Mały Książę zostaje ojcem

Kiedy go poznałam, był już dorosły, ale jeszcze jak chłopiec – delikatny, wrażliwy, z głową pełną ideałów. Nie wiem, czemu, ale przypominał mi Małego Księcia – tak o nim myślałam od pierwszej chwili.



Podziel się na


Zdziwiłam się, kiedy pewnego razu, patrząc na biegające dzieciaki, z wielkim przekonaniem powiedział, że nigdy nie będzie miał dzieci. Bo nie umiałby być dobrym ojcem.

Mały Książę mężczyzną

Kiedy stał się mężczyzną? Nagle. Bez przygotowania. Dokładnie w tym momencie, kiedy dowiedział się, że będzie ojcem. Mały Książę ojcem, czy to w ogóle możliwe? Spotkałam się z nim tego dnia. Był zmieniony. Poważny i skoncentrowany. I było w nim też coś niesamowitego – wewnętrzny spokój i radość. Wyliczał po kolei, co teraz musi zrobić – znaleźć lepszą pracę, mieszkanie, zmienić samochód na większy. Wyjął z kieszeni spodni malutkie pudełeczko. – Myślisz, że się jej spodoba? – zapytał nieśmiało, stając się jeszcze na chwilę Małym Księciem i podał mi pierścionek. A ten był idealny, stworzony dla Anki, zupełnie inny od wszystkich pierścionków zaręczynowych, jakie widziałam. Czułam, że był szczęśliwy.

Pielęgnowanie róży

Widziałam ten blask w jego oczach, kiedy po raz pierwszy zobaczył dziecko na ekranie monitora. – O tu, tu, widzisz tą małą kropeczkę? To nasze dziecko – uparcie pokazywał mi pierwsze zdjęcie USG, na którym pewnie tylko lekarz był w stanie dostrzec tą właściwą kropeczkę. Głaskał Ankę po brzuchu w tak czuły, że aż wzruszający sposób. Lubiłam ich obserwować, patrzeć, jak stają się rodzicami, jak on staje się ojcem.

Prawie każdy mężczyzna chce mieć syna. A ja wiedziałam, że on marzy o córce. I choć nigdy do tego się nie przyznał, godzinami siedział przed kalendarzem i myślał, jak powinna mieć na imię. Anka przez całą ciążę mówiła do dziecka Maja. On po ciuchu nazywał ją zupełnie innym imieniem…

Kiedy okazało się, że ciąża jest zagrożona, Anka musi leżeć, przyjmować leki i właściwie nie wiadomo, jak to będzie – gorąco się modlił, a przecież nie wierzył w Boga. Złościł się potwornie, kiedy Anka wstawała z łóżka – przecież lekarz zabronił. Pamiętam, że zaczytywał się wtedy w książce Dekkersa „Poczwarka. Od dziecka do człowieka”. Najlepsze fragmenty lubił cytować na głos:

Dziecko to zupełnie inna istota. To larwa. Nie próbuj wychowywać larwy na człowieka, bo i tak ci się nie uda, pomóż jej raczej być dobrą larwą, to sama dojdzie do tego, jak przepoczwarzyć się w człowieka. A do tego czasu najlepiej traktować ją tak, jakby należała do innego gatunku. To najbardziej pokrywa się z rzeczywistością.

Wybuchałyśmy wtedy z Anką śmiechem, bo jak tu jej ukochaną Maję porównywać do larwy? Ale obie wiedziałyśmy, że on tej małej larwie najlepiej jak umie pomoże być dobrą larwą, a potem i dobrym człowiekiem.

Byłam w szpitalu tego samego dnia, kiedy urodziła się mała. Trzymał ją na rękach. Patrzył na nią z uwielbieniem i dumą. Oczy mu migotały. Był ojcem…

Mały Książę i jego Róża

Widuję ich często. I lubię na nich patrzeć. Zawsze prowadzi Różę za rączkę. Jest w nich jakiś blask, niewidzialna więź, wielka moc. Chociaż nie jest już chłopcem, nadal przypomina mi Małego Księcia. On jest Małym Księciem a ona jego Różą – najpiękniejszą i najważniejszą na świecie, kruchą, delikatną, choć czasem grymaśną i wybredną.

On ją oswoił i każdego dnia pokazuje jej, co znaczy kochać. On jest jej pierwszym i najważniejszym mężczyzną. Bo miłość ojca do dziecka to jak dotknięcie wielkiej tajemnicy życia…

***

Oczywiście, jeśli chodzi o moją różę, to zwykły przechodzień mógłby pomyśleć, że jest ona do was podobna. Ale ona jest ważniejsza niż wy wszystkie razem wzięte, bo tylko ja ją podlewałem. Bo ją jedną nakrywałem kloszem, bo ją jedną osłaniałem parawanem. Bo tylko na niej tępiłem gąsienice (zostawiając dwie czy trzy na motyle). Bo tylko jej słuchałem, jak się żali, jak się przechwala, czy nawet jak milczy. Bo to jest moja róża.

(Mały Książę)