominikana. Ale to USA okazały się prawdziwym wyzwaniem. Właśnie z okazji tej podróży założyli bloga „8 stóp” osiemstop.blogspot.com, na którym zdawali relację z wyprawy.

Dwie bohaterki tego tekstu nie znają się, nigdy nie miały szansy porozmawiać i wymienić się doświadczeniami. Tym bardziej znamienny jest fakt, że pewne kwestie postrzegają tak samo, a ich odpowiedzi są… zaskakująco podobne.

Do artykułu wykorzystano wypowiedzi podróżujących rodzin prowadzących blogi:

– Family without borders – thefamilywithoutborders.com

– 8 stóp – osiemstop.blogspot.com

Rodzinne podróże

Dzieci i podróże? Dlaczego nie!

Albothowie i Wysoccy są żywym dowodem na to, że dla dzieci nie trzeba niczego odkładać na bok, nie trzeba rezygnować z planów i marzeń. Dzieci w niczym nie przeszkadzają.

Dla Anny i Thomasa Albothów podróżowanie to po prostu nieodłączna część życia. To codzienność. Tak było zanim dzieci przyszły na świat i tak jest nadal. Narodziny córeczek nie zmusiły ich do zmiany, nie zrezygnowali z niczego, co dla nich ważne. Fajnie nam się razem podróżowało, ale też bardzo chcieliśmy mieć razem dzieci. Jakoś nie przyszło nam do głowy, że to może sobie przeszkadzać. Wydaje mi się, że do samego rodzicielstwa podeszliśmy i podchodzimy jakoś tak normalnie. „Normalnie”, czyli według Ani bez traktowania siebie i swojego macierzyństwa jak czegoś jedynego i najważniejszego na świecie. „Normalnie”, czyli bez rezygnowania z marzeń, z przyzwyczajeń, z planów. Bardzo jakoś mi tak było smutno, kiedy widziałam moje koleżanki, fajne, aktywne dziewczyny, które nagle gdzieś ginęły, zapadały się pod ziemię – stwierdza i dodaje, że kiedy dziewczynki były małe chodziła z nimi w chuście przeprowadzać wywiady, a prowadząc duże projekty karmiła w przerwach. Anna wie, że dzieciom do szczęścia potrzebni są spokojni i szczęśliwi rodzice. A szczęśliwi rodzice to tacy, którzy robią to, co kochają. I dzielą to z córkami.

Dla Oli i Pawła decyzja o rzuceniu dobrze płatnej pracy i wyjeździe w podróż była, wbrew temu, co można sądzić, bardzo trudna. Rzadko o tym mówimy ale prawda jest taka, że podjęcie tej decyzji kosztowało nas dużo stresu, nieprzespanych nocy, wiele godzin spędzonych na dyskusjach i rozważaniu wszelkich „za” i „przeciw”. Jednak z perspektywy czasu uważamy, że to była jedna z lepszych decyzji, które w życiu podjęliśmy. Dlaczego to zrobili? Po części (a może nawet przede wszystkim) był to sprzeciw wobec utartych, życiowych schematów. I ważna lekcja, której udzielili swoim dzieciom. Chcemy pokazać im, że nie zawsze trzeba robić to, czego oczekuje od nas otoczenie, co innym wydaje się „jedyną słuszną drogą”. Zwykle jak ma się dwoje dzieci i kredyt mieszkaniowy to najrozsądniejsze wydaje się kurczowe trzymanie się etatu. Jednak szczęśliwe dzieci to takie, które mają szczęśliwych rodziców a my mieliśmy inny pomysł na życie, dlatego zboczyliśmy z tej utartej ścieżki.

Nikt nie powiedział, że to jest proste

Tak Ola odpowiada na pytanie, czy faktycznie tak łatwo połączyć podróże i pracę z rodzicielstwem. Bo patrząc i na Wysockich i na Albothów można odnieść wrażenie, że tak właśnie jest. Ola kontynuuje cytując Johna Fitzgeralda Kennedy’ego tłumaczącego Amerykanom potrzebę prowadzenia programu kosmicznego: „Nie robimy tego, bo to jest łatwe; robimy to, bo to jest trudne”. Łatwo jest siedzieć na etacie, nawet w pracy, której się nie lubi, łatwo jest sadzać dziecko na długie godziny przed telewizorem, łatwo jest narzekać na swoje życie i nic nie robić, żeby zmienić to, co się nam nie podoba. Podróże z dziećmi faktycznie wymagają planowania, zastanawiania się, przewidywania i zdecydowanie obszerniejszego pakowania. Ale mimo wszystko – warto. Chociaż nie zawsze bywa łatwo.

Według Anny w podróżowaniu z dziećmi tylko dwie rzeczy można uznać za minusy – trzeba zrezygnować z życia nocnego i nie da się jeździć w ewidentnie niebezpieczne miejsca. Ola potwierdza i podaje przykład ze stanu Utah w USA. Chcieli zwiedzić o wiele więcej niż było im dane. Niestety, wielokilometrowe wędrówki w upale z dwójką małych dzieci nie wchodziły w grę. Ale maluchy w podróży dają znacznie więcej niż stwarzają ograniczeń. Według Anny to przede wszystkim wchodzenie w kontakt z ludźmi (naaaaajróżniejszymi), poznawanie, zgłębianie wiedzy, przemieszczanie się, przekraczanie granic, bycie gościem, wspólne posiłki, zyskiwanie zaufania, wspólny czas – to tylko na plus. Dzieci potrafią zmiękczyć serca mieszkańców odległych krajów i otworzyć wiele drzwi, które inaczej pozostałyby zamknięte. Dzięki nim można odkryć przyjemności, o których dorosły pewnie nawet by nie pomyślał. Bez dzieci nigdy nie trafilibyśmy na przykład do motylarni na Dominikanie, czy farmę aligatorów na Florydzie, nie poznalibyśmy wielu cudownych ludzi (podróżowanie z dziećmi bardzo otworzyło nas na nowe znajomości), dzieci zmieniają optykę, może nie da się zobaczyć tak dużo i tak szybko jak w przypadku „dorosłych” podróży, ale widzi się świat z nowej, często zaskakującej perspektywy -wymienia Ola.

Dziecko podróżuje

Tylko… jak? Recepta na podróż z dzieckiem

Wszystko to brzmi cudownie. Aż chce się zapakować rodzinę w samochód i… pojechać przed siebie. Tylko jak to zrobić? Według Anny kluczową sprawą podczas podróży z dziećmi jest zgranie się z ich rytmem i… nie planowanie za bardzo do przodu. Dzieci potrafią skutecznie wywrócić do góry nogami nawet najbardziej skrupulatnie przygotowane plany. Pierwsza podróż Albothów z córką Hanią była swoistym rozpoznaniem. Wyjechaliśmy stosunkowo blisko i samochodem. Obserwowaliśmy ją, wsłuchiwaliśmy się w to, jak się czuje. Jak reaguje na nowe miejsca i ludzi. Kiedy była niespokojna, zatrzymywaliśmy się, zostawaliśmy gdzieś dłużej, żeby jej było fajnie i bezpiecznie. Szybko się nauczyliśmy, że się nie da po prostu planować za dużo i że dużo więcej wychodzi, kiedy się tego nie zrobi. Ola wskazuje na dwie podstawowe sprawy w podróżach z dziećmi. Po pierwsze, nie można zapominać o kwestiach praktycznych, jak ubezpieczenie zdrowotne, leki, ubrania na każdą pogodę, ulubiona zabawka malucha oraz trzeba ustalić pewną rutynę – chociażby dotyczącą posiłków i pory snu. Po drugie, warto włączyć dzieci w planowanie dnia i słuchać ich pomysłów. Kto wie… może zaprowadzą we wspaniałe miejsce, które inaczej pozostałoby nieodkryte.

Dla tych, którzy boją się wyjazdów z dziećmi Ola i Anna mają kilka dobrych rad. Obydwie zgodnie twierdzą, że z dziećmi w podróży naprawdę można sobie poradzić tak, jak i w domu. To ciągle te same maluchy, tylko w innym otoczeniu. Poza tym i warunki i artykuły dla małych dzieci są wszędzie na świecie! Nawet jeśli pojawią się problemy, są one zdecydowanie mniej ważne niż to, co zyskamy dzięki wspólnym podróżom.

Podróżujące maluchy

Podróżowanie wpływa na dzieci. Szczególnie na te najmłodsze, których rodzice decydują się na wyjazd w kluczowym dla ich rozwoju okresie. Maciek i Kalina, dzieci Oli i Pawła Wysockich, są ich zdaniem bardziej otwarte, nie boją się ludzi, nie dziwią się widząc inny kolor skóry czy słysząc obcy język. Łatwo znoszą wszystkie zmiany i nie boją się nowych sytuacji.

Według Anny Alboth jej córki dzięki podróżom zyskały z pewnością umiejętności dzielenia się, gościnność, nauczyły się próbować nowych rzeczy. Wiedzą, że jedzenie może być bardzo pyszne, nawet jeśli na takie nie wygląda (np. czekoladowa ciapka Majów). Ale to, że są szczęśliwe to nie zasługa podróży, a… szczęśliwych rodziców. Dzieci są szczęśliwe mając szczęśliwych rodziców i robiąc z nimi wspólnie różne rzeczy. Niech to będzie podróżowanie, granie w piłkę, prace artystyczne, śpiewanie czy cokolwiek innego.

Wspólne podróżowanie nie tylko świetnie rozwija dzieci i otwiera je na świat, ale także zbliża rodziców, spaja rodziny. Anna mówi, że po każdej kolejnej (nawet miesięcznej) podróży czuje, jakby spędziła ze swoim mężem Tomem kolejne trzy lata. Wspólne doświadczenia, a później – wspomnienia, potrafią jeszcze bardziej połączyć.

Co dalej?

Jakie plany mają Albothowie i Wysoccy? Na pewno nie spoczną na laurach! Anna aktualnie kończy książkę o rodzinnej podróży do Ameryki Środkowej. Co jeszcze? Mam nadzieję, że bardzo szybko ją zamknę. No i planujemy kolejną, długą podróż: na początku 2014 roku polecimy na wyspy Pacyfiku. Start pewnie w Nowej Zelandii i potem wyspy. Ale jeszcze niewiele zaplanowaliśmy, bo umówiliśmy się, że najpierw kończę książkę.

Ola i Paweł nie chcą wracać do pracy na etacie. Postawili na własny biznes. Niebawem otwierają w Warszawie, przy ul. Ratuszowej 2 kawiarnię. Będzie przyjazna całym rodzinom, dzieciom i oczywiście podróżnikom. Planują urządzać w niej warsztaty, zajęcia, pokazy, spotkania, wystawy zdjęć… Nazwa? „8 stóp” oczywiście!