Rok niekupowania niczego. O życiu etycznym i ekologicznym

Życie ekologiczne i etyczne często okazuje się też… ekonomiczne.

Rodzice ekologiczni


Podziel się na


Nie kupuję tego!

Trafiłam kiedyś na amerykański dziennik kobiety (Judith Levine, Not Buying It), która postanowiła zrezygnować z napędzania konsumpcji i przez rok kupowała tylko produkty pierwszej potrzeby. Książki pożyczała z biblioteki i od przyjaciół, ubrań miała tyle, że starczyłoby jej jeszcze na parę lat. Podczas tego roku udało jej się odpowiedzieć na ważne pytanie: jaka jest różnica między potrzebą a zachcianką?

Takie zachowanie wpisuje się w wielki ruch Slow. Slow Life, Slow Food wybierają ludzie, którzy chcą swoje życie przeżyć po swojemu, nie pod dyktando działów marketingu wielkich koncernów. Paradoksalnie, życie z małym dzieckiem sprzyja życiu Slow. Dziecko uczy nas, że można świetnie bawić się balonikami za grosze i spędzić miłe popołudnie, obserwując zwierzęta. Poza tym przy dziecku staramy się być lepsi niż jesteśmy, żeby przekazać mu dobre wzorce. Potraktujmy je więc jako ważny powód, żeby poprawić jakość naszego życia.

Detoks z przedmiotów

Slow Life chętnie idzie w parze z ruchem Fair Trade. W morzu polskiego narzekania zapominamy, że należymy do uprzywilejowanej części społeczeństw. Jak żyć, żeby przynajmniej nie krzywdzić wyzyskiem tych gorzej urodzonych? Najtrudniej jest z dziecięcymi ubrankami, które w większości produkowane są w Chinach. Co zrobić, żeby moje dziecko nie chodziło w ciuszkach szytych przez inne dziecko? Naciskać na naszych dostawców, żeby uczciwie wynagradzali producentów towarów w innych częściach świata, albo… kupować u siebie.

To prawda, że ubrania dla dzieci ze znakiem Fair Trade są wyraźnie droższe i trudno zbudować z nich całą garderobę. Na szczęście polscy producenci szyją coraz ładniejsze rzeczy, a kolejnym Eko-rozwiązaniem jest wybieranie rzeczy używanych, a jeszcze nie całkiem zużytych.

Zamożni miejscy rodzice nie przepadają za grzebaniem w second handach, chętnie za to uczestniczą w modnych ostatnio swap-parties. Tu poprzedni właściciel jest znany, jak w rodzinie. Na dodatek samemu można pozbyć się nielubianych i nieprzydatnych przedmiotów. To przecież renesans najstarszej formy handlu – wymiennego! Nową jego odmianą – i przy okazji świetną zabawą dla całej rodziny jest swap party rzeczy dziecięcych, w mniejszym lub większym gronie ‘dzieciatych’ znajomych. Możemy powymieniać się ciuszkami i zabawkami – to lepsze niż chowanie ich do piwnicy, żeby dzieciaki o nich zapomniały i za jakiś czas odkryły na nowo.

Mądrzy rodzice wybierają coraz częściej mądre, ekologiczne zabawki, które nie uczą dziecka hałasowania i agresji. Ekologiczne zabawki – w odróżnieniu od produkowanych masowo w Chinach pluszaków i plastików – są często wykonywane ręcznie przez polskich producentów. Znalazłam nawet firmę, która wykonuje drewniane repliki zabawek XIX-wiecznych i przedwojennych, które wcale nie są droższe niż skomplikowane maszyny z dziecięcych marketów.

Ekologiczne zabawki

Ekologia czy ekonomia?

Życie Slow jest też bliskie szeroko pojętemu ruchowi ekologicznemu. I znowu: skoro mamy dziecko, nie możemy już dłużej być samolubni i myśleć, że po nas choćby potop. Trzeba chociaż w minimalnym stopniu zatroszczyć się o środowisko – dla naszych dzieci. Wprowadźmy w domu nawyk oszczędzania prądu i segregowania śmieci – nawet, jeśli nikt inny w okolicy tego nie robi. Unikajmy plastiku: coraz więcej badań potwierdza szkodliwy wpływ na nasze zdrowie bisfenolu A, obecnego w plastikowych butelkach. Dzieci chętnie angażują się w dzielenie i wrzucanie odpadów do odpowiednich pojemników: niebieskich, zielonych, żółtych…

Jeśli możemy, wybierajmy jedzenie produkowane w pobliżu własnego miejsca zamieszkania i sprzedawane w małych punktach, a nie zwożone najpierw do magazynów centralnych hipermarketów, a potem rozwożone po sklepach w całym kraju. Taka żywność musi mieć chemicznie przedłużoną trwałość, bo inaczej nie wytrzymałaby tej podróży. A poza tym zbędny transport truje środowisko.

Jak uniknąć eko-podróbek? Pamiętam awanturę z siecią kawiarń Costa w roli głównej – tylko mały procent z pieniędzy, które ludzie dopłacali do kawy Fair Trade był rzeczywiście przekazywany producentom. No cóż, ufajmy certyfikatom: ktoś zdjął z nas ciężar mozolnego przekopywania się przez etykiety i sprawdzania dostawców. Można wierzyć certyfikowanym produktom z unijnym znakiem EcoCert albo Rolnictwa Ekologicznego, dostępnych choćby w sklepach ze zdrową żywnością. Robiąc tam zakupy, szybko odczujemy, jak oko odpoczywa od agresywnej reklamy i wszechobecnych logo wielkich firm.

Życie ekologiczne i etyczne często okazuje się też… ekonomiczne. Wydajemy mniej, tylko inaczej niż chcieliby spece od neuromarketingu, dlatego nie ma co obawiać się, że te wielkomiejskie fanaberie zrujnują nam budżet.

Nie chodzi także o ekologiczny terror; wybierzmy te rozwiązania, które są nam bliskie i łatwo wykonalne. Metodą małych kroków można zdziałać wiele, a zdrowe i etyczne życie przyniesie Wam mnóstwo satysfakcji – z robienia czegoś dobrego. Nie tylko dla siebie.