Załatwianie potrzeb fizjologicznych na placach zabaw

Zabawa trwa w najlepsze: malec siedzi w piaskownicy, z zapałem stawia babki i przesypuje piasek z wiaderka do foremek.

dzieci huśtające się na oponie


Podziel się na


Masz nadzieję, że zostaniecie na placu zabaw co najmniej przez najbliższe pół godziny. Oho, coś się dzieje: na twarzy twojej pociechy pojawia się grymas, zaczyna przebierać nogami, spogląda na ciebie alarmująco i mówi: siku.

No właśnie, co teraz? Twoje dziecko nie nosi już pieluchy, a nawet jeśli – to jedynie zabezpieczenie na tzw. wszelki wypadek. W żadnym przypadku nie chcesz sugerować mu, że ostatecznie, w nagłych sytuacjach to właśnie tam może załatwić swoją fizjologiczną potrzebę. Pytanie tylko, co powinnaś zrobić: zabrać dziecko do domu (który – jak można się domyślić – nie znajduje się tuż za rogiem), wyjść z maluchem z placu zabaw (tylko gdzie?) czy po prostu zabrać go z piaskownicy i pozwolić wysiusiać się tuż obok…? Jak się okazuje, kwestia załatwiania przez dzieci potrzeb fizjologicznych na placach zabaw rozpala rodziców już od dawna – jakie głosy przeważają? Ideałem byłoby, gdyby obok każdego placu stała toaleta (najlepiej taka, w której jest czysto). Ale ideałów nie ma.

Place zabaw coraz lepsze

Oczywiście plac placowi nierówny, ale w miastach coraz częściej można spotkać naprawdę „wysokiej jakości” miejsca do zabawy dla dzieci. Specjalna – bezpieczna i miękka nawierzchnia lub piaszczyste podłoże, solidne, nowoczesne sprzęty i konstrukcje. Oprócz tradycyjnej huśtawki, karuzeli i zjeżdżalni, mamy też pajęcze sieci, bujaki na sprężynach, ścianki wspinaczkowe, bocianie gniazda, lokomotywy z wagonikami, statki, a nawet trampoliny. Są ławeczki dla rodziców, kosze na śmieci i solidne ogrodzenia. Nie pomyślano tylko o jednym: że dziecko, jak każdy człowiek, od czasu do czasu musi skorzystać z toalety. Jako, że zabawa na placu zabaw to często jedyna – a w każdym razie największa – rozrywka dla malucha w ciągu dnia, dziecko spędza tam z rodzicami nieraz kilka godzin.

Maluchy nie potrafią jeszcze wstrzymywać swoich potrzeb fizjologicznych tak sprawnie, jak dorośli. Czasami wytrzymanie kilku minut z pełnym pęcherzem to dla nich nie lada sztuka.

dziecko na placu zabaw

Dla rodziców sztuką jest wybrnięcie z kłopotliwej sytuacji. Rozwiązaniem byłby może jakiś lokal gastronomiczny, ale o te niełatwo – zwłaszcza w głębi osiedli. Osiedlowe warzywniaki też wydają się być marnym ratunkiem. Co zostaje? Wracać do domu albo załatwić się na łonie natury. Najlepiej za drzewem albo w krzaczkach – w każdym razie w taki sposób, by nie narazić się na spojrzenia bawiącej się na placu gawiedzi. Innego wyjścia nie ma. Bo na sikanie obok piaskownicy czy w jakimkolwiek innym miejscu w obrębie placu zabaw nie powinno być przyzwolenia. Oburzamy się widząc w piaskownicy lub gdzieś obok psią kupę (niestety, to częstszy widok niż mogłoby się wydawać) – dlaczego ta dziecięca miałaby budzić mniejsze zniesmaczenie…?

Posprzątaj po swoim dziecku

A skoro już przy tych kupach jesteśmy, to może jeszcze jedna – bardzo ważna kwestia. O ile siku można zostawić za tym krzaczkiem „samemu sobie” (bo i co możemy z nim zrobić?), kupa wymaga nieco większego wysiłku. Jesteśmy w stanie sprzątać osiedla po naszych czworonożnych pupilach? Możemy posprzątać także po naszych dzieciach. Wychodząc z dzieckiem warto więc zawsze mieć przy sobie woreczek, ewentualnie jednorazowy papierowy nocnik (tzw. tron). Zawartości oczywiście nie musimy zabierać ze sobą do domu – można bez przeszkód wyrzucić ją do pojemnika przeznaczonego na odchody wspomnianych już czworonogów.

dziecko na drabinkach na placu zabaw

I na koniec drobne wyjaśnienie: podobnie jak większość rodziców uważamy, że w pobliżu miejsca zabaw dla dzieci powinna stać toaleta, ale jesteśmy realistami – wiemy, że to nie możliwe.

Wiemy też, że za tym krzaczkiem, gdzie nasze dziecko załatwiło swoją potrzebę (który to krzaczek nie jest już może elementem placu zabaw, ale na pewno przestrzeni publicznej) inne dzieci mogą za chwilę bawić się w chowanego. Z kupą się nie bawmy. Przykrycie jej chusteczką naprawdę nie wystarczy – nie chodzi przecież o to, żeby nie było jej widać, ale żeby nie było JEJ. Różnica jest zasadnicza.