Jak wygląda poród – wspomnienia mam

Wspomnienia z porodu mogą być bardzo różnorodne i indywidualne dla każdej kobiety. Jak swój poród wspomnianą znajome mamy?

mama i noworodek po porodzie


Podziel się na


Gdy pierwsza ekscytacja dwoma kreskami na teście ciążowym mija, powoli dopada cię lęk na myśl o porodzie.  Obawiasz się, czy znajdziesz w sobie wystarczająco dużo siły, by urodzić dziecko i zastanawiasz, jak to właściwie wygląda w praktyce. Naprzeciw twoim pytaniom i wątpliwościom wychodzą trzy mamy: Marta, Terenia i Justyna, które opowiadają, jak wyglądał ich poród.

Marta

„Zaczęło się niewinnie od niezbyt bolesnych skurczy. Byłam pewna, że to przepowiadające, tym bardziej, że do terminu zostało mi jeszcze 10 dni. Prowadzę własną działalność, biuro mam kilkaset metrów od domu, a że przez całą ciążę czułam się super i zaglądałam do firmy dość często, spokojnie wybrałam się tam i tego dnia. Trochę mnie pobolewało, ale przecież nie miałam zamiaru się przemęczać.

Nie wytrzymałam nawet do przerwy na lunch. Koleżanki ledwo wpakowały mnie do taksówki, mąż dojechał do szpitala równocześnie ze mną. Już na korytarzu odeszły mi wody. Skurcze miałam co 6 minut, ale rozwarcie malutkie, bo ledwie 2 cm. Pierwszy etap porodu trwał 13 godzin, czułam się słaba, skurcze się nasilały, a „w dole” miałam uczucie ciągnięcia. Nie mogłam leżeć, więc chodziłam po korytarzu tam i z powrotem, wzięłam prysznic, a że akurat była wolna wanna, położna mnie do niej zabrała i pomogła wejść. Tam – totalna ulga. Wprawdzie nadal bolało, ale skurcze były zdecydowanie mniej odczuwalne. Położna robiła mi co jakiś czas masaż, a na koniec przyszedł lekarz i zbadał rozwarcie.

Było już 9 cm, więc od razu wziął mnie na porodówkę. Sam poród trwał pół godziny, trochę popękałam, więc bolało dodatkowo, nie chciałam znieczulenia.

Cały czas był przy mnie mąż – trochę panikował, ale wsparcie, które mi dał było ogromne. Wspólny poród bardzo nas do siebie zbliżył. Synek urodził się bez komplikacji, dostał 10 punktów. Łożysko urodziłam nie wiadomo kiedy, trzymałam wtedy małego na rękach i byłam nim taka zaabsorbowana, że nawet się nie zorientowałam, że już po wszystkim. Przez godzinkę byliśmy tylko we troje, potem mnie pozszywali, a mąż w tym czasie kąpał synka. Później ja i Igorek trafiliśmy na salę poporodową. Gdy mały był badany, padłam jak mucha. Obudzono mnie na karmienie, przewijaniem zajęła się pielęgniarka, a gdy przyszedł mąż, pielęgnowaliśmy synka już sami.

Poród był dość wyczerpujący, ale nie bolało tak bardzo, jak straszyły mnie ciotki i kuzynki. Zdaje się, że nic, co jest nam dane, nie przerasta naszych możliwośc.

noworodek po porodzie

Terenia

„Od połowy ciąży wiedziałam, że urodzę przez cesarskie cięcie. Jestem dość drobna, mam wąską miednicę, więc lekarz stwierdził, że nie ma co ryzykować i mnie męczyć. Z jednej strony byłam zadowolona, bo nie będzie bólu, a poród mnie nie dopadnie nagle, ale z drugiej to jednak nie jest zgodne z naturą. No ale najważniejsze było zdrowie.

Termin mieliśmy wyznaczony na 22 października, to była sobota. Dopakowaliśmy z partnerem torbę i spokojnie pojechaliśmy do szpitala. Trochę się naczekaliśmy w poczekalni, bo było jakieś zamieszanie w szpitalu, brakowało lekarzy, gdzieś zgubił się „mój” anestezjolog. W końcu zrobili mi lewatywę, położyli na łóżku i założyli cewnik. Przerażało mnie znieczulenie, ale koniec końców, poczułam tylko lekkie uczucie w krzyżu i już było po wszystkim.

Lekarze w ogóle się nie odzywali, a gdy zapytałam, jak idzie, kazali być cicho – to nie było miłe. Gdy wyciągali córeczkę czułam mocne ciągnięcie, zdążyłam tylko rzucić okiem na małą i już ją zabrali.

Wstałam po 13 godzinach od porodu – straszny dyskomfort, bo cały czas miałam cewnik i kroplówkę, w dodatku krwawiłam, a chodzić musiałam, żeby się trochę rozruszać. Po 5 godzinach przynieśli mi małą i już do końca sama się nią zajmowałam, bo pielęgniarki, niestety, w ogóle nie poczuwały się do pomocy, choć widziały, że jestem słaba i mnie boli. Mimo braku bólu nie wspominam porodu, a raczej pobytu w szpitalu i opieki zbyt dobrze. Mam nadzieję, że kolejną ciążę uda się rozwiązać w normalniejszych warunkach i pod okiem milszego personelu”.

noworodek z mamą po porodzie

Justyna

„Od początku starań o dziecko marzyłam, żeby urodzić naturalnie. Początkowo myślałam o zwykłym porodzie siłami natury, ale kiedy znajoma położna opowiedziała mi o zaletach porodu w wodzie, wiedziałam, że to jest to, czego chcę. Wszystkie „dzieciate” przyjaciółki mi to odradzały – że ryzykowne, że wymyślam, że lepiej normalnie, ale uparłam się i modliłam, żeby ciąża przebiegała prawidłowo, bo tylko wtedy – jak powiedział lekarz – będzie to możliwe.

Pierwsze skurcze poczułam w nocy, gdzieś koło 2, obudziło mnie silne napięcie w brzuchu. Zaczęłam liczyć czas i wyszło, że pojawiają się regularnie co 7 minut. Zdążyłam jeszcze coś przekąsić i poszłam do oddalonego o 200 m od mojego bloku szpitala. Lekarz mnie zbadał i stwierdził, że nie ma jeszcze żadnego rozwarcia i żebym wróciła do domu, bo jeszcze nie czas. Wróciłam więc, położyłam się spać, ale koło 7 rano skurcze znów mnie obudziły, tym razem silniejsze i częstsze, co 4 minuty. Bolało przeraźliwie, a to był dopiero początek! Na fotelu okazało się, że rozwarcie jest już na 2 palce. Potem wszystko potoczyło się szybko. Nie mogłam chodzić z bólu, skurcze pojawiały się co 2 minuty i wydawało mi się, że trwają wiecznie. Do tego wanna była zajęta i bałam się, że jednak będę rodziła normalnie. Na szczęście udało mi się w końcu do niej wejść i trochę się rozluźnić.

Akcja porodowa przebiegła dość sprawnie. Rodziłam 6 godzin, przy czym na zmianę leżałam na porodówce i wchodziłam do wanny na pół godziny.

Urodziłam w pozycji kucająco-klęczącej, po zaledwie 3 parciach, woda była cieplutka, łagodziła ból, choć i tak był dość silny. Widok dziecka wyskakującego ze mnie do wody cudowny. Synek nie odczuł żadnego wstrząsu, przeszedł z naturalnie wodnego środowiska prosto do wody, a potem od razu zapłakał, dostał dyszkę! Podczas porodu nie popękałam, miałam tylko małą rankę, a po wszystkim wydaje mi się, że szybciej doszłam do siebie niż koleżanki z sali poporodowej, które rodziły naturalnie. Jeśli uda mi się jeszcze zajść w ciążę, mam nadzieję, że nie będę musiała rodzić „na sucho”.