Kłamstwa serwowane nam przez rodziców, w (nie)które do dziś wierzymy

Istnieje spore prawdopodobieństwo, że wiele z nich pamiętasz z własnego dzieciństwa. Czy i tobie zdarza się czasami „zaserwować” je dziecku?

matka w ciąży z dziećmi


Podziel się na


A może masz własny arsenał drobnych oszustw, które pomagają utrzymać małego człowieka w ryzach?

Czasami – kiedy wszelkie próby, tłumaczenia i prośby nie działają, zamiast uciekać się do gróźb, decydujemy się na drobne kłamstewka. Z dwojga złego rzeczywiście wydają się lepszą alternatywą, o ile nie wywołują w maluchach lęku. Bo cóż jest złego w powiedzeniu dziecku, że wszystkie place zabaw są już zamknięte, jeśli pozwoli nam to uniknąć powrotu do domu w akompaniamencie pisków i wrzasków? Jak się okazuje, już nasi rodzice ubarwiali rzeczywistość, ale przyglądając się kłamstewkom, które oni nam serwowali można stwierdzić, że barwy te nie zawsze były kolorowe…

Bądź grzeczny, bo pan cię zabierze!

Pan, pani, Baba Jaga, stary Cygan – możliwości było sporo. Gdzie owe tajemnicze postaci miałyby nas zabrać? Zapewne do swoich strasznych domów, piwnic, strychów, Bóg wie gdzie jeszcze. Generalnie wizja uprowadzenia przez nieznane nam osoby była dość mglista, ale chyba właśnie o to chodziło – dziecięca wyobraźnia działa dość prężnie i sama najlepiej potrafi podpowiedzieć rozumowi to, co najgorsze.

Nie płacz, bo dzieci będą się z ciebie śmiały

Dzieciom daleko było do śmiechu, kiedy wrzeszczeliśmy wniebogłosy, jakby ktoś nas obdzierał ze skóry. Prędzej same by uciekły podejrzewając, że to rodzic, który wygłasza rzeczone farmazony musiał nam zrobić coś strasznego. Swoją drogą, czy faktycznie wizja śmiejących się dzieci, których prawdopodobnie nigdy więcej nie zobaczymy na oczy, miała na nas zadziałać jak przestroga? Chyba nie działała.

Kiedy kłamiesz, twoje uszy robią się czerwone

Dziwne, że w tym momencie uszy rodzica nie rozpalały się do czerwoności. Może i posiadanie czerwonych uszu samo w sobie nie wydawało się straszne, ale działała obawa o to, że nasze kłamstwo zostanie odkryte. A nam, jako dzieciom, też nierzadko zdarzało się mijać z prawdą szerokim łukiem.

Nie rób min/zeza/nie wystawiaj języka bo ci tak zostanie

Trochę powygłupiać się można, ale bez przesady – nikt przecież nie chciałby przez resztę życia wyglądać jak Jaś Fasola. Wprawdzie nigdy nie spotykaliśmy kolegi/koleżanki, którym na stałe zawiesiłby się rozbieżny zez albo musieliby non stop paradować z wywieszonym językiem, ale lepiej nie kusić losu.

Bo pójdę bez ciebie!

Oj spróbowałby zostawić nas samych bez opieki w centrum handlowym albo na środku ulicy. Zaraz by się skończyło policją i opieką społeczną, więc koniec końców rodzic straciłby na tym więcej niż dziecko. Jako, że groźba ta nigdy nie została spełniona (a wypowiadana była wielokrotnie), zwyczajnie nie działała i kończyła się widokiem czerwonego ze wstydu rodzica, wlokącego za sobą wrzeszczącego malucha.

Jak byłam w twoim wieku, to się tak nie zachowywałam

Rodzice zazwyczaj starali się nam przedstawić siebie za młodu jako wzór cnót, świecący przykładem niemalże na kilometr. Wiadomo jednak, że tego rodzaju twierdzeń nie sposób zweryfikować, a na dziadków w takich sytuacjach nie zawsze można liczyć. Niektórzy może i wierzyli, że ich matki w młodości przędły na wrzecionach, a ojcowie polowali na jelenie, ale większość chyba już wtedy podejrzewała, że dość mocno podkręcają swoje idealne wizerunki.

Mama i tata też już idą spać

I że niekoniecznie kładą się spać zaraz po tym, jak zamkną drzwi dziecięcego pokoju. Oczywiście nikt nie wymagał od nich, by informowali dziecko ze szczegółami, co takiego zamierzają robić przed zaśnięciem, no ale – kłamstwo to kłamstwo. Taka obietnica miała na celu zapewnienie malucha, że dalsze szaleństwa nie będą już możliwe – światła w całym domu po prostu zgasną. I wtedy będą mogli szaleć rodzice.

Jak nie zjesz, to nie urośniesz

I już przez całe życie będziesz sięgał głową lekko ponad stół, a twoje stopy nie wyjdą z butów rozmiaru 27. Szkoda, że wtedy ze strachu – i z zamkniętymi oczami, które miały zniwelować smak rozgotowanej marchewki – zjadaliśmy niesmaczny posiłek do końca. Przecież dziś z chęcią zamienilibyśmy się z tymi maluchami, których największym problemem jest zajęta huśtawka. Nie urosnę? Dobra! To nie jem!

Jedz marchewki, będziesz lepiej widzieć!

Możliwe, że nawet w ciemnościach! Oczywiście marchew jest wartościowym warzywem – także dla naszego wzroku (zawiera beta-karoten, który jest przekształcany w witaminę A, a ta służy oczom) tyle, że podobne właściwości wykazuje wiele innych produktów, jak chociażby sałata, mleko, ser, itp. Marchewkowa „legenda” pochodzi podobno z czasów II wojny światowej – brytyjscy inżynierowie opracowali radar, który z niezwykłą precyzją namierzał obiekty niemieckie. Gdyby wrogowie dowiedzieli się o urządzeniu, mogliby stworzyć podobne. Brytyjczycy puścili więc w obieg informację mówiącą, że ich piloci mają doskonały wzrok dzięki marchewkowej diecie. Na zdrowie żołnierze!

Nie siedź blisko telewizora, bo zniszczysz sobie wzrok!

Chyba każdy z nas słyszał to hasło od rodziców. A może i sami zdążyliśmy już uraczyć nim dziecko? Tymczasem prawda jest taka, że to wcale nie szkodzi. W każdym razie nie bardziej niż siedzenie blisko okna, szafy czy stołu. Telewizor nie wytwarza żadnego dodatkowe promieniowania, które wpływałoby negatywnie na ludzki organizm znajdujący się w pobliżu (współczesny nie wytwarza go ogóle). Skąd więc takie przekonanie? Z lat 60. kiedy to jedna z firm elektronicznych wypuściła na rynek serię wadliwych telewizorów – odbiorniki emitowały nawet do 100 000 razy silniejsze promieniowanie, niż to mieszczące się w normach. Pytanie, ilu z nas faktycznie miało styczność z takim telewizorem…

Nie czytaj po ciemku, bo zepsujesz sobie oczy!

Oj dbali rodzice o te nasze oczy, dbali. Zalecenie, by zaświecić światło do czytania można zresztą usłyszeć do dzisiaj. Zaświeć światło, jak czytasz! – z takim poleceniem wręcz trudno się kłócić. Tymczasem czytanie przy słabym świetle czy też czytanie tekstów o drobnej czcionce wcale nie wpływa na wzrok negatywnie. W takich warunkach źrenice się rozszerzają, zachowując swoje właściwości. Czytanie jest faktycznie bardziej wyczerpujące – oczy męczą się szybciej, co może skutkować ich zaczerwienieniem, ale to jedynie chwilowy dyskomfort.

Nie jedz gorącego ciasta bo ci się przyklei do żołądka

Albo z innych nieznanych nikomu powodów – ciasta wyjętego prosto z pieca jeść nie wolno było i już. Dzisiaj wiemy, że nie istnieją żadne naukowe publikacje, które twierdziłyby, że spożywanie ciepłego ciasta lub innych ciepłych pokarmów mogłoby powodować jakiekolwiek dolegliwości. Jedzenie ciepłego (ogólnie) odradza się osobom o szczególnie wrażliwym żołądku (choroba wrzodowa żołądka i dwunastnicy, niestrawność czynnościowa). Wysoka temperatura może go podrażnić i spowodować uczucie dyskomfortu. Mowa w szczególności o ciastach drożdżowych – w podwyższonej temperaturze zwiększa się aktywność enzymatyczna drożdży, co może niekorzystnie wpływać na błonę śluzową żołądka. Nie masz wrzodów? Na zdrowie!

Nie połykaj gumy do żucia, bo będzie ci zalegać w żołądku przez lata

A tam jest już przecież ciasto drożdżowe. Twierdzenie o gumie do żucia jest dość powszechne – na tyle, że jej losy po przejściu przez nasze gardło faktycznie wydają się być misterną tajemnicą. Wiele osób nadal wierzy, że połknięcie gumy jest poważnym zagrożeniem dla zdrowia człowieka. Jaka jest prawda? Nasz organizm faktycznie nie trawi tej gumy, ale na szczęście wydala ją bez większych problemów. Szkoda, że w dzieciństwie myśleliśmy inaczej, bo nie przyklejalibyśmy wyżutej balonówy pod ławką albo krzesłem z obawy o to, że trzeba wypluć, zanim przypadkiem się połknie.

Jeśli zjesz pestkę, to w żołądku urośnie ci drzewo

W to chyba mało kto wierzył, ale słyszał na pewno niejeden. Swoją drogą – trudno powiedzieć, dlaczego rodzice straszyli nas w ten sposób. Pewnie wtedy uważano jeszcze, że pestki owoców są niejadalne, ewentualnie ciężkostrawne. Dzisiaj już wiemy, że stanowią bogactwo wartościowych składników odżywczych. Pozytywne właściwości znajdziemy nie tylko w pestkach dyni czy słonecznika, ale także jabłka, arbuza czy winogron (oczywiście co innego te duże – pestki moreli, brzoskwini, śliwek czy czereśni lepiej sobie odpuścić).

Jak nie posprzątasz swoich zabawek, to wyrzucę je na śmietnik

Tyle, że wyrzucenie też wymagałoby od rodzica zebrania zabawek z podłogi, więc koniec końców to mało logiczna groźba. Poza tym konieczność zakupienia nowych egzemplarzy (inaczej o świętym spokoju będzie można co najwyżej pomarzyć) też nie bardzo się kalkuluje. Może lepiej było powiedzieć, że zabierze je ten pan/pani/Baba Jaga – skoro już po nas przyjdą, to mogli by przy okazji posprzątać.

Nie będzie bolało!

Tym raczono nas zwykle przed szczepieniem, pobieraniem krwi albo dentystą. Bolało – bardziej niż powinno. Dlaczego? Bo nie spodziewaliśmy się bólu. Gdybyśmy wiedzieli co nasz czeka, być może zacisnęlibyśmy zęby i postanowili udowodnić światu, że „damy radę”. Ból nas zaskoczył i nie pozwolił się przygotować. Jaki jest sens w zapewnianiu dziecka, że coś, co z całą pewnością je zaboli, nie będzie bolesne..? Do dzisiaj nie wiadomo.

W telewizji skończyły się bajki

W zasadzie to nic już nie leci, a do tego pilot przestał działać. Z takimi argumentami nie pogadasz. Oczywiście za naszych czasów rodzice mogli mieć rację – bajki (a w zasadzie jedna) kończyły się na Dobranocce, a pilota nie było w ogóle. Ale dzisiaj – jeśli dziecko ma już świadomość istnienia kanałów dedykowanych najmłodszym, może uwierzyć co najwyżej w całkowity brak prądu (i radź sobie rodzicu z kilkulatkiem w ciemnościach).

Jak widać, nasze dzieciństwo obfitowało w nieco więcej kłamstewek, niż to o Świętym Mikołaju. A jak jest u Was? Czy zawsze jesteście w 100% szczerzy w kontaktach ze swoimi dziećmi?