O tym, kiedy zabrać dziecko do kościoła po raz pierwszy, decydują sami rodzice. Nawet przekonanie, że bardzo dobrze znamy naszego malucha nie musi oznaczać, że przewidzimy jego zachowanie w kościele.
Zanim zdecydujemy się na zapoznanie swojego maluszka z wnętrzem kościoła może się bowiem okazać, że wizyta musi się odbyć wcześniej, niż planowaliśmy. Święta, ślub, komunia, chrzciny, bierzmowanie – okazji może być wiele. Tymczasem branie malucha na „głęboką wodę” (takie uroczystości trwają dłużej i zawierają wiele dodatkowych, niekoniecznie jasnych dla dziecka elementów) nie jest najlepszym pomysłem. Może się tam nudzić, a to nie zbuduje pozytywnych skojarzeń na przyszłość.
Przed pierwszą wizytą
Pomyślmy więc o tym, aby któregoś dnia, niekoniecznie w czasie świąt, czy w niedzielę (w dzień powszedni będzie tam spokojniej) zabrać dziecko na mały spacer do świątyni. Spróbujmy oswoić go z tym miejscem, podejdźmy do ołtarza, postarajmy się wytłumaczyć, co dzieje się na nim w czasie mszy. Wytłumaczmy, że to dom Boga i by ten usłyszał prośby tak wielu zgromadzonych w nim ludzi, potrzebuje ciszy i spokoju. A przecież ludzie przychodzą tam z naprawdę wieloma troskami. Zaproponujmy maluchowi, by sam także wymyślił, o co będzie prosił Boga podczas mszy świętej.
Jeżeli obawiamy się pierwszej wizyty, nic nie stoi na przeszkodzie, aby zrobić kilka prób w domu. Możemy do tego wykorzystać np. transmisję mszy świętej, emitowaną w telewizji czy Internecie. Podczas takiej zabawy instruujemy dziecko, co można, a czego nie wolno robić w kościele, a więc nie jemy, mówimy szeptem, klękamy i wstajemy na zmianę.
Na miejscu
Na początek warto wybrać krótkie nabożeństwo. Jakie – to zależy od pory roku liturgicznego, ale zawsze można się zdecydować na mszę świętą w dzień powszedni – jest krótsza, niż te niedzielne. Poza tym, warto zadbać o to, aby pierwsza wizyta kojarzyła się dziecku pozytywnie. Dobrym pomysłem na początek jest więc msza, przeznaczona specjalnie dla maluchów. Tam wszystko jest w jakiś sposób dopasowane do rozumienia i… wytrwałości najmłodszych. Na takich, bardziej dynamicznych ceremoniach dzieci się nie nudzą, odpowiadają na pytania, uczą się piosenek. Poza tym, to także komfort dla samych rodziców! Kiedy maluch nagle zacznie płakać, rzesza wyrozumiałych rodziców to znacznie lepsze towarzystwo niż bardzo miłe, ale czasem szybko tracące cierpliwość starsze panie.
Nie w każdej jednak, szczególnie mniejszej parafii, takie nabożeństwa się odbywają. Nie oznacza to wcale, że tradycyjna msza jest dla dziecka wyzwaniem nie do pokonania. Warto jednak przyjść do kościoła nieco wcześniej. Przychodzenie na ostatnią chwilę nie jest najlepszym pomysłem. Wtedy z pewnością nie zajmiemy dogodnego miejsca, a dziecko może być przestraszone tłokiem i nadmiarem wrażeń. Dobrze jest więc zająć takie, które w razie potrzeby będzie nam łatwo opuścić. Oczywiście to nie znaczy, że musimy stać w przysłowiowych drzwiach. Wtedy maluch z pewnością niewiele zrozumie z ceremonii i takie doświadczenie w zasadzie nic nie wniesie do jego życia. Najlepiej więc, jeśli jest taka możliwość, zająć miejsce w nawie bocznej kościoła. Przed mszą przypominamy dziecku wcześniejsze zabawy i uprzedzamy o tym, że za chwilę wierni zaczną głośno śpiewać. Możemy także poprosić malca o to, by starał się zapamiętać jak najwięcej szczegółów z ołtarza, a potem w domu – poprosić o jego narysowanie.
Oczywiście do kościoła idziemy z dzieckiem z założeniem nauczenia go modlitwy w tym wyjątkowym miejscu. Jednak nie warto liczyć na to, że malec będzie w stanie skupić uwagę na mszy przez około godzinę. Zabierzmy więc ze sobą jakąś zabawkę czy książeczkę, która uratuje nas w przypadku zbliżającej się „katastrofy”. Nie musi to być przecież bajka o misiach, ale np. „święta” książeczka dla najmłodszych. Znajdziemy takie w sklepach z dewocjonaliami. Dobrze też pomyśleć o butelce z soczkiem czy wodą. Nie przejmujmy się, że w kościele nie wypada spożywać posiłków. Malucha na razie nie obowiązują wszystkie, panujące tam zasady.