Bezstresowo – z zasadami

„Moje dziecko wychowam inaczej.” „Moje dziecko będzie szczęśliwe i niczego nie będzie mu brakowało”. Dla wielu rodziców na plan pierwszy w kwestii wychowania swej pociechy wysuwa się chęć zapewnienia jej wszystkiego, czego tylko zapragnie.



Podziel się na


Niektórzy rodzice uważają, że dziecko, które nie jest ograniczane żadnymi zasadami to synonim dziecka szczęśliwego. Spełnianie wszelkich zachcianek, puszczanie płazem przewinień, rezygnacja z jakichkolwiek zakazów. Zero smutków, zero stresu, zero łez. I zero pomysłu na wychowanie…

Rodzice na start

Kiedy wielce oczekiwany moment nadejdzie i dzidziuś ujrzy wreszcie światło dzienne, radość rodziców zdaje się nie mieć końca. Zachwyty krewnych nad maluchem nie milkną, a rodziców przepełnia nieprzebrana duma. Dopiero kiedy głosy gości ucichną, a maleństwo smacznie śpi w łóżeczku, w głowie mamy i taty rodzi się pytanie: I co dalej? Strach przed tym, jak je wychować?” wielu młodych rodziców stara się odsuwać na później, bo przecież „na wszystko przyjdzie czas”. Nic bardziej mylnego. Proces ten powinien się rozpocząć już w dniu narodzin, a odpowiednie podejście rodziców do wychowania dziecka to klucz do jego szczęśliwego życia. Założenie, że „jakoś to będzie” lepiej już na starcie odrzucić. Wychowanie powinno być świadomym działaniem, procesem do gruntu przemyślanym oraz zaplanowanym. Jego celem jest przecież ukształtowanie nowego człowieka, wykształcenie w nim stałych, pozytywnych cech, dlatego też zdanie się na dzieło przypadku jest nie tylko wielkim błędem, ale i krzywdą dla obu stron.

Babcinym przykładem

Mimo że dzisiaj babcia z dziadkiem zdają się mieć bardzo liberalne poglądy na wychowanie, a rozpieszczanie wnuków stanowi niejako ich hobby, okazuje się, że w roli rodziców byli jednak bardziej restrykcyjni. Model wychowania dziecka zmienia się na przestrzeni lat. Dzisiaj każdy rodzic ma prawo wybrać sposób, w jaki zamierza przygotować swą pociechę do dorosłego życia. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, jedynym jak się zdaje „prawomocnym” modelem wychowania dziecka było tzw. wychowanie restrykcyjne. Opiera się ono na założeniu, że rodzice mają prawo podejmowania wszelkich decyzji, postępując zgodnie z poglądem, iż „dzieci i ryby głosy nie mają”. Są odpowiedzialni za swoje pociechy, dlatego też mogą je w pełni kontrolować. Zdanie dziecka schodzi tutaj na plan dalszy – dopóki pozostaje zależne od pomocy finansowej rodziców, jest niejako ich własnością. Jednocześnie to rodzice mają obowiązek rozwiązywać wszelkie rodzące się problemy. Pojęcie „władza rodzicielska” wydaje się być w tym wypadku określeniem nader trafnym, gdyż kary za złe zachowanie są czymś naturalnym, a wręcz pożądanym. Rodzice przyjmują założenie, że dzieci nie będą szanowały starszych, jeżeli nie będą znały konkretnych zasad i granic, których nie wolno im przekroczyć. Ten model wychowania z góry zakłada istnienie dwóch, przeciwnych sobie stron, z których jedna wygrywa, druga zaś musi przegrać – szukanie kompromisu jest rzadkością.

Wychowany – nieprzystosowany?

Oczywiście nie można powiedzieć, że dzisiejsi dziadkowie, wychowując swoje dzieci, wiernie wypełniali wszystkie te zasady. Jedni preferowali kary, inni woleli ich unikać. Większość jednak, być może nieświadomie, realizowała ten właśnie model wychowania. Skoro nam udało się „wyjść na ludzi”, także i dzisiaj metody wychowawcze babci i dziadka powinny się sprawdzić. Pytanie – jak wychować dziecko? – wydaje się być rozstrzygnięte. Jak się jednak okazuje, pogląd ten nie do końca jest trafny. Wychowanie restrykcyjne nie pozwala na osiągnięcie wszystkich zamierzonych celów. To prawda, że kary powstrzymują przed niepożądanym zachowaniem i uczą dyscypliny, ale nie kształtują w dziecku poczucia samokontroli ani odpowiedzialności za własne czyny. Unika ono tego, co zakazane z uwagi na lęk przed karą, co nie gwarantuje, że nie podejmie zakazanego działania, kiedy nie będzie czuło nad sobą kontroli. Kary wywołują bunt, który, choć tłumiony, może z czasem wybuchnąć i objawić się niepożądanym zachowaniem. Dzieci wychowywane w ten sposób nie są uczone od małego rozwiązywania własnych problemów. Będąc „pod kloszem” rodziców, mają poczucie nie tylko ograniczonej wolności, ale także, niekiedy podświadomie, poczucie bezgranicznego bezpieczeństwa. Jego utrata w wyniku zderzenia z dorosłym życiem może okazać się ogromnym zaskoczeniem. Objawi się nieprzystosowaniem do realnego życia, nieumiejętnością radzenia sobie z codziennymi, błahymi być może kłopotami.

A w książce napisali…

Kiedy więc okazuje się, że porady wychowawcze babci i dziadka, mimo że na co dzień skutkują, nie zawsze sprawdzają się w przyszłości, rodzice poszukują innej „wersji wychowania”, bardziej przystającej do tzw. naszych czasów. Tym bardziej, co nietrudno zauważyć, dziadkowie z biegiem czasu także odstępują od wcześniej wyznawanej zasady, że „dziecko powinno wiedzieć gdzie jest jego miejsce”. – Moja mama była wobec nas bardzo surowa, mieliśmy jasno powiedziane co wolno, a czego nie. Teraz mamy nie poznaję. Trudno jej wytłumaczyć, że moja Julka także potrzebuje jakichś zasad… Zdania takie nie są odosobnione. Model wychowania proponuje wiele podręczników można nazwać modelem przyzwalającym, często utożsamianym z modnym ostatnio terminem „wychowanie bezstresowe”. Idea wychowania bezstresowego opiera się na podstawowym założeniu, że ograniczanie potrzeb człowieka w dzieciństwie, doprowadzi do ograniczenia jego możliwości w przyszłości. Dlatego też nie należy zbyt często odmawiać dziecku, ale raczej starać się spełniać jego zachcianki. Powinno ono mieć świadomość, że jest kochane przez rodziców, a utwierdza je w tym przekonaniu fakt, że wszelkie wysuwane pod ich adresem prośby zostają spełnione.

„Bo będę płakał!”

Założenie, że służenie dziecku jest podstawowym zadaniem rodzica to podstawowy błąd wychowawczy. Rodzice nie karzą dziecka za złe zachowanie, ale próbują różnych taktyk, aby to zachowanie ograniczyć i skłonić dziecko do współpracy. Targują się z nim, proszą, namawiają, a jeżeli to nie skutkuje dają za wygraną, pozwalając dziecku po raz kolejny postawić na swoim i osiągnąć zamierzony cel. W czasie, kiedy mama z tatą wypracowują nowe techniki perswazji, ich pociechy obmyślają sposoby radzenia sobie z nimi, omijania granic i łamania zasad. Kiedy jednak żadna z prób osiągnięcia celu nie skutkuje, dziecko sięga po broń ostateczną – atak złości. – Tyle razy ci mówiłam, nie dotykaj tego automatu, nie kupimy już więcej batoników – młoda kobieta z trójką małych dzieci czeka na autobus tuż obok automatu ze słodyczami. Około trzyletnia dziewczynka spogląda na mamę w skupieniu, szybko rozgląda się po zaciekawionych twarzach stojących obok ludzi, po czym z jej ust wydobywa się przeraźliwy, przeciągły wrzask. Ludzie spoglądają ze zdziwieniem, a dziewczynka, kontynuując swój zabieg obserwuje jak mama w popłochu sięga po portfel… W momencie, kiedy rodzic poczuje się winny, zrozumie, że odniósł kolejną wychowawczą porażkę, szybko ustąpi. Nietrudno zauważyć, że model wychowania bezstresowego lansują zwykle rodzice, którym nie udaje się pogodzić wychowania dziecka z obowiązkami zawodowymi. Spełniając wszelkie zachcianki swoich pociech wmawiają sobie, że świetnie dają sobie radę, a tym samym nie zauważają ich rzeczywistych potrzeb. Nie potrafią dostrzec prawdziwych problemów, których przecież dzieci mają najwięcej – dla nich nawet mały kłopot urasta do rangi katastrofy. Mama czy tata, widząc uśmiech, wywołany wręczonym prezentem, mimowolnie przymyka oko na to, co tak naprawdę dzieje się w umyśle „uszczęśliwionego” malucha. Przekonanie, że dzieciństwo powinno być beztroskie, staje się argumentem na wszelkie zarzuty.

A może tak sztama?

Dzieci uczą się głównie poprzez naśladowanie, dlatego też wzór, jakiego dostarczają im rodzice, będą one wcielać także we własne życie. Jak więc pogodzić chęć zaspokojenia potrzeb malucha z wychowaniem go na dobrego człowieka? Przede wszystkim, proces wychowania wymaga równowagi pomiędzy stanowczością i zdecydowaniem, a szacunkiem dla wolności i indywidualnych potrzeb dziecka. Stanowczość i zdecydowanie? Tak, ale według określonych zasad. Wolność? Jak najbardziej, ale w ramach jasno wytyczonych granic. Spełnianie potrzeb? Owszem, ale jak najczęściej własnym wysiłkiem i staraniem. Jak jednak wypracować ten demokratyczny model wychowania, aby spełniał on jednocześnie potrzeby dzieci, jak i dążył do celów wytyczonych przez rodziców? Przede wszystkim należy uświadomić sobie, że to relacje pomiędzy rodzicami mają najbardziej istotny wpływ na rozwój ich pociech. Dzieci uczą się głównie przez naśladowanie, dlatego też wzór, jakiego (być może nieświadomie) dostarczają im rodzice, będą one wcielać także we własne życie. Poprawne relacje w rodzinie to takie, które jasno pozwalają określić, kto jest kim i jaką pełni rolę. Rodzina powinna dzielić się naturalnie na dwie grupy: dzieci i rodziców. Grupy te jednak muszą ze sobą nieustannie współpracować. Taki podział daje czytelny obraz ról pełnionych przez jej członków, poczucie bezpieczeństwa i jasność zasad postępowania. Dziecko musi zdawać sobie sprawę z tego co wolno, a czego nie, wiedzieć jakie zachowanie rodzice dopuszczają, a jakiego nie mogą zaakceptować. W momencie konfliktu pomiędzy rodzicami, dziecko jest zmuszone opowiedzieć się niejako po jednej ze stron, dlatego też różnice zdań nie powinny być rozstrzygane w jego obecności. Jednocześnie rodzice nie mogą dziecka nieustannie kontrolować, chronić przed samodzielnością. Muszą mu pomagać, ale nie wyręczać. Nie dyktować najprostszych rozwiązań, ale pomóc w ich szukaniu. Jednym słowem – współpracować.

Bezstresowo – z zasadami

Pojęcie „wychowanie bezstresowe” jest na ogół kojarzone z brakiem jakichkolwiek zasad, bezgraniczną wolnością dziecka, przyzwoleniem na wszelkie jego kaprysy i cierpliwym znoszeniem nieustannych humorów. Może jednak warto wypracować nową wersję tego właśnie modelu – bez stresu, ale z zasadami? Stres jest nieodłącznym elementem naszego życia, więc trudno całkowicie uchronić przed nim malucha. Można jednak postarać się o to, aby swoim zachowaniem nie zwiększać tej porcji „niepotrzebnych emocji”, o jaką z pewnością zadba codzienne życie. Jak wiadomo mała dawka stresu nie tylko nie szkodzi, ale wręcz może działać korzystnie – napędzać do działania, motywować. Tak więc, zamiast stres redukować, trzeba nauczyć dziecko skutecznego radzenia sobie z nim. Natomiast wytyczenie pewnych granic będzie dla malucha pomocą w codziennym funkcjonowaniu. Dziecko, które nie zna jeszcze świata, odkrywa go, bada, poznaje rządzące nim reguły potrzebuje jakichś wskazówek. Dzięki temu nie musi poruszać się „po ciemku”, ale widzi jasno granice, do jakich może się posunąć. Brak reguł to sygnał braku zainteresowania rodziców, którym przecież „wszystko jedno co zrobię”. Wychowanie bezstresowe powinno być więc rozumiane jako wychowanie bez przemocy i niezrozumiałych kar, bez krzyku i złości, z jasno wyznaczonymi zasadami, a co najważniejsze – ze wzajemnym szacunkiem. Nie należy zapominać, że dziecko jest zupełnie odrębną, nową istotą, która od momentu narodzin żyje własnym życiem. Ma własną osobowość i własny charakter, dlatego próby ukształtowania go według własnego pomysłu z góry są skazane na porażkę.