Zielone przedszkola – moda na „wczasy od dzieci”?

Urlop to dla rodziców czas wyczekiwany – będą mogli spędzić kilkanaście dni ze swoim dziećmi. Część rodziców rozważa urlop również od dziecka.

dzieci na plaży


Podziel się na


Każdy z nas marzy czasem o chwili dla siebie. O tym, żeby rozłożyć się wygodnie na kanapie/leżaku, otworzyć butelkę wina i – stracić kontrolę. Nie, nie chodzi o to, żeby odzyskać ją dopiero za dwa dni i nie być w stanie odtworzyć scenariusza ostatnich kilkunastu godzin. Chodzi po prostu o to, żeby przestać myśleć o tym, co trzeba i nasłuchiwać dźwięków płynących z dziecięcego pokoju. Zrzucić ciężar odpowiedzialności i poczuć się tak w stu procentach wolnym.

Jedni marzą, inni – realizują swoje marzenia. Mowa o rodzicach, którzy decydują się na wysłanie swoich dzieci na tzw. zielone przedszkole. Chodzi o wyjazd organizowany na wzór zielonej szkoły – z tą różnicą, że wyjeżdżają nieco młodsi „urlopowicze” (dzieci w wieku przedszkolnym). Dziecko wyjeżdża z grupą kilkunastu innych maluchów na kilka dni. W tym czasie pozostaje pod opieką pań opiekunek i spędza czas aktywnie – głównie na zabawie na świeżym powietrzu. Czy ma kontakt z rodzicami? To zależy od nich samych – jedni decydują się na codzienną krótką rozmowę, inni wolą porozmawiać – ale z opiekunką. Dowiedzieć się, czy wszystko u malca w porządku, jak się czuje i co robi, ale nie narażać się na niepotrzebne wybuchy „histerii”. Czasami kontakt ogranicza się do codziennego smsa lub e-maila ze zdjęciami od opiekunów.

Kocham mojego synka najbardziej na świecie, ale czuję się zmęczona. Zwyczajnie wyeksploatowana. Wiem, że te kilka dni bardzo dużo mi da.

chłopcy w morzu

To wszystko dla dziecka

Czy aby na pewno? Rodzice w większości tak właśnie argumentują swoją decyzję o zorganizowaniu pociesze (a raczej sobie) osobnych wczasów. Kiedyś trzeba przecież „odciąć pępowinę” i nauczyć dziecko samodzielności. Sam żłobek czy przedszkole to nie to samo – dziecko po południu wraca do domu i noc zawsze spędza z rodzicami. Tutaj malec przez kilka dni – i nocy – nie widzi rodziców w ogóle. Musimy przyznać, że nie do końca przekonuje nas podobna argumentacja. Zdecydowanie bardziej przemawia do nas ta przeciwna – tyle, że nie we wszystkich kręgach akceptowalna:

Kocham mojego synka najbardziej na świecie, ale czuję się zmęczona. Zwyczajnie wyeksploatowana. Mam dość wymagającą pracę i sporo obowiązków na głowie, a po powrocie do domu wcale nie jest lżej. Synek jest wyjątkowo energicznym dzieckiem, wymaga ogromnie dużo uwagi. Mąż często wyjeżdża – nie na długo, góra na dwa-trzy dni, ale wtedy wszystko jest na mojej głowie. Potrzebuję odpoczynku – zwłaszcza psychicznego. Wiem, że te kilka dni bardzo dużo mi da. Potrzebuję takiego zastrzyku energii – to mnie pozytywnie naładuje i pozwoli znaleźć siłę na kolejne miesiące w pracy. ___ Judita.

Dla rodziców, którzy nie mają „pod ręką” dziadków ani innych zaufanych osób taki wyjazd dziecka (czy bez dziecka) to często pierwsza okazja do spędzenia czasu sam na sam – bez malucha za ścianą. Rozumiemy i w pełni akceptujemy tę potrzebę – odradzamy jedynie rzucanie malca na głęboką wodę.

Zielone przedszkole – czerwone światło

Chodzi o to, że kilkudniowy wyjazd to nienajlepszy pomysł na pierwsze dłuższe rozstanie z rodzicami. Zanim zafundujemy dziecku chociażby jedną noc poza domem, powinniśmy je stopniowo przyzwyczajać do kilkugodzinnych rozstań. Kilkugodzinnych, a nie kilkudniowych – a już na pewno nie kilkunocnych. Noc to czas wyjątkowy – zwłaszcza dla dziecka. Nocą wszystko wydaje się trudniejsze, straszniejsze, wyobraźnia pracuje szybciej, a czas płynie wolniej. Zwłaszcza w nieznajomym otoczeniu, pod opieką nieznajomych ludzi. Kilkudniowy wyjazd to nie czas na sprawdzanie, jak dziecko sobie poradzi – można się na niego zdecydować dopiero, jeśli wiemy, ŻE dziecko sobie poradzi. Niektórzy rodzice argumentują swoją decyzję w ten sposób, że chcą dziecko zahartować, nauczyć samodzielności itp. Tymczasem zielone przedszkole w żadnym wypadku nie może być dla dziecka jakimkolwiek testem.

Jak przekonać się o tym, że malec sobie poradzi na „zielonym przedszkolu”? Małymi kroczkami.

Niech to będzie np. wcześniejsze nocowanie u dziadków czy „wujków”. Oczywiście to nie to samo, bo tutaj mamy do czynienia z osobami znajomymi, nie obcymi. Ale dziecko nabierze pewności, że fakt, iż rodzice nie wrócili po nie na noc nie oznacza wcale, że je zostawili. Zrozumie, że wrócą, a jemu pod ich nieobecność nic złego nie grozi. Rodzice z kolei będą mogli sprawdzić, czy noc poza domem to dla dziecka świetna przygoda czy raczej ogromna trauma. I dopiero po kilku takich epizodach – o ile zakończą się „sukcesem” – można pomyśleć o dłuższym wyjeździe dziecka bez rodziców.

kobiety na pikniku

A jeśli nie „zielone przedszkole”?

A jeśli zamiast sukcesu mamy „porażkę” – i to na całej linii? Dziecko, mimo że zna babcię/ciocię nie jest w stanie spokojnie zasnąć, budzi się w nocy z płaczem, woła rodziców itp. To znak, że na samodzielny wyjazd jest zdecydowanie za wcześnie. Po pierwsze, „eksperyment” najlepiej przerwać – skoro pierwsza noc okazała się dla dziecka zbyt ciężka, z kolejnych lepiej zrezygnować przynajmniej na jakiś czas. Po pewnym okresie można oczywiście podjąć kolejną próbę, ale wcześniej trzeba pozwolić dziecku zapomnieć o negatywnych emocjach, jakie wiązały się z noclegiem poza domem. Podsumowując: o wakacjach sam na sam, rodzice mogą zapomnieć. Niekoniecznie. „Zielone przedszkole” to naprawdę niejedyny sposób na udane wakacje „we dwoje”.

Na wakacjach we dwoje byliśmy ostatni raz jakieś 4 lata temu, przed urodzeniem się Mai. Wiem, że dziecko zmienia wszystko i nie cofnęłabym czasu za nic w świecie, ale kocham też mojego męża i chciałam znowu spędzić z nim czas sam na sam. Zrobić razem coś szalonego, jak dawniej. Zdecydowaliśmy się zabrać na wakacje opiekunkę, która zajmuje się Mają na co dzień. Mała bardzo ją lubi, dobrze na nią reaguje, my też rozumiemy się z nią bardzo dobrze. Czy to duży koszt? Niekoniecznie. W naszym przypadku chodziło jedynie o opłacenie opiekunce pobytu. Przecież nie chcieliśmy, żeby zajmowała się dzieckiem przez cały czas, ale jakieś 4 do 5 godzin dziennie. W pozostałym czasie mogła robić co chciała – wynajęliśmy jej pokój w tym samym ośrodku, ale na innym piętrze. Wyjazd bardzo się udał i w przyszłym roku na pewno to powtórzymy. _____eweLynn

Podsumowując: wczasy all inclusive w zamian za 4 godziny opieki nad dzieckiem – oferta godna rozważenia. A Wy, wybieracie się na urlop z dzieckiem czy bez? Czekamy na komentarze!