Co ciąża zmieniła w moim życiu?

Ciąża zmienia świat kobiety o 180 stopni, a macierzyństwo już nigdy nie pozwala mu odzyskać pozycji wyjściowej.

mama przytula dziecko po ciąży


Podziel się na


Tak, dziecko wywraca nasze życie do góry nogami już na zawsze. I choć czasami bywa trudno patrzeć na świat z tej dziwnej perspektywy, w ostatecznym rozrachunku – ten widok jest piękniejszy, niż ten ze szczytu Mount Everest!

Bo tak zapewne czułaś się w momencie, kiedy wydałaś na świat swoje dziecko – jakbyś zdobyła najwyższy szczyt świata. Wow, zrobiłam to! Udało się! I choć zdajesz sobie sprawę z tego, że przed tobą ową górę pokonały już miliardy innych „alpinistek”, w tym momencie jesteś jedyna. Ale tylko w tym jednym momencie, bo już za chwilę kierujesz całą swoją uwagę na niego – tego małego człowieka, któremu właśnie dałaś życie. I wiesz co jest najgorsze? Że tak będzie już zawsze – a przynajmniej przez dobrych kilka(naście) lat. Ten mały człowiek stanie się centrum twojego świata i cokolwiek by się nie działo – to właśnie on i jego potrzeby będą dla ciebie zawsze na pierwszym miejscu.

Co ciąża zmieniła w moim życiu?

Wszystko. A przynajmniej tyle, że można by o tym napisać dość obszerną powieść. O tych bardziej „górnolotnych” zmianach pisałam dla was tutaj. Dzisiaj kilka słów o tych bardziej przyziemnych (i dosłownie i w przenośni) rzeczach, które zmieniają się w życiu kobiety po urodzeniu dziecka.

Dlaczego przyziemnych? Bo odkąd zostałam matką, siedzę na podłodze. I nie ważne – mój dom czy cudzy. Kanapa, krzesło, fotel – ja ich już nawet nie dostrzegam. Wchodząc do czyjegoś salonu w pierwszej kolejności rozglądam się po podłodze i z błogim uśmiechem witam kawałek miękkiego dywanu. Kiedy to mija? Nie wiem. Przez trzy lata nie minęło, potem rozpoczęło się na nowo. Obecnie testuję podłogi już ponad cztery lata i muszę powiedzieć, że wręcz nienaturalnie czuję się na krześle. Bo czasem – od wielkiego dzwonu – uda mi się wyjść z domu w pojedynkę. I wtedy jakoś tak głupio plątać się komuś pod stołem. Nie wiem, co zrobić z nogami, rąk nie mam czym zająć i wciąż myślę tylko o jednym: kiedy będę mogła z powrotem zejść na ziemię.

mama przytula dziecko

Matka szuka

Schodzę dość szybko i pozostaję tam przez większą część dnia. Bo odkąd zostałam matką, ciągle czegoś szukam. A znajduję to z reguły właśnie pod kanapą, szafą, dywanem lub sedesem. Poczynając od kluczy, ładowarki, telefonu (ten ginie nieustannie – kilka razy dziennie), przez zagubiony puzzel, klocek, kostkę, kulkę czy rękę lalki (czasami ginie też noga), po stare zabawki, które wreszcie zdecydowałam się wyrzucić (ich też szukam i w te poszukiwania wkładam z reguły najwięcej wysiłku, bo muszą wyglądać naturalnie). Generalnie mam wrażenie, że życie matki to właśnie takie nieustanne poszukiwania: pomysłu na obiad, bajkę, zabawę, spacer, przekonanie do pójścia spać, a potem na wstanie z łóżka. Wymieniać by można bez końca.

Matka też znajduje

Na szczęście matka nie tylko szuka – sporo też znajduje. Ja na przykład – odkąd zostałam mamą – wszędzie znajduję rzeczy dla dzieci. I z reguły te najciekawsze, najładniejsze i w najbardziej okazyjnej cenie pojawiają się wtedy, kiedy wcale nie mam zamiaru ich kupować. Na palcach jednej ręki zliczę przypadki, kiedy wróciłam z zakupów – tych zakupów z zamysłem dla siebie – bez niczego dla dziecka. Często zdarza się odwrotnie – wracam bez niczego dla siebie. Choć, jak można się domyślać, skoro na zakupy wyszłam – i to sama – to naprawdę musiałam czegoś potrzebować. Na szczęście jest internet – nieoceniony towarzysz życia każdej mamy. Wybieram, czego potrzebuję i dostaję prosto pod własne drzwi. Razem ze stosem rzeczy dla dziecka, których naprawdę nie mam już gdzie upychać (w końcu trzeba coś dołożyć, żeby dostawa była gratis).

Cierpliwość to klucz

Ale spokojnie – wszystkie te zmiany kiedyś miną. A cierpliwość to słowo klucz szczęśliwego macierzyństwa. Zaczynam to rozumieć, kiedy po raz n-ty tej samej nocy wstaję z łóżka, by ukołysać płaczącego malucha i ćwiczę ją potem każdego dnia. W kółko stawiając z klocków tę samą wieżę, która następnie zostaje zwalona, 50-ty raz czytając tę samą bajeczkę o Peppie czy po raz setny odpowiadając na to samo pytanie (nadal nie jestem pewna, czy powinnam odpowiadać tak samo czy za każdym razem wymyślać coś innego).

I wiesz co jest najgorsze? Że cierpliwość się opłaca. Że kiedyś, za te kilka(naście) lat znowu będę mogła wylegiwać się na kanapie bez „nudzi mi się strasznie” za uchem, znajdę czas na zakupy wyłącznie dla siebie, a telefon znajdę dokładnie tam, gdzie go odłożyłam. I mam tylko jedną nadzieję: że będzie na nim czekał SMS „Ja też cię kocham, mamo”.