– Dlaczego ona wciąż płacze? – pytałam męża, sfrustrowana nieustającym płaczem pierwszego dziecka.
W szkole rodzenia naopowiadali mi, że są rożne rodzaju płaczu: inny, jak dziecko jest głodne; inny, jak ma mokro lub jeszcze inny, gdy chce po prostu przytulenia – nie mówiąc już o kolejnym rodzaju, gdy jest mu np. za gorąco. Lista rodzajów płaczu okazała się długa, jak makaron z mojego wczorajszego spaghetti. Podsumowując, prowadząca szkołę rodzenia zapewniała, żebyśmy się nie martwili, bo matka zawsze rozpozna płacz dziecka i jego potrzeby.
– Co ze mnie za matka?! – wyrzucałam sobie, nie potrafiąc rozpoznać przyczyny płaczu córki. Godzinami nosiłam ją na rękach, a ona wciąż płakała. Przewijałam, karmiłam, sprawdzałam temperaturę (zarówno powietrza w pokoju, jak i dziecka). Wszystko wydawało się być w porządku, a moje dziecko wciąż płakało. Zaczęło rodzić się we mnie poczucie winy, że nie potrafię zaspokoić jego potrzeb. Potem przeszedł czas na bunt i obwinianie innych: Mówili, że będę wiedziała, że potrafię, bo każda matka potrafi. Na końcu była bezradność i rozpacz: Dlaczego nie potrafię pomóc własnemu dziecku. Co ze mnie za matka?! – powtarzałam w nieskończoność.
Początki mojego macierzyństwa nie były łatwe mimo, że córka była wyczekiwana i od początku obdarzana wielką miłością.
– Wiesz, kochanie, dzieci powinny rodzić się z instrukcją obsługi – mówił do mnie mąż – O ile życie byłoby łatwiejsze, gdybyśmy wraz z dzieckiem dostawali karteczkę:
„Dziecko – małe stworzonko o nietypowej urodzie, które wydaje odgłosy o wysokiej częstotliwości. W przypadku, gdy usłyszymy jeden z tego typu odgłosów, należy (załącznik 1) spokojnie podejść do małej istoty, uśmiechnąć się i spokojnym głosem powiedzieć:
– Teraz zmienię ci pieluszkę.
Nie licząc na jakąkolwiek odpowiedź, nadal spokojnie rozpiąć rzepy pieluszki znajdującej się na brzuchu dziecka, zdjąć, wytrzeć chusteczką przeznaczoną do tego celu, następnie – nie zważając, czy wysokie dźwięki ustają, czy nie – wyjąć z paczki czystą pieluszkę, wsunąć prawą rękę (jeżeli jesteśmy praworęczni) pod pupę dziecka, szybkim ruchem lewej ręki podłożyć pieluchę, powoli opuścić pupę, przełożyć pozostałą część pieluchy miedzy nóżkami dziecka, zapiąć rzepy, ubrać, przytulić. Wysokie dźwięki powinny ustać. Jeżeli wciąż nie ustają, nakarmić dziecko, postępując zgodnie z instrukcją zawartą w załączniku 2. Jeżeli i to nie przyniesie ciszy (istnieje możliwość zabrudzenia pieluszki podczas wykonywania czynności zawartych w załączniku 2), należy wtedy powtórzyć czynność opisaną w załączniku 1”.
Tak się zastanawiam – ilu stronicowa musiałaby to być instrukcja?
Musielibyśmy też wyjść z założenia, że potrzeby wszystkich dzieci są takie same. Chyba wolę sama – stopniowo – uczyć się z córką siebie nawzajem.
Początki mojego macierzyństwa były bardzo trudne, ale przecież miłość rodzi się czasem właśnie w takich warunkach. Chyba nie zamieniłabym tego na żaden długi, bezosobowy podręcznik.
Bogatsza o te doświadczenia, nie zapewniam moich kursantek w szkole rodzenia, że zawsze będą wiedziały, czego chce ich dziecko. Wolę im powiedzieć: Czasem może być ciężko, ale to minie. Dacie radę, bo kochacie własne dzieci. Trudne chwile szybko miną, a Wy zapamiętacie to, co było najpiękniejsze. Bo tych wspaniałych, pięknych chwil będzie zdecydowanie więcej